Tak zwane gry alternatywne są bardzo potrzebne. Nic tak nie dopinguje do działania i myślenia, jak konkurencja. W czasach, kiedy dominują sequele i tak zwane „bezpieczne inwestycje w sprawdzone produkty” muszą być ludzie, którzy samodzielnie rzucają rękawicę całemu światu, w małej grupie (samemu już raczej nie da rady) kodują całymi dniami, a następnie rozkwitają jako młode gwiazdy sceny growej.
Mamy wiele przykładów dobrych zespołów undergroundowych, które dały nam naprawdę świetne gry, a nawet przebiły się do tzw. mainstreamu – choćby Introversion i ich Uplink/Darwinia/Defcon. Ale to ciągle za mało! Kiedy wchodzę na strony inkubatorów undergroundowych, założonych, by promować gierki zapaleńców, nie umiem się oprzeć wrażeniu, że „alternatywa” jest tylko pretekstem do stworzenia kolejnego „zmyślnego” klona Tetrisa/Puzzle Bobble albo Asteroids. To ma być rewolucja? Wyzwanie dla wielkich tego świata?
Firma PopCap, która jakiś czas temu czczona była za dość ciekawe Peggle, na swojej stronie reklamuje nieskończone klony tych samych gier. Czasem występują w nich dinozaury, czasem bańki z oczami, a czasem weneckie łodzie, ale generalnie to jest cały czas ta sama gra, która w dodatku (zapewne dlatego, że jej grafika nie jest czarno-biała i wektorowa) kosztuje równowartość jakichś 60-70 złotych. To ma być alternatywa? Underground? Jak dla mnie to zdzierstwo.
Całym sercem jestem za biednymi entuzjastami, którzy w zaciszu swojej sypialni wymyślają platformówki, w których kierujemy kulką smoły. Ale niech realizowane będą tylko gry, które rzeczywiście mogą wnieść coś nowego. Proszę! Rozumiem, że tak długo, jak ludzie będą kupować te wszystkie Venice Deluxe i Chuzzle, tak długo undergroundowcy będą je wydawać, ale przecież nie o to ma (niby) chodzić w tym biznesie. Skoro jesteście alternatywni, to – do cholery! – bądźcie.
Czy naprawdę w naszej branży jest za mało ryzykantów, żeby jakiś growy Robert Rodriguez zgłosił się na testy nowych leków, zarobił 3000 dolarów i za tą kasę sfinansował swojego El Mariachi? To się naprawdę opłaci! Rzućcie w diabły swoje kamyczki, toczące się piłeczki i wesołe dinozaury i zróbcie grę, która – może nie zerwie czapek z głów – ale przynajmniej zostanie zauważona przez wszystkich – widzów, producentów i kredytodawców. Sam Rodriguez zapewne zaświadczy, że to się wam opłaci.
Jak wam wierzyć, drodzy undergroundowcy, skoro najwięcej wsteczności i powtórek jest właśnie w waszych produktach? Skoro Bejeweled sprzedał się dobrze, to co tworzymy? Bejeweled 2! Nawet chłopaki z Introversion, którzy zarzekali się, że nigdy nie stworzą sequela do żadnej swojej gry, teraz pichcą cichaczem kontynuację Darwinii, we wszystkich wywiadach oczywiście twierdząc, że to nie sequel. Ech… Nie dajcie się skusić łatwą kasą! Walczcie o swoje! Bo jeśli nie – ostrzegam! Będę kupował tylko FIFY i Assassin’s Creedy!
Sporo w tym racji. Niezależny to często nic innego niż wracający do przeszłości i poniekąd żerujący na sentymentach, z grafiką 2D, walką turową etc. Na poletku cRPG jest takie studio Spiderweb, jeden z najgłośniejszych deweloperów niezależnych, które sprzedaje teraz Geneforge 4, zapowiedziało Avernum 5, a ostatnio wskrzesiło stare Nethergate: Resurrection, podając je w nowym sosie. Perełek takich jak np. Mr Robot studia Moonpod jest malutko. Swoją drogą polecam, bo naprawdę świetna gierka (można kupić, ale można też zassać demo) http://www.moonpod. com/English/about_mr. robot.php
@nefthegreyNo nie wiem, mi tam od razu przypomniało się Mr. Robot and His Robot Factory z Atari (XL/XE). . . Fakt, to z Atari było w 2D, ale pomysł wydaje się identyczny. . .
