W swoim życiu zagrałem już w sporo RPGów. Właściwie nigdy ten gatunek mnie nie znudził, choć na pewno można mu w mniejszym czy większym stopniu zarzucić powtarzalność. Mimo to wciąż kręci mnie montowanie drużyny, odkrywanie skarbów, przeszukiwanie jaskiń czy przebijanie się przez tysiące wrogów żeby odzyskać Bardzo Ważny Przedmiot Który Uratuje Świat. Wciąż potrafię godzinami siedzieć przed monitorem tworząc postać – zastanawiając się czy chcę być czarownikiem, czarodziejem czy może czarnoksiężnikiem, nie mówiąc o wyborze rasy, charakteru etc.
Wszystko to wróciło kiedy odpaliłem w weekend dawno wyczekiwanego przeze mnie Neverwinter Nights 2. Kiedy doszło do wyboru klasy postaci sprawdziła się jedna prawidłowość – znów wybrałem maga, a dokładniej mówiąc czarodzieja, elfa słonecznego. Dlaczego? Bo od dawna twierdzę, że gra w RPGi wojownikiem jest nudna. Oczywiście fajnie jak nasza postać na wysokim poziomie jest zdolna powalić dziesiątki wrogów zanim sama padnie, ale poza wykorzystaniem maksymalnie kilku umiejętności zabawa ogranicza się do kliknięcia na przeciwniku i oglądania rzeźni. Inaczej wygląda gra magiem – tutaj wkrada się do walki element taktyki. Jako, że postaci te z natury są słabe gra nimi jest bardziej wymagająca (szczególnie na początku zabawy). Walka nie ogranicza się już tylko do kliknięcia, ale mamy całą gamę możliwości. Poczynając od odpowiedniego doboru zaklęć poprzez ich właściwe wykorzystanie w kluczowych momentach. Co więcej, wybierając grę magiem możemy reprezentować zupełnie różne style gry. Jedni stawiają na magię ochronną (zbroje, tarcze, sfery niewrażliwości, magia iluzoryczna etc.), inni na typowo ofensywną (do tej grupy zaliczam się ja), jeszcze inni do walki zaprzęgają istoty przywołane z zaświatów. Magia daje też spore możliwości poza walką. Możemy identyfikować przedmioty, otwierać zamki za pomocą zaklęć, rozbrajać pułapki. Jednym słowem – postać uniwersalna, a przy okazji wymagająca od nas nieco więcej niż kliknięcia na ikonę „atakuj” jak w przypadku wojownika.
Sięgając myślą wstecz przypominam sobie jedynie dwa przypadki kiedy zdecydowałem się na zabawę wojownikiem. Pierwszy raz w Baldurs Gate 2 – kiedy stworzyłem postać mrocznego elfa upodabniając go do słynnego Drizzta Do’Urdena, drugi zaś w Neverwinter Nights kiedy grałem krasnoludem (oczywiście wzorcem był nie kto inny jak Bruenor Battlehammer). W obu przypadkach ostatecznie nie byłem zadowolony z wyboru, bo gra po pewnym czasie stawała się monotonna.
Na nudę nie mogę narzekać w NWN2. Już na początku gry wybrałem z zestawu moje ulubione zaklęcia – pajęczą sieć, kwasową strzałę Melfa i migoczące barwy. Dorzuciłem do tego jeszcze kilka ognistych zaklęć i zabawa jest przednia, a wrogowie choć wciąż dla mnie groźni najczęściej giną w efektowny sposób. I tu nasuwa mi się jeszcze jedna atrakcja związana z graniem magiem – efekty wizualne towarzyszące rzucaniu zaklęć. Zdecydowanie fajniej obserwuje się wymachującego łapami bohatera, którego po chwili otacza złocista poświata i w końcu z rąk strzela promień w kierunku wroga, niż monotonnie „robiącego” mieczem twardziela w zbroi.
W wielu grach magowie parają się też produkcją różnych mikstur magicznych co jeszcze bardziej uatrakcyjnia rozgrywkę, nie mówiąc o tym, że może być niezłym sposobem na zarobienie dużych pieniędzy w grze (odzywa się mój instynkt kupca o którym pisałem jakiś czas temu).
A może jednak popełniam błąd zawsze grając magiem? Nigdy w sumie nie spróbowałem gry złodziejem (i to jest właśnie ten błąd przyp. Katmay) – ta klasa też przez swoje słabości i umiejętności wydaje się ciekawa. Może warto spróbować?A Wy? Jakimi klasami gracie w RPGach?
