Teza, że gry komputerowe nie są tylko dla dzieci jest ostatnio często podnoszona, nie tylko na łamach najszacowniejszej Valhalli, ale i na mniej opiniotwórczych forach. Trzydziestoletnie dziadki, siedzące w piżamach o 10 rano (o rety, ktoś mnie wydał!) cały czas żądają docenienia swojej rozrywki i ani nie chcą słyszeć, że tak naprawdę to zabawa dla nastolatków, które zresztą są od nich lepsze, szybsze i mają lepszą koordynację ruchów. Niedobrze.
Wszyscy powołują się na dane, wskazujące na to, że w takiej na przykład Wielkiej Brytanii średni wiek gracza to 30 lat, a średni wiek kupującego gry to aż 38. Nie wiem, skąd oni biorą te dane, bo wychodzi na to, że na każdego dwudziestolatka, kupującego gry, przypada jeden sześćdziesięciolatek, ale ze statystykami nie będę się spierał. Chcę postawić tylko jedną, jasną tezę. Gry tak naprawdę są tylko i wyłącznie dla dzieci.
„Czytałem będąc młodym chłopakiem, jak Wojtek został strażakiem” śpiewał Kazior tak dawno temu, że wicepremier Pawlak był jeszcze premierem Pawlakiem i dokładnie na tym opieram swoją teorię. Gry to tylko i wyłącznie katalizator naszych dziecięcych marzeń. Aż dziw bierze, że jest tak mało symulatorów pożarniczych, choć rzeczywiście – mimo, że jestem Wojtkiem, nigdy nie miałem ochoty zostać bohaterskim pogromcą płomieni.
Ale każdy z nas chciał chyba zostać policjantem, wodzem wielkiej armii, zabójcą na zlecenie, albo hodowcą Piniat. I gry nam to umożliwiają! Bez konieczności dwudziestoletniego szkolenia i wstawania codziennie o piątej oraz ryzykowania własnego życia, możemy być pilotem myśliwca bojowego. Bez konieczności przebierania się w plastikowy mundur Centuriona made in China możemy biegać po polach i lasach, zabijając Hunów i Wandali. Bez ryzykowania swojej kariery zawodowej i bez milionów dolarów na koncie możemy udawać Roberta Kubicę, który już niedługo wygra wyścig w Melbourne (zapamiętajcie moje słowa). Słowem, możemy wcielać w czyn (bardziej lub mniej realistycznie rzecz jasna) swoje dziecięce marzenia. Pod tym kątem patrząc, gry są tylko i wyłącznie przeznaczone dla dzieci.
I nieważne, czy to dziecko ma czterdzieści, czy pięćdziesiąt lat, czy jest księgowym, prezesem czy nawet prawdziwym policjantem. Kiedy siadamy przed monitorem, czy telewizorem, przypominają nam się lata dzieciństwa, kiedy to chcieliśmy zgolić się na pałę, zrobić sobie na potylicy kod kreskowy i ruszyć do Wenezueli, aby załatwić narkotykowego barona. Co z tego, że teraz, kiedy już moglibyśmy to zrobić, żona nam nie pozwoli. Mamy swoje Xboxy, Playki i Pecety, ukradkiem wykradzione niedzielne godziny i… jazda. Znowu mamy pięć lat.
Kategoria wiekowa to tylko pusty symbol, teoria mająca zapobiec prawdziwym dzieciom oglądania seksu, przemocy i krwi. Tak naprawdę każdy, kto siada do gry komputerowej i zapomina się w niej, staje się stuprocentowym dzieciakiem. Znajdźcie mi bowiem drugą taką rozrywkę, przy której wspomniany, czterdziestoletni księgowy będzie się kiwał z lewo na prawo, żeby ominąć nadlatujące asteroidy, a kiedy uda mu się wreszcie pokonać arcytrudny poziom, wyrzuci swojego pada pod sufit z szaleńczym okrzykiem triumfu. W biurze to by nie przeszło. Ale na szczęście jest coś, co czyni nas na powrót dziećmi. Fantastiko!
