Wspomniane zastrzeżenia do scenariusza pojawiają się już po pierwszej minucie wprowadzenia do gry. John Blade budzi się skrępowany na stole operacyjnym w jakimś laboratorium i widzi nad sobą niewyparzoną mordę największego handlarza narkotyków Freeport City, czyli Victora Radka, a także biuściastą lalunię, w której szybko rozpoznamy Alexis Sinclair. Niesławna para wprowadziła do organizmu Blade’a tajemniczy mutagen.
Nie zdążyli jednak nacieszyć się obserwacją zmian, jakie zachodzą w jego ciele, gdyż do laboratorium wdarł się intruz prujący ołowiem we wszystkich, którzy tam się znajdują. To Jessica Cannon – już nie ikra, a narybek HardCorpsu, która przybyła ocalić Johna. Pomaga mu uciec do jej wozu, a następnie pędzą przez całe miasto do ostatniej znanej lokalizacji Victora. Jessica jest pewna, że tylko on może ich doprowadzić do Alexis.
Fabularne niedostatki
Emergence w żaden sposób nie wyjaśnia co właściwie działo się między pierwszą, a drugą częścią SiNa. Być może wyjaśnienie zniknięcia Alexis pod koniec pierwszej części i pojawienie się jej w takich okolicznościach w drugiej znajdzie się w kolejnych epizodach? Tego nie wiemy. Pewne jest jednak, że Blade nie odpuści! Uzbrojony w swój standardowy (i chyba już kultowy) pistolet rusza do kryjówki Victora Radka. Desperacka pogoń przynosi nieoczekiwanie rezultaty – eksperymenty z udziałem mutagenu na ludziach… testy, które przemieniają ludzi w zmutowane, dzikie i żądne krwi bestie. Intryga uknuta przez Alexis to tylko wierzchołek góry lodowej, którą w całości odkryjemy w kolejnych epizodach.
Wybór pukawki.
Braki wyjaśnień o co właściwie chodzi i kim są główne postaci gry nie przeszkadza tak naprawdę nikomu. Każdy gracz – niezależnie czy taki, który 8 lat temu ukończył SiNa, czy taki, który ma z tym produktem kontakt po raz pierwszy – bardzo szybko odnajdzie się w mechanice grywalności, świecie i misji, którą ma do spełnienia. Ciekawy jest efekt końcowy Emergence, gdyż jak większość z Was zapewne pamięta (a zakładam, że takim właśnie jesteś czytelnikiem, graczu!) pierwszy SiN funkcjonował na silniku Quake 2 i miał stricte shooterową mechanikę grywalności. Quake 2 narzucił w tamtym przypadku pewien określony rodzaj zabawy.
W Emergence jest nieco inaczej – gra działa na silniku Source Engine, czyli tym, na którym funkcjonuje Half-Life 2. Niechcący twórcom SiNa udało się stworzyć jego świat w mechanice Half-Life 2. Efekt jest naprawdę świetny i w moim przekonaniu wyniósł cała serię o jeden poziom wyżej: skradanie się, skakanie po rurach, a do tego ultra-realistyczna fizyka świata gry. Mariaż tych cech jest świetny i daje graczom olbrzymie możliwości.
Odkrywamy spisek i dowiadujemy się, że jest on tylko zaporą dymną do znacznie poważniejszej intrygi
Ponieważ mamy do czynienia z prologiem to niestety nie będziemy mieć dostępu do wszystkich elementów gry, jakie Ritual dla nas zaplanował. W pierwszym epizodzie poznajemy bohaterów, a także dwa czarne charaktery. Odkrywamy spisek i dowiadujemy się, że jest on tylko zaporą dymną do znacznie poważniejszej intrygi.
W międzyczasie psujemy szyki złoczyńcom i niechcący sprawiamy, że złowieszczy eksperyment wymyka się wszystkim spod kontroli i losy miasta, a co za tym idzie i świata, stają się zagrożone. Do naszej dyspozycji natomiast oddano tylko te rodzaje broni, którymi możemy posługiwać się na przedstawionym fragmencie scenariusza całego SiN 2. W Emergence dostajemy więc klasyczną spluwę Johna Blade’a znaną z pierwszej części gry, zagłębiając się w opowieść tego epizodu w nasze ręce wpadnie też shotgun, a także karabinek maszynowy z wbudowanym granatnikiem.
Zabawa kapsułkami
W kolejnych epizodach wachlarz dostępnego arsenału będzie się odpowiednio powiększać! O ile jeszcze pamiętacie Quake 2 to z całą pewnością wiecie jak wyglądał temat apteczek w tej grze – po rozwałce przeciwnika pozostawiał on po sobie amunicję i jakąś tam apteczkę – były one też porozrzucane po levelach. W Emergence jest nieco inaczej – zdecydowano się skopiować pomysł Half-Life 2 z panelami do leczenia. Tyle tylko, że posiadają one kapsuły z gazem leczniczym.
Koszmarnie drogie, chybiony pomysł z epizodami, a grafika na screenach wygląda jak Max Payne, część pierwsza. Strata czasu.
No niestety, to jest ten sam problem co HL2: Ep1. Dla mnie to jest mastepiece, ale mozliwosc ukonczenia gry w jedna noc zostawia jakis niesmak. . .
SIN1 był delikatnie mówiąc denny. Mam dziwne wrażenie, iż jego kontynuacja będzie jak odgrzewany kotlet. . . i to zjadany na raty.
Kokosz, miałem się poznęcać nad tą recenzją, ale niespecjalnie jest się do czego przyczepić 🙂 Ocena trochę zawyżona, ale to przez to, że błędnie przyjąłeś, że te 4 godziny zabawy jest warte 60 złotych. No i z ta ultra-realistyczną fizyką trochę przesadziłeś. . . Prawda natomiast jest taka, że epizodyczny, serialowy format (na który osobiście liczyłem, że wniesie coś nowego) absolutnie się na razie nie sprawdza, ani w przypadku SiN Ep ani HL2.
hehe ktoś grał na piracie czy cos. Przecież gra sama się upgrade’uje, a przecież jak napisałeś, piszesz recenzje 5 miesięcy po publikacji LOL
Recenzje pisałem po 5 miesiącach. Nigdzie nie twierdziłem, że odmawiałem sobie przyjemności z grania przez te tygodnie. Grę ukończyłem bardzo, bardzo dawno temu.
Jak dla mnie to gra taka sobie. No i ta cena. To jakieś nieporozumienie. Poczekam jak wydadzą wszystkie epizody razem.
dobra recka ale grze o tego nie powiem;p
No nareszcie takich gier właśnie brakuje na PSP, tylko nie wiem czy przenośna konsolka da rade unieść tą roździelczość. . . [ironia]
Recka dobra i ciekawa a odnosnie gry to zawsze lubilem i mialem pewnego rodzaju sentyment do pierwszego SiN tak samo polubilem i to nawet bardziej dzieki mozliwosciom Havoka i Source druga czesc SiNa i czekam na kolejny episod a co podzialu gry na episody to mi on nie przeszkadza tylko episody moglyby wychodzic czesciej niz teraz :)przynajmniej tak co 4-6 miesiecy
Żałosny jest ten nowy SIN. Byłem bardzo napalony, pamiętając pierwszą część. Okazało się, że gram w HL2 z inną bronią w rękach. Krótka i mało wciągająca, naprawdę szkoda, że nie robi się już takich gier jak kiedyś.