Wiesz, wszystko już było. Przestałem już wygladać tytułu, który byłby nowatorski w każdym calu. Trudno zreszta porównywać platformówkę Atari z ta grą. Proponuję zagrać w Mr Robota po prostu i potem ocenić 🙂
No to niech każdy dorzuci cos do listy wartych uwagi:Armadillo RunBridge Builder / PontifexWalaber’s Jello CarGishBlast Miner
fajny obrazek 🙂 i jednak wychodzi na to, że Malacarowi zaszkodził ten Xbox 😀 pomylił underground z casualami 🙂 indie development to nie tylko Introversion. Penumbra, Project Offset, Savage 2, Age of Decadence, Broken Hourglass, nawet nowy Sam & Max – to są duże gry, niektóre nawet głośne choć pozbawione hype’u za miliony dolców. A a propos grafiki czarno-białej i wektorowej – Vigil: Blood Bitterness, gra kiepska, ale będąca właściwie synonimem produkcji undergroundowej. I jeszcze takie nawiązanie do dawniejszego blogu, w którym była mowa o śmierci gier tekstowych i interactive fiction – Illuminated Lantern, radzę zajrzeć co się tam dzieje. I jeszcze jedna linka – może jest tam sporo prostych zręcznościówek logicznych, wyglądających jak casuale, ale to nie taśmówka z PopCap.
Świetne spostrzeżenie, ja też się na tym złapałem, ale przy okazji doznałem bardzo przyjemnego olśnienia – wiadomo, że jesteśmy pokoleniem, które dorastało razem z grami i te gry razem z nami ewoluują. Klaruje się także kanon „pozycji obowiązkowych” i warsztat – zasób wiedzy i umiejętności potrzebnych do stworzenia czegoś nowego. Trudno jest napisać arcydzieło jeśli tworzy się alfabet, trudno stworzyć symfonię, jeśli przy okazji wymyśla się zapis nutowy. W przypadku gier jest lepiej – już obecnie posiadamy sporo fantastycznych gier, oczywiście innowacyjnych (bo pierwszych w historii), ale nie znaczy to, że genialnych. Pierwsza, prehistoryczna melodia na fujarce też wydała się ówczesnym słuchaczom „cool”, ale jest ona jak 8-bitowy River Raid. Wszak bawimy się tym od jednego pokolenia! Pomyślmy o potencjale! Pomyślmy o tym wszystkim, co czeka naszą najmłodszą muzę, te wszystkie epoki, style, nurty, czerpanie z dzieł poprzedników, przy jednoczesnym wsparciu ze strony galopującego postępu technologicznego. Myślę, że nie ma co narzekać, bo tak naprawdę największym problemem każdego z nas jest wyłącznie brak czasu na zapoznanie się choćby z Top 10 independent games of 2006: http://gametunnel. com/cat_goty.phpNapisałem „problemem każdego z nas” ale nie „branży”. Bo branża, jak zergowa Overmind, wszystko wchłonie, zasymiluje i będzie nas zaskakiwać jeszcze przez wiele, wiele pokoleń.
Dorzucę Independent Games Festival z listą kandydatów na 2008: http://www.igf. com/php-bin/entries2008.php
No nie, no ludzie. . . :'(((Przecież casuale to (też) np. Viva Pinata, a trudno porównywać Introversion z Microsoftem? Wielkie koncerny też piszą casuale, co ja tu znowu źle napisałem 😐
A Portal? Wydany z jednej strony przez poważnego gracza na rynku (Valve), z drugiej dostępny przez „alternatywne” medium (Steam). Co prawda jeszcze osobiście nie grałem, waham się czy zabulić 20$ przez Steam czy poczekać na Orange Box z nieciekawym dla mnie HL2, ale filmiki z gameplay’a robią świetne wrażenie, choć gra jest krytykowana za bycie zaledwie ciekawostką (czas przejścia ok. 2h) i za niedosyt jaki pozostawia. A trybu multi brak. Aaa i jeszcze jedno – co się stało z The Incredible Machine? Jak można nie rozwijać tak świetnego pomysłu i grywalności? Gdyby to jeszcze zrobić na dobrym silniku z fizyką i 3D. . . To zadanie jak znalazł na pracę dyplomową lub projekt zaliczeniowy w kilkuosobowym gronie.
