Samo wydarzenie zorganizowano z wielkim rozmachem. Na jego temat na pewno napiszę jeszcze kilka słów, choć nie zrobię tego w tej chwili. Najważniejsza jest dla was zapewne produkcja Bioware, która jak zapowiedziałem na wstępie wygląda bardzo dobrze.
Impreza odbyła się w Multikinie, gdzie w jednej z sal (a w zasadzie dwóch) pokazano grę. Po pecetowym świecie Mass Effect, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem, oprowadzał nas Community Coordinator Bioware’u Chris Priestly.
Demonstracja zaczęła się od przedstawienia głównego bohatera Mass Effect i krótkiego wprowadzenia w uniwersum gry. Następnie przenieśliśmy się na jedną z wielu planet, które możemy zwiedzić w tym tytule. Tu właśnie zapowiedziano pierwsze konkretne zmiany, a w zasadzie poprawki, wprowadzone do pecetowej wersji tej produkcji.
Pierwsza z nich to ulepszona praca kamery w trakcie eksplorowania planet w łaziku Mako. Ta, w przeciwieństwie do wersji Xboxowej porusza się teraz niezależnie od kierunku jazdy opancerzonej maszyny. Niestety jak ognia unikano stromych podjazdów, których „zdobywanie” na konsoli Microsoftu powodowało, że często kamera uciekała pod pojazd, uniemożliwiając zobaczenie czegokolwiek poza czarnymi teksturami. Wierzę jednak, że i ten element został poprawiony.
Następnie zeszliśmy z Shepardem do opuszczonej kopalni, w której znajdowała się sonda, którą mieliśmy odszukać. Tu pokazano kolejną nowość. Jest nią mini-gra zastępująca, znane z konsoli rytmiczne uderzanie w klawisze pada. W pecetowej wersji jest ona równie banalna co na Xboxie. Wygląda niczym zmodyfikowany Frogger. Gracz porusza kursorem, który przemieszczając się do centrum sporego koła musi w określonym czasie „przeskoczyć” kilka pasków. Znajdują się na nich nieruchome pomarańczowe prostokąty i poruszające się w zmiennym tempie prostokąty czerwone. Te należy omijać. Kontakt z nimi resetuje mini-gierkę.
Takie rozwiązanie na pewno sprawdza się na pececie, choć jak na mój gust zabawa ta jest zbyt łatwa.
Następnie przenieśliśmy się na planetę Vermire, gdzie pokazano bodaj największą i najbardziej imponującą różnicę między konsolową a pecetową wersją Mass Effect. Jest nią ulepszona grafika. Ta bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Całe otoczenie było bardziej żywe niż na Xboxie. Wysoko nad głową drużyny latały ptaki, potężne wodospady z hukiem wypluwały z siebie miliony litrów wody. Sama ciecz zaś wygląda obłędnie. Półprzeźroczysta, falująca, zwalająca z nóg – inaczej nie da się jej opisać. Jeśli te kilka drobnych elementów wygląda lepiej, to z całą pewnością cała gra też nie raz i nie dwa spowoduje, że osoby nie znające gry wydadzą z siebie kilka „ochów” i „achów”.
Podsumowując – pecetowy Mass Effect wygląda jeszcze lepiej niż na konsoli, co jak podkreślił sam Priestly jest zasługą mocy komputerów osobistych. Inna sprawa, że Community Coordinator nie chciał odpowiedzieć na pytanie o zalecane wymagania sprzętowe dzieła Bioware. Moim zdaniem powinniście się jednak liczyć z tym, że ME będzie działał płynnie jedynie na mocnych pecetach. Czas na upgrade Panie i Panowie. Dla tego tytułu na pewno warto to jednak zrobić.
Przy okazji pokazano nam okno inwentarza i sposób zarządzania drużyną w trakcie walki. Tu również wprowadzono kilka zmian, które jak przekonałem się później zdecydowanie wyszły jej na dobre. Powinienem (i zrobię to) podkreślić, że na pecetach możemy wydawać rozkazy poszczególnym członkom drużyny, a nie całej brygadzie Sheparda. Mamy również możliwość przypisywania umiejętności do konkretnych klawiszy – tworzenia hot keys. Samo okno inwentarza i karta postaci są też bardziej czytelne i łatwiejsze w obsłudze niż na konsoli. Wciąż daleko im jednak do ideału. Najważniejsze jest jednak to, że całość (tu trochę uprzedzę fakty, bo w grę grałem parę godzin po pokazie) bardzo dobrze działa na klawiaturze i myszce.
