Mordercy czasu, czyli gry w które grałem najwięcej

Mijający właśnie rok był dla mnie czasem nadrabiania zaległości z lat poprzednich kiedy to mój starzejący się komputer nie pozwalał mi grać w najnowsze hity. Dlatego też paradoksalnie większość czasu przy komputerze w 2008 roku spędziłem nad grami z lat wcześniejszych.

Za rok też będziemy grali?

Na pierwszy ogień poszedł Call of Duty 4 okrzyknięty królem multiplayer. Nie mogłem więc odpuścić sobie przyjemności spróbowania go. I faktycznie, pomimo całkiem przyzwoitej kampanii dla pojedynczego gracza to właśnie rozgrywki wieloosobowe wciągnęły mnie bez reszty. Choć pojawił się następca, obawiam się, że COD4 długo jeszcze będzie skutecznie się bronił stanowiąc fenomenalne narzędzie do zabawy online.

Zmagania wojenne przerywałem wyprawami w krainy fantasy. Pierwszy był oczywiście Wiedźmin. Przyznam, że byłem wielce ciekaw dzieła CD Projekt RED. I nie zawiodłem się. Wreszcie dostałem RPGa, w którym świat nie był czarny lub biały, ale zawierał pełną gamę szarości. Ciekawa fabuła, autentyczne dylematy moralne, system walki i doskonałe dialogi sprawiły, że godziny spędzone przy tej grze wspominam bardzo dobrze. Jako, że od lat jestem fanem twórczości Sapkowskiego smaczku zabawie dodawał sam bohater i świat, w którym toczy się gra.

Drugą pozycją, która przykuła mnie do monitora był Neverwinter Nights 2 z dodatkiem Maska Zdrajcy. Zarówno podstawka jak i dodatek sprawiły mi całą masę frajdy (pomijając krańcowo trudny i męczący pojedynek z Królem Cieni). Dostałem dokładnie to czego oczekiwałem. Olbrzymia ilość klas, dziesiątki zaklęć, ciekawe postaci członków drużyny (z moim ulubieńcem krasnoludem Khelgarem na czele). Obsidian Entertainment stanął na wysokości zadania, a dodatek (Maska Zdrajcy) jeszcze wzmocnił pozytywne wrażenie z obcowania z tym tytułem. Z tym większą niecierpliwością czekam na drugi dodatek – Storm of Zehir.

Nie mogłem odmówić sobie przyjemności zanurzenia się w głębinach oceanu. Bioshock okrzyknięty grą roku 2007 okazał się jednak dla mnie pewnym rozczarowaniem. Choć bawiłem się przy nim całkiem nieźle oczekiwałem czegoś więcej. Zresztą pisałem o tym w jednym z moich felietonów. Nie zmienia to faktu, że to pozycja godna uwagi szczególnie w świetle nadchodzącej drugiej części.

Może AC2 będzie lepsze?

Równie wyczekiwaną pozycją jak Bioshock był dla mnie Assassin Creed. Niestety, w tym przypadku można mówić o sporym rozczarowaniu. Doskonała oprawa graficzna, model poruszania się po mieście, fenomenalne widoki Jerozolimy i Akki czy bieganie po murach nie rekompensują nudy jaka wieje z tego tytułu. Spędziłem przy nim sporo czasu licząc na to, że może znajdę ten atut, który sprawi, że „odkryję” Assassin Creeda. Niestety. Poza monotonią i ciągłym powtarzaniem tego samego schematu nie znalazłem nic więcej. Szkoda, tym bardziej, że zainwestowałem w przygody Altaira sporo czasu. Nie czekam więc na drugą odsłonę przygód średniowiecznego zabójcy.

Grą, która była dla mnie absolutnym odkryciem okazała się jednak nie jedna z superprodukcji tego czy poprzedniego roku, ale coś zdecydowanie mniejszego kalibru. Trackmania Nations Forever (jak i Trackmania United Forever) pochłonęły olbrzymią ilość moich graczogodzin. Te proste wyścigi nawiązujące ideą do „ścigałek” znanych jeszcze z czasów Amigi okazały się wprost niewiarygodnie miodne. Nie ma tu doskonałej fizyki, licencji znanych samochodów czy wiernie odwzorowanych torów wyścigowych znanych z TV. Mamy śmiesznie wyglądające bolidy i powykręcane tory, które sprawią, że wszyscy spragnieni czystej zabawy po prostu zatracą się w tym tytule.

Innym odkryciem drugiej połowy roku okazała się online’owa zabawa w wirtualne regaty. Wirtualne żeglowanie tak bardzo mnie wciągnęło, że teraz ścigam się już na trasie dwóch regat – Volvo Ocean Race (właśnie finiszuje trzeci etap) i Vendee Globe. Zabawa genialna w swojej prostocie – jednym słowem to, co oldschoolowi gracze lubią najbardziej. Wszystkich zainteresowanych zapraszam na stronę www.virtualregatta.com

[Głosów:0    Średnia:0/5]
1
2
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułŚwiąteczne TOPki
Następny artykułVtopki #1

4 KOMENTARZE

  1. heheheh szukam co to za hit numer 1 w necie – i trafiłem na tekst z czerwca 😀 hehhehe. Sam mam LBMA blue edition i pochłania mnie już 2,5 roku. A na końcówkę czerwca mam zapowiedziane drugie wydanie do kompletu :DPozdrawiam

  2. Apropo pink vs blue edition. Jak to u Was jest? Ponoć przyjęło się za „dawnych” czasów, że boy edition = blue idition, a girl edition = pink edition. A na dalekim południu niby było odwrotnie. Moja mama, wychowana po góralsku, ubierała mnie na różowo, to potem się kobiety na Śląsku, gdzie mieszkaliśmy, dziwiły, co to za ładna dziewczynka w wózeczku :p. A to chłopczyk był, więc naturalne, że ładne dziecko ; ).

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here