To właśnie Armadillo Run – z prawdziwą fizyką, polecam!
Ah, seraphim mnie ubiegł 🙂 Ale dokładnie : Casual != Underground. Casual jest wręcz bardzo mainstreamowy – popularne małe gierki, które starczają na chwilę. Introversion za to jak najbardziej zalicza się do Undergroundu. Klimat Uplinka tworzony przez specyficzną rozgrywkę i grafikę w 255 odcieniach niebieskiego działa na wyobraźnię :). Są też gierki które mi ciężko zaszufladkować. Jedna z moich ulubionych pozycji : Daemonica owszem, została wydana w wersji pudełkowej, owszem jest w empikach, ale jakoś nie pasuje mi do wizerunku mainstreamówek. Albo takie rpg w, którego pogrywam Neverend – całkiem ciekawe a ile osób o nim słyszało? 🙂 Pozdrawiam
ja słyszałem i nawet dwie recenzje pochlebne napisałem 🙂 i to właśnie tą grę miałem na myśli gdy w wątku konsolowo-wojennym wspominałem o grach, które wykorzystują mechanikę jRPG ale dokładając do niej zachodnią fabułę i klimat.
Seraphim : no i świetnie, jesteś undergroundowcem 😀 Na pewno nikt nie ma monopolu na wyłączne znanie niektórych tytułów (zwłaszcza jak się siedzi w branży). Niemniej na korytarzch szkolnych częściej usłyszysz ‚A graliście w najnowszą fifę?’, niż ‚Kojarzycie takiego rpg Neverend’ :)pozdrawiamP. S Aaa no i wydało się kto napisał reckę, po przeczytaniu której ostatecznie się zdecydowałem na zakup 😀
„Rozumiem, że tak długo, jak ludzie będą kupować te wszystkie Venice Deluxe i Chuzzle, tak długo undergroundowcy będą je wydawać”No właśnie chociażby z tym się nie zgadzam 😉 – IMO to są gierki wybitnie casualowe, a nie undergroundowe.
Dokładnie Casual != Underground. Casual jest bardzo dochodowy i ogólnie oto w tym chodzi, żeby było łatwo, kolorowo i wielokrotnie :PTrzeba jeszcze pamiętać o tym, że twórcy niezależni (czy to ich czyni zaraz undergroundowymi?) przez jakiś czas w większości wypadków nie będą wstanie wykonać dobrej jakościowo gry. Na każdym forum gamedev’owym początkującym zaleca się rozpoczęcie jakiegoś małego projektu (tetris, arkanoid i inne arcade’we gierki), który ma szansę na ukończenie. Nie ma sensu rzucać się z motyką na słońce. Często nie można też oczekiwać, że nagle twórcy rzucą swoją pełnoetatową pracę na rzecz jakiejś gierki. No i nie zgodzę się co do tego, że niezależne gierki rzadko tworzone są przez jedną osobę. Powiedziałbym, że to jest aż nazbyt częste.
@MalacarDałeś do zrozumienia, że pomiędzy grami niezależnych devów a grami dla casuali stawiasz znak równości, a tego robić nie można. A już napisanie, ze nastawiony na czerpanie zysku z biurowych gniotów dla księgowych PopCap jest undergroundowym indy developerem woła kompletnie o pomstę do nieba. . .
Dobra – zgadzam się, coppertop. Kolejny zysk z wpisu w blogu :)Dzięki.
Tak. Pomarzyć zawsze można. Prawda jest jednak taka, że gry za $3000 się nie zrobi, a film jednak można. Szansa na nowy „Another World” jest niewielka lub żadna. Co zaś do wielkich firm. Te robią to, na co czeka większość graczy, czyli na kolejne odmiany Doomów, Quake’ów, Gothiców i wielu innych gier, które są interesujące przez pierwsze 5 minut. Inna rzecz, że nie przesadzajmy. Od czasów Atari większość gier to chłam. Perełki zawsze były rzadkością. Ja znajduję jedną, dwie rocznie. I zawsze tak było.