Hmm różnie w komputerowych jakoś zawsze wolałem inne klasy postaci. W papierowych rpgach owszem. Zdarzyło sie i magiem grać i klerykiem itp. Ech stare dobre czasy
Po pierwszych RPGach papierowych został mi nawyk tworzenia postaci „zbójecko-napadalskich”, czyli wszelkiej maści złodziei, rangerów, łuczników i temu podobnych. Niestety, w pierwszych cRPG, w które grałem (Eye of the Beholder, Wizardry, Lands of Lore), gra takimi postaciami sprowadzała się do wystawienia na przedzie drużyny klepaczy, z tyłu healerów i magów, a mój wychuchany złodziej mógł sobie raz na ruski rok otworzyć skrzynkę czy rozbroić pułapkę (raczej sztuka dla sztuki, bo efekty uruchomienia pułapki klepacze mogli spokojnie wziąć na klatę). Przełomem było pierwsze Diablo (wówczas nie „posiadające” własnego gatunku i zaliczane do cRPGów :), gdzie wreszcie postać łuczniczki wymiatała i w ogóle była jedynie słuszna. :] Potem przyszła kolej na kolejne gry Bioware i smutna konstatacja, że o ile mogę sobie zrobić dowolną postać, to jednak scenariusz zakłada, że będę grał praworządnym-dobrym paladynem. :/ Nieco lepiej przedstawiało się to w NWN, gdzie scenariusz łatwiej „wybaczał” np. „czarującą” łuczniczkę z nie do końca kryształowym charakterem. :)Podsumowując – atak z dystansu i stealth to jest to, można sobie pomagać magią, ale wyrzeczenia związane z „pełnym magiem” (zbroje, ciężkie początki) to nie dla mnie, chociaż mając do wyboru wojownika, albo nie dajcie bogi paladyna i jakiegoś czarowaciela, wybiorę raczej czarowaciela.
Jak gram w jakiegos cRPG’a pierwszy raz to zawsze ustawiam sobie woja i do tego jeszcze o dobrym charakterze. Przewaznie wybor pada na paladyna 😉 Jak juz poznam gre i decyduje sie na powtorke z rozrywki, to wtedy sobie udziwniam postac. Ale mimo wszytko rzadko kiedy wybieram maga. Moze to przez stereotyp siwego dziada w czapce z gwiazdkami i butami a’la Rumcajs? 😉
Ja lubię roznorodność – każda postać, której się uzywa za często potrafi mi się znudzic. I tak Planescape : Torment upłynął mi pod znakiem maga, teraz Baldury męczę praworządnym-dobrym paladynem ( bebe 😉 ), Obliviona przeszedłem Wojem i zacząłem mago-łucznikiem, Neverend upłynął pod znakiem łotrzyka, a w Nethacka najlepiej mi idzie Monkiem W roznorodnosci siła! 😀 Jednak muszę powiedzieć, że ‚czysty’ mag, mi średnio podpadł, kwestia gustu. . . pozdrawiam
W dobrze skonstruowanej grze, gdzie prawidłowo wyważono balans wojownik<->mag (dwie skrajne w sposobie rozgrywki postaci) nie ma znaczenia kogo wybierzesz. Oczywiście pomijam tu preferencje osobiste. Każda z klas ma bowiem wtedy swoje słabości jak i mocne punkty i ewentualna potyczka w obu przypadkach jest bardzo ciekawa (mowa tu oczywiście o sieciowych cRPG). Cóż, praktycznie nie grywam wojem, jak i magiem. Jakoś nie mogę się wczuć w rolę tępego siepacza, ani chuderlawego patyczaka, choć bardzo chciałbym. Zazwyczaj gram klasami pochodnymi od rogue, ponieważ to one właśnie, jak dla mnie, gwarantują najciekawszą rozgrywkę. Nie rozwalam wprawdzie 10 przeciwników jednym cięciem miecza, czy jednym czarem, co jest bardzo efektowne, a w bezpośrednim czołowym starciu z jakimś koxem zazwyczaj dostaje po dupie, ale to nic. Prawdziwa przyjemność zaczyna się, gdy wcześniej wspomniany kox, przychodzi w końcu do mnie i błaga, abym mu wykraftował jakiś np. super miecz, bo sam oczywiście nie potrafi. Zresztą mozolne zbieranie składników na dany miecz/zbroje to naprawdę frajda. Sam ofkoz bardzo często nie daję rady, więc zbieram drużynę (najczęściej im płacę) i idziemy na składnikobranie. Naprawdę możliwości przy takiej rozgrywce jest nieskończenie wiele. Czasami płacę, czasami obiecuję wykraftowanie czegoś w zamian, czasami ludzie sami przynoszą mi składniki itd itp. Za to właśnie kocham sieciowe gry – za nieskończoną w zasadzie liczbę możliwości rozwiązania danego problemu. Idealnym dla mnie rozwiązaniem jest gra krasnoludem. Po pierwsze zazwyczaj mało ludzi nimi gra, to duży plus. Po drugie są świetnymi crafterami. Po trzecie bardzo często potrafią też nieźle przydupić swoimi toporami. Po czwarte, grając dłuższy czas zdobywasz poważanie. Nie jest to jednak poważanie wynikłe z faktu, iż się ciebie boją, poważają cię ponieważ cię potrzebują. Czasami, niezrzeszony, dobry w rzemiośle crafter, może owijać sobie wokół palca całe klany. Przykład z życia wzięty: Załóżmy, że jakiś osiłek skopie ci cztery litery kilka razy pod rząd, bo ma takie widzimisię. Ty jednak nie zakładasz max zbroi i nie zdejmujesz z haka najostrzejszego topora, nie nie – idziesz do jednego z klanów i oznajmiasz, że np. wstrzymujesz produkcję mieczy, do momentu aż nie kilną tego jegomościa powiedzmy 30 razy. 🙂 Po jakimś czasie, osiłek przychodzi do ciebie i prosi cię uniżenie o zaprzestanie represji, bo w zasadzie nie może się poruszać po danym obszarze ;] – to jest dopiero satysfakcja, a to tylko jedna z miliona możliwości.