Ostatnim „przystankiem”, na którym zatrzymaliśmy się w trakcie pokazu była słynna scena seksu między Shepardem a Liarą. Niestety nie wiem co kierowało zespołem przy doborze tego a nie innego materiału demonstracyjnego. Bali się polskich feministek? Nie mieli już nic więcej do pokazania? Moim zdaniem można było te kilka minut poświęcić na ujawnienie czegoś o wiele ciekawszego. Na temat cyfrowego seksu nie będę się rozpisywał. Na własne oczy przekonacie się o co tyle szumu narobiła stacja FOX, kiedy już kupicie grę.
Ano właśnie. Kupicie grę. Te słowa w zasadzie musiały paść w tym tekście. Ukończyłem już Mass Effect dwa razy na Xboxie. Moją recenzję gry możecie przeczytać w innej części Valhalli. Tytuł ten w wydaniu konsolowym jest jedną z najmocniejszych pozycji na białej maszynie Wuja Gatesa. Ba! Jest jedną z najlepszych gier na 360tkę. Pomimo tego, że nie spędziłem przy jej pecetowym wydaniu wielu godzin już teraz zaryzykuję stwierdzenie, że najzwyczajniej w świecie musicie ją mieć (grę, nie konsolę).
Lubicie dobre RPGi? Lubicie dobre gry w ogóle? Znacie i doceniacie produkcje studia Bioware? Uwielbiacie epickie opowieści, pełne miłości, zdrady, przejawów odwagi, poświęcenia i wszystkiego, co tworzy tytuły zdobywające kilkadziesiąt nagród branżowych?
Jeśli na którekolwiek z tych pytań odpowiedzieliście twierdząco, to Mass Effect jest grą dla was. Zróbcie więc sobie (nie mnie, nie firmie CDP – choć oni się zapewne ucieszą) tę przyjemność i w dniu jej premiery pobiegnijcie do sklepu po swoją kopię tej produkcji. Nie zapomnijcie tylko zerwać się z zajęć na uczelni czy wziąć dnia wolnego w pracy. Zapewniam was, że warto! Od razu uprzedzę głupie pytania. CD Projekt nie płaci mi za wygłaszanie tego typu tekstów (no dobra, wypiłem pyszne mojito i najadłem się na ich koszt). Mass Effect na konsoli był bardzo dobry a na pecetach zapowiada się jeszcze lepiej. Co do tego nie mam wątpliwości, a i wy nie będziecie ich mieli kiedy zanurzycie się w świat gry.
To tyle na temat samego RPGa. Nie byłbym jednak sobą, gdybym w swoim tekście nie „szczeknął” na warszawską firmę i branżowych kolegów. Jeśli interesuje was wyłącznie produkcja Bioware a nie tego typu wywody, to już teraz przejdźcie do naszych dzisiejszych tekstów. Ja natomiast niczym rasowy sukinkot (doszliśmy z Jarkiem Kotem do wniosku, że właśnie nim jestem – etat pokładowego Kocura był już zajęty) spiszę kilka niedociągnięć imprezy.
Zaskakiwała „punktualność” branżowych kolegów, którym dotarcie do centrum Warszawy zajęło bardzo dużo czasu. Impreza przez spóźnialskich ruszyła z prawie 45 minutowym opóźnieniem. Ano właśnie, impreza. Widać było, że większość gości zainteresowana była darmowym jedzeniem i piciem czy załatwianiem spraw osobistych (pominę niektóre rozmowy, których byłem świadkiem bo by wam uszy zwiędły), a nie grą. Na przyszłość polecam im wspólne piątkowe wyjścia do pubu. Na pokazach gier zajmujmy się grami ok?
CD Projekt natomiast powinien wysłać na szkolenie swojego tłumacza, który objaśniał to, co mówi przedstawiciel Bioware’u. Facet starał się, na pewno w dostatecznym stopniu zna język angielski, ale nie uniknął kilku mniejszych lub większych wpadek. Rozumiem, że tłumaczenie na bieżąco przy sali pełnej ludzi może być trudne, ale skoro firma wynajmuje całe piętro kina, to już wypadałoby żeby zaprosiła na to wydarzenie dobrego tłumacza albo najzwyczajniej w świecie darowała sobie przekładanie tego, co mówił Priestly. Kto nie uczył się za młodu języków, ten powinien po prostu nadrobić zaległości i zapisać się na jakiś kurs.
Świetnym pomysłem była również demonstracja technologii rodem z Mass Effect – pojazdów Segway. Niestety można było nimi jeździć jedynie w sali kinowej przed pierwszym rzędem. Na dodatek ćwierć i tak bardzo małej powierzchni „toru” zajmowała „laserowa strzelnica”. Ten element zdecydowanie można było zaplanować lepiej.
