Szefowie resortów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości debatują nad wprowadzeniem do prawa unijnego przepisów, zakazujących dystrybucji brutalnych gier. Problemem jest głównie dostępność tego typu oprogramowania dla młodzieży. Tematem szczytu jest między innymi projekt zwiększenia kar dla dystrybutorów za sprzedaż tego typu gier nieletnim. Wszystko dzięki inicjatywie unijnego komisarza ds. sprawiedliwości Franca Frattini.
Nie jest to pierwsza debata nad szkodliwością społeczną sprzedaży brutalnych gier nieletnim. W Niemczech zakazano już m.in. Gears of War i Crackdown. Nasz zachodni sąsiad należy do czołówki restrykcyjnych rynków, gdzie tytuły muszą podporządkować się twardym przepisom odnośnie zawartej w nich przemocy. Na wyniki debaty we wschodnich Niemczech przyjdzie jeszcze chwilę zaczekać, ale pewnym jest, że przyniesie ona ze sobą jakieś ograniczenia.
Ręce opadają. . . Może zamiast zbierać się na szczytach i debatować szanowni panowie wybraliby się na wyprawę w poszukiwaniu uleju do swoich głów. . . eh, szkoda gadać. . .
Ciekawe na co wpadna i jakie ograniczenia wprowadza.
Taa. . . Wirtualna posoka lejąca się w wirtualnym świecie demoralizuje niż tony barwników (czerwonych ma się rozumieć) w telewizji. Litości!
Za każdym razem, gdy pojawia się podobny news, zaczynają sypać się identyczne komentarze. Posłuchajcie, nikt nie może zabronić sprzedaży tych tytułów osobom dorosłym, a skoro dorośli będą mogli je kupić, to z pewnością będą w nie grali wszyscy. Nie ma co się niezdrowo bulwersować, jeżeli ktoś chce zagrać to i tak zagra, bez znaczenia ile ma lat, więc szkoda nerwów. Niech więc panowie w ślicznie odprasowanych garniturach debatują sobie do woli, muszą w końcu jakoś zarobić na swoje niebotyczne pensje, pozwólmy im na to.
Lepiej by się wzieli za filmy, a nie. . . Choć nie jest najlepiej jak 7 latkowi sprzedają dooma 3, Mi ostatnio w empiku baba nie chciała sprzedać The wrld of Pop ( choć mi brakuje tylko kilku małych miesięcy do górnej granicy – 16 lat. . . )
No cóż, poczekamy – zobaczymy. Lepiej nie dmuchać na zimne. . . Ja już przyzwyczaiłem się do ataków na gry, martwią mnie tylko ludzie, którzy naprawdę nie dostrzegają różnic czy podobieństw pomiędzy grami a telewizją czy książkami, i kładą gry na równi (SICK!) z pornografią. Shame!PS: Mam nadzieję, że ja – spaczony na ciele i umyśle piętnastolatek, będę mógł kupić i przegrać jakieś 300h w Age of Conan. . . ?
dizwia mnie komentarze. . . ja jestem jak najbardziej ZA i bardzo dobrze ze w koncu cos sie w tym kierunku dzieje !! NIE i jeszcze raz nie brutalnych gier dla dzieci, ograniczenia wiekowe (ESRB czy PEGI) sa wlasnie po to by zle tresci nie trafily w rece dzieci. To tak samo jak sprzedaz alkoholu nieletnim i uwazam, ze nalezy z tym walczyc. Najlepiej widac jak to wyglada w tej chwili grajac w GoW – wiekszosc graczy to piskliwe glosiki dzieci, ktore NIGDY nie powinny tej gry nawet ogladac !! Problem w tym, ze rodzice nadal maja gry za „a takie tam zabawy” i zamiast kontrolowac to w co graja ich dzieci sami kupuja dzieciom to o co te prosza. Blokowanie sprzedazy gier w ogole na rynku (vide Nimecy) to juz inna para kaloszy i glupota, ktora zmusza ludzi do odpalenia torrenta czy ed2k a jak mowa o konsolach to zawsze mozna sprowadzic gre z UK czy nawet Azji – globalizacja ma i swoje dobre strony 😉