Fakt, czasami czuję sie jak dziecko ale to nie znaczy jeszcze że sie tak zachowuję. Przykład z „gier kręgu”? Jako niedorostek zaczynałem średnio 56 gier miesięcznie, wszystkie mi się podobały i żadnej nie kończyłem, czy grałem w dooma czy w civkę leciałem przez grę jak szalony. A teraz – naście lat później? Gram np. w Stalkera; włóczę sie po Zonie od miesięcy – zaglądam w zakamary, testuje taktyki i bronie, oczywiście gram tez w civ4 – od pół roku a nie ruszyłem jeszcze dodatków – dłubie, ściubię, kombinuję. Podsumowując; mimo że czasu mam mniej; gram wolniej i z większą przyjemnością, szczerze mówiąc. Ale pewnych ograniczeń zdziadzienia sie nie przeskoczy – za dziesięć lat każdy z nas, czy ma teraz14 czy 34 lata będzie grał inaczej – i żadne „dziecko w tobie” 😀 tego nie zmieni. Howgh
Szkoda, że gdy gracz zaczyna rozumieć w jaki sposób powinno się grać w gry komputerowe (powoli i dokładnie) okazuje się, że nie ma już na nie tyle czasu ile trzeba. Właściwie to jest go za mało nawet na zapoznanie się z wartościowymi tytułami. Niektóre gry są wykonane z taką jakością, że przelecenie przez nie jak burek przez żyto zakrawa na profanację. Wpisać cheata? Nie uchodzi! Przypomina to przysłowiową sytuację typu „osiołkowi w żłobie dano”. Śpieszmy się przechodzić gry, tak szybko nowe nadchodzą. 😉
Nie zgadzam się z autorem i uważam, że gada bzdury :)Gry nie są po to, aby móc poczuć się znów 5-latkiem, ale są ukoronowaniem rozwoju rozrywki wszelkiego rodzaju, gdyż są interaktywne, a osoby w nie grające (pomijając dzieci) doceniają postęp. Mówiąc, że gry są dla dzieci i „wyzwalają dzieci” nasuwa się wniosek, że to „strata pieniędzy, czasu i ogólnie głupoty”. Czy o kimś oglądającym filmy kryminalne w telewizji albo czytającym książki Agathy Christie powiemy, że robi to aby poczuć się dzieckiem ? A czy ktoś powie to samo o 30-letnich facetach biegających po boisku, uganiając się za piłką ? A może powiemy to samo o zbieraczach znaczków, że realizują dziecinne marzenie – by mieć więcej i lepsze od innych ?Gry są rozrywką, najbardziej zaawansowaną jaką do tej pory wymyślił człowiek i nie należy mówić, że wyzwalają dziecko, bo inaczej trzeba by powiedzieć, że każda rozrywka wyzwala dziecko i jest dziecinna. A wszyscy Ci, którzy twierdzą, że gry są dziecinne i nie warto na nie poświęcać czasu, a tak naprawdę guzik o nich wiedzą, niech się bujają 🙂
Uważam, że cytowana osoba zachowuje się jak pięciolatek!
No jeżeli taki wniosek Ci się nasuwa, to znaczy, że jesteś stetryczałym dziadem. Mnie „wyzwalanie wewnętrznego dziecka” kojarzy się jednoznacznie pozytywnie.
O czytelniku książek Agaty Christie, może nie, ale o trzydziestolatkach ganiających za piłką – jak najbardziej. Bójki na boisku jak najbardziej kojarzą się z dziecinadą, a przy okazji meczów piłkarskich dochodzi do nich bardzo często.
No i bardzo dobrze.
Uważaj, bo mam starszego brata w wojsku 🙂
neth: popieram w stu procentach. autor pisze bzdury i tyle. . . Gry są takim samym „zabijaczem wolnego czasu” jak inne rozrywki. . . np. weźmy takie kreskówki. . . przecież nie wszystkie są dla dzieci, komiksy – to samo. . . są nawet bajki dla dorosłych. . . (nie koniecznie z golizną) . . . dla mnie gra wideo to rozrywka, która stoi na równi z kinem czy czytaniem książek. . Gry mogą też być dziełem artystycznym samym w sobie. . . tak jak film czy teatr. Ja jak mam trochę wolnego czasu wolę latać z wirtualną giwerą po wąskich korytarzach niż siedzieć przed telewizorem i przełączać kanały. . . gry jak wszystko inne występują w odmianach dla dorosłych i dla dzieci. . . ot znak czasów, kolejny sposób na spędzanie wolnego czasu.
Piszesz, że są sztuką, szkoda tylko, iż sztuką jak dotąd niedocenioną przez ogół społeczeństwa. Są filmy i książki, które bez szemrania przyjmuje się za dzieła wybitne, szkoda, że nie ma takich gier.
A jak to różnica w stosunku do książek ? Jeśli oczekujesz od lektury tylko prostej rozrywki, to pewnie nie warto marnować czasu na Dostojewskiego czy Prousta. Ale oba typy książek istnieją i to te mniej czytane tworzą trendy, które pozwalają nawet mniej ambitnym książkom cieszyć się autorytetem dzieła sztuki. I nie wszyscy, którzy czytają ambitne dzieła, ograniczają się tylko do nich. Czasami miło jest wziąć do ręki coś lżejszego. Jak to jest z grami ? Ano produkcji z wyższej półki jest bardzo mało biorąć pod uwagę fakt, że gry jako takie są produktem masowym. Dlaczego tak jest ? A jest tak, ponieważ gry są produktem tzw. wysokiej technologii – aby zostać artystą gier komputerowych trzeba wpierw odebrać solidne wykształcenie ścisłe. To zostawia niewiele miejsca na rozwój artystyczny. Można wymyślić model ala kino – artysta jest wspierany przez techników, a sam zna się na technice niewiele. Ale w grach komputerowych artysta musi się znać bardzo dobrze na najnowszych trendach technologicznych. Dlatego skazani jesteśmy na oczekiwanie na jakiegoś genialnego artystę, który przez przypadek zna również dobrze technologię. Póki co nie mamy wielkiego wyboru. A im większy wybór tym lepiej.
Nie wiem dlaczego mam wrażenie, że niektórym się zdaje, że ja uważam, że fakt, iż gry pozwalają nam się stać dzieckiem to coś złego. Uf, ale karkołomne zdanie. Lekkie książki też pozwalają nam sie zapomnieć – inteligentne kobiety czytają słabe romansidła, bo je lubią. Faceci lubią sensację to czytają Ludluma i Forsytha. Ale to pewnie też dlatego, żeby się wyluzować, zapomnieć, poczuć jak dziecko, które nie ma na głowie rachunków i wrednych sąsiadów tylko KGB i złowrogiego towarzysza Jaszyna. I nic w tym złego.