Można było również podłączyć jakiekolwiek źródło dźwięku do testowego komputera, który umożliwiał zapoznanie się z pecetowym Mass Effect. Około godziny 22 mogliśmy usiąść tylko przy jednym stanowisku testowym i słuchać odgłosów z kilku konsolowych wersji gry, które stały obok. Dziwne, że przez tyle godzin nikt nie potrafił się zająć tą sprawą. Nadmienię tylko, że po zakończeniu pierwszego pokazu gości zapraszano do testowania gry. Kiedy pojawiłem się w sali z Mass Effect PC, komputery wciąż były rozkładane, a na pytanie o to kiedy będę mógł sprawdzić grę od kogoś z obsługi usłyszałem „nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie”.
Wypadałoby również (i to już nie jest wina CDP) sprawić żeby hostessy „pilnujące” Xboxów potrafiły poza prezentowaniem swoich krągłości (mega krótkie spódniczki) powiedzieć w jakimkolwiek języku coś poza „yes, yes, yes”. Ich (nie)znajomość języków obcych dziwiła, szczególnie kiedy weźmiemy pod uwagę fakt, iż na imprezie pojawili się goście z czterech czy pięciu państw, w których działa CD Projekt. Cóż, być może przedstawiciele Microsoftu spodziewali się, że wszyscy będą niczym Słowacki czy Mickiewicz posługiwali się poprawną polszczyzną.
I to już w zasadzie wszystko co mogę powiedzieć o pokazie prasowym pecetowego Mass Effect. Pomimo kilku uwag uważam, że była to świetna impreza, która pokazała, iż wyniki zaprezentowane przez CDP na poprzedniej konferencji znajdują swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Warszawska firma, to już nie lokalny gracz, a prężnie rozwijająca się spółka, która z powodzeniem potrafi działać w Polsce i kilku innych państwach w bliskiej nam części Europy. Od siebie jak zawsze życzę jej kolejnych sukcesów i udanych prezentacji. Wam natomiast życzę wielu godzin spędzonych na doskonałej zabawie z Mass Effect PC.
PS. Jeśli macie jakieś pytania odnośnie gry, to śmiało zadawajcie je. Na wszystkie postaram się odpowiedzieć. Ah i jeszcze jedna rzecz, o której prawie zapomniałem. W stosunku do wersji Xboxowej, skrócono również czas wgrywania poszczególnych lokacji. Mała rzecz, a cieszy.
A czy Krzysztof zrobił jakieś fotki np. . . hmmm hostess. . . tfuuuu tego jak to wyglądało i ogólnie ta laserowa strzelnica no i te pojazdy chciałbym zobaczyć 😀
Podoba mi się że CD Projekt podchodzi powaznie do prezentowania nowych gier z założenia. Natomiast wykonanie i bezawaryjność imprezy na podstawie relacji woła o pomstę do nieba. Co do samej gry, to wymienione ulepszenia zapewne pozwolą mi spojrzeć łaskawszym okiem na ten tytuł. A co mi tam, na bok uprzedzenia, niech tylko wydadzą niezabugowaną grę i będzie fajnie. Chętnie pobawie się nią od czasu do czasu, choć nieukrywam, że wolałbym coś „bardziej pecetowego”
A ten dalej swoje ;> Sensei jeśli seria KOTOR była wg. Ciebie „konsolowa”, to fakt, lepiej trzymaj się od ME z dala, bo z „technicznej” strony to bardzo podobne erpegi. Co do samej imprezy, to żałuję, że nie byłem. Tym bardziej, że mieszkam w wawie. Przydały by się informacje na V o takich imprezach, byłby pożytek. Np. przy powyższym blogu byłyby umieszczone zdjęcia z wydarzenia, które chętnie bym przy okazji pocykał 🙂
Ah miałem nadzieję, że o to nie spytacie. Niestety sam spieszyłem się na imprezę (nie lubię się spóźniać) i po prostu zapomniałem zgarnąć aparatu ze stołu. Następnym razem to już się nie przydarzy. Fotek będziesz musiał niestety poszukać na stronie CDP.
Może nie o pomstę do nieba. To była duża impreza i wpadki mogły się zdarzyć. Jedne były mniejsze, inne większe, ale trzeba przyznać, że generalnie całość wypadła bardzo dobrze. Takie potknięcie trzeba jednak moim zdaniem opisywać, żeby następnym razem CDP ich uniknął.
były może jakieś polskie próbki z głosami naszych aktorów? Chętnie zobaczyłbym jak system „składa” usta postaci do polskiej mowy 🙂
O mnie już chyba zapomniałeś :-(kaszpir – ja jednak wolałbym tego nie oglądać 😉 mogłoby się źle skończyć.
do tego to chyba każdy powód jest dobry ;]A co do tego seksu to tak bym się nie dziwł, po prostu robią sobie reklamę. FOX raczej normalnie nie mówi o grach a tak to pewnie podwoili im sprzedaż. Po prostu liczyli, że u nas też kogoś ‚obruszą’.