łotrzyk to jest to sczególnie w NWN i NWN2, i jako wymiatacz na pierwszej (jedynej) linii ognia z umagicznionym kiscieniem w łapie i atutami przynaleznymi tancerzowi cieni 🙂
Zgadzam się z powyższym przypisem. Moja złodziejska natura (albo imperatyw po uzależnieniu się trylogią „Thiefa”) zawsze każe mi wybierać złodzieja. Choć nie powiem, jeśli istnieje taka możliwość (np. w „Oblibionie”) lubię też przywalić jakowymś zaklęciem zza węgła. . .
Mag, mag, mag! Chyba, że gramy w Arcanum, to zdecydowanie technolog ;). Moja sympatia dla wszelkich klas „czarujących” rozpoczęła się od Tormenta, gdzie *prawdziwa* gra zaczynała się, gdy wybierało się postać o wysokiej inteligencji i mądrości, czyli najlepiej maga. I wciągnęło mnie. Możliwość zgłębiania cudownie rozbudowanych drzewek dialogowych, wybierania najlepszych rozwiązań problemów, dysput filozoficznych (Nieprzerwany Krąg Zerthimona) z Dak’konem i odkrywania tajemnic przeszłości własnej i moich towarzyszy. To wszystko mnie zauroczyło. W ogóle nie przeszkadzał mi mój żenująco niski współczynnik siły. Dzięki moim umiejętnościom umysłowym mogłem zmieniać sfery, a przepiękne animacje (cinematiki dla najpotężniejszych spelli – coś niespotykanego) czarów wynagradzały braki w masie mieśniowej :). Potem już we wszystkich grach cRPG w miarę możliwości wybierałem klasy magiczne i zawsze gdy wracałem do wojownika doceniałem moich „mózgowców” ;). No cóż, to były czasy, gdy staty inteligencja/mądrość miały wpływ na dialogi. Potem się to zmieniło, ale miłość do casterów pozostała. Poglądy moich postaci również ukształtował w dużym stopniu Torment. Nieprzerwany Krąg Zerthimona, Dak’kon i Zerthowie przekonali mnie do przedrostka „praworządny”, a takie ekskluzywne (tylko dla praworządnych dobrych) artefakty jak Łza Salieru-Dei czy Miecz Triasa sprawiły, że uwierzyłem też w końcówkę „dobry” ;). Dopiero potem, wraz z kolejnymi grami, które wymagały od mojej „praworządnej dobrej” postaci czynów skrajnie „frajerskich” i naiwnych przerzuciłem się na „praworządnego neutralnego”, czyli jedyny słuszny światopogląd Zertha. Jeśli chodzi o Neverwinter Nights 2: polecam grę czarownikiem przy nastawieniu na czary ofensywne (fireballe, pociski Izaaka itp. ) – sama przyjemność, choć dla niektórych może być zbyt łatwo ;).
Ja raczej w cRPG-i nie gram wiele, gdyz od tych najpopularniejszych skutecznie odstraszaja mnie dwa slowa: „Dungeons” i „Dragons”. Ten system ssie. Ale jak tak siegne pamiecia i sporbuje sobie przypomniec jakie postaci zwykle tworzylem, to raczej rzadko trafial sie typowy osilek. Tego tworu sprobowalem tylko w pierwszym NWN-ie. W dodatku byl polorkiem. I juz wiecej nie chce przez to przechodzic ;] Lotrowie, oprychy, minstrele – to jest cos dla mnie :)A jesli idzie o pen and paper (Warhammerm, a jakze!), to czesciej mistrzuje niz gram, ale moja ostatnia postac byla wlasnie minstrelem i gralo mi sie nia bajecznie. Elf, ze wszystkimi bonusami mial +40 do oglady na pierwszym poziomie, takze na testach zwykle wystarczalo wyrzucic mniej niz 90 na k100 i wszystko bylo zalatwione 😛 Ale nawet nie o to chodzi – sam styl gry taka postacia bardzo przypadl mi do gustu. Niestety, elf ten juz nie zyje, totez nastepnym razem gdy bede gral, to stworze sobie mlodego żaka człowieka, pragnacego napisac ksiazke o jakies wiekiej tajemnicy Starego Świata. Zabawa moze byc przednia 😀
święte słowa :)a w RPGach drużynowych, takich jak NWN2 i tym podobne, zawsze produkuję osiłka/tanka z dużą charyzmą i skillami do dialogów – czyli zwykle paladyna 🙂 czarowania i tak zawsze jest dość, bo trzeba kierować postaciami z drużyny, które czarują, strzelają i otwierają zamki. Dobry tank nie jest zły i zawsze się przyda 🙂