@cherub – widzę, że martwisz się o psychikę młodych graczy – i bardzo dobrze. Ale, od tego są rodzice. I nie mam na myśli tego, że rodzice są od zabraniania gry w cokolwiek. Są od tego, żeby nauczyć swoje dziecko odróżniać rzeczywistość od fikcji. Osobiście nie jestem zwolennikiem żadnych ograniczeń wiekowych w grach. Nie tędy droga. Co innego oznaczenia mówiące jakie treści występują w danej grze. Te popieram, bo dają one rodzicom i graczom (bo nie uważam nawet tych najmłodszych za pozbawionych rozumu, a czasem po prostu nie chce się grać w gry zawierające jakieś tam treści) możliwość wyboru. Głównie rodzicom, bo gracze zwykle mają pojęcie co jest w danej grze, a rodzice zwykle o grach pojęcie mają raczej blade, albo równe zeru. . . Tu dodam, że sam chcę zostać developerem (no, bardziej designerem, ale whatever). Pracuję właśnie nad moją pierwszą grą (przede mną jeszcze długa droga ;)). Gry które najbardziej lubię i których tworzeniem chciałbym się głównie zajmować to FPS’y. I muszę powiedzieć, że nie czuję się odpowiedzialny i nie zamierzam czuć się odpowiedzialny za ludzi, którzy nie potrafią odróżnić NPC’a od przechodnia na ulicy, albo GTA od autentycznego miasta (nawet jeśli chwilami niewiele się różni). . . Tacy ludzie są po prostu ograniczeni (albo ich rodzice zaniedbali ich wychowanie). Taka jest prawda. Z resztą, większość ludzi którzy popełniają jakieś przestępstwa a potem mówią, że zrobili to pod wpływem gry. . . ja w to po prostu nie wierzę. Zauważcie, że historia zatacza krąg (ponownie. . . ). Kiedyś, przed komputerami, ludzie twierdzili, że zabili kogoś (lub – w listach pożegnalnych -, że popełnili samobójstwo) pod wpłwem muzyki. Imho są tylko dwie możliwości: Albo tylko im się tak wydaje, bo *wmówili sobie*, że muszą to zrobić, bo muzyka mówiła o zabijaniu (przy czym najczęściej metaforycznie a nie w dosłownym sensie. . . ), albo po prostu chcą odrócić kota ogonem, przy czym ta druga opcja jest imho częstsza. . . Tak samo jest z grami. Dodatkowo chciałbym zapytać, ilu z was, czytelnicy Valhalli, słuchało „Burning down the house – game developers rants” na konferencji GDC (Game Developer Conference – jakby ktoś nie znał) w. . . 2006 roku (albo 2005, ale chyba 2006)? Otóż tam, jeden z przemawiających developerów (Chris Hecker jeśli dobrze pamiętam) wyraził obawę, że za jakiś czas takie rozmowy jak te doprowadzą do sytuacji w której – cytat: „wydawca wejdzie do studia i stwierdzi: przykro mi, rząd zakazał właśnie robienia tego typu gier”. Fakt, to może wydawać się mało prawdopodobne, ale skoro developerzy – członkowie IGDA wyrażają takie obawy, to chyba coś w tym musi być, nie?. . . Co innego robić gry które polegają wyłącznie na tym, żeby posoka lała się strumieniami – jak na przykład 50 Cent: Bulletproof. To idiotyczne i gry tego typu nie powinny po prostu być robione, bo jest to, jak ktoś stwierdził kiedyś przy okazji recki wspomnianej gry: Jest topodcinanie drzewa na którym się siedzi (nie jestem pewny czy do tej kategorii można zaliczyć np. GoW, bo w niego jeszcze nie grałem. Ale patrząc na screeny można stwierdzić, że developerzy „troszku” przesadzili. ).
No cóż, to że dziatwa kupuje (ja bym powiedział, że częściej z neta ściąga. Przynajmniej tak jest w Polsce) gry, których nie powinna to wina sprzedawców i zaniedbań rodziców. 🙂 Ale że rodzicom się nie chce swoimi dziećmi opiekować to wolą żeby politycy zabraniali dystrybucji gier. W końcu mało który rodzic, czy polityk gra w te „gupie gry”, więc dla nich żadna strata jak ich nie będzie. Ale popatrzmy na to inaczej: Filmów, muzyki, książek już tak bardzo nie chcą zakazywać, choć bo sami lubią po nie sięgać. Specjalistą nie jestem, ale czy taka np. „Piła III” ma mniej zgubny wpływ na młodą psychikę niż dajmy na to np. „Gears of War”?Ale popatrzmy z jeszcze trochę innej strony. Alkohol i papierosy mają równie, a może nawet jeszcze bardziej zgubny wpływ na młodziaka niż brutalne gry, ale żeby ich dystrybucji zabronić to już nawet do głowy takiemu politykowi nie przyjdzie, bo i sam pewnie lubi sobie kielich wypić a i rodzicie by się zbulwesrowali jakby im trunki zabrano. :)Łatwo jest nam zabronić czegoś czego sami nie używamy, lub wręcz nie lubimy. . .