Co za potwór!

Nie zmienia to jednak faktu, że spędzimy tam i tak dość dużo czasu. Właśnie w wiosce bowiem możemy przyjmować kolejne zlecenia od centrali oraz kupować i sprzedawać wszelkiego typu przedmioty. Tych jest całe zatrzęsienie – zdecydowanie więcej, niż w prequelu. Nabyć da się niemal wszystko – od całych stosów jedzenia dla naszych podopiecznych, przez płoty i bramy pozwalające odgrodzić co groźniejsze Piñaty od pozostałych, do zabawek, ozdób i ubranek, które pozwolą nam uczynić każdego zwierzaka pięknym i niepowtarzalnym. Nie ma z tego co prawda żadnych wymiernych korzyści, podobnie jak z kolejnego nowego „ficzeru”, czyli uczenia cukierkowych stworów różnych zabawnych sztuczek, ale po prostu miło jest wchodząc do swojego ogrodu widzieć, iż każdy jego mieszkaniec czymś się wyróżnia. Przecież na tym właśnie polega urok tej gry.

Ploteczki…

W wiosce pracuje również niejaka Gretchen, u której sami możemy składać zlecenia, oczekując, iż złapie dla nas dowolną z Piñat, które kiedykolwiek nas odwiedziły. Cóż, usprawnienia usprawnieniami, ale osobiście uważam to za zbytnie ułatwianie graczom życia, choć było ono obecne już w części pierwszej. Można bowiem bawić się przy VP: TiP ze świadomością, iż tak na dobrą sprawę to wcale nie musimy dbać o swój dorobek, bo to, co stracimy, to i tak kupimy z powrotem u Gretchen. Ze smutkiem stwierdzam, ze zabija to nieco przyjemność zabawy z tą, bądź co bądź, świetną produkcją.

Karty na stół

Dużo zwierzaków

Rare tworząc swój najnowszy tytuł pomyślało również o posiadaczach Xbox Live Vision Camera. Tym samym do każdego egzemplarza gry dodawana jest specjalna karta, której zeskanowanie za pomocą rzeczonej kamerki doda do naszego ogródka kilka nowych gadżetów – niby drobna, za przeproszeniem, popierdółka, ale w sumie lepsze to, niż jakby wszystkie te dodatki miały być sprzedawane za Microsoft Points.

Takich drobnych, dających chwilę rozluźnienia elementów jest poza tymi kartami jeszcze kilka. Zamiast ciągle przesiadywać w ogrodzie, na pustyni lub w Piñarktyce możemy udać się z wybranym zwierzakiem na konkurs piękności lub dość proste wyścigi tych przeuroczych stworzeń. Nie jest to jednak nic nadzwyczaj interesującego i sądzę, iż więcej czasu bawiąc się w ten sposób spędzą tylko achievement hunterzy.

Warto jeszcze dodać, że jeśli nie interesuje nas mozolne rozbudowywanie ogrodu i zdobywanie kolejnych poziomów doświadczenia, możemy po prostu grać w trybie Play Just for Fun, z automatycznym dostępem do większości rzeczy, na które początkujący ogrodnicy nie mogliby sobie pozwolić. Poza tym, naszego ogrodu w PJfF nie będzie nękał Pester ze swoimi sługusami, co jest dobrą wieścią dla osób nastawiających się na absolutne zero stresu przy Trouble in Paradise.

Cukierkowo

Patrz w gwiazdy…

To jak wizualnie odbiera się najnowsze dzieło Rare to sprawa zupełnie subiektywna, ze względu na to, iż gra niewątpliwie spełnia założenia pozycji cukierkowej, przy której bawić mogą się wszyscy. Jest niesamowicie kolorowa i urzekająca, a widok najsłodszych Piñat nawet na największych twardzieli powinien zadziałać tak, jak słynne LocoRoco albo Patapon, zmiękczając ich kompletnie. Nic jednak na siłę – jeśli ktoś nie lubi zbytniej cukierkowości, która z VP: TiP wylewa się strumieniami, to niech lepiej nawet się do tej pozycji nie zbliża. Trzeba jednak nadmienić, że grafika tego tytułu to nie tylko fenomenalny design, ale również całkiem przyzwoita techniczna strona oprawy. Szczególne wrażenie robi wspomniana już paleta barw oraz woda z efektami świetlnymi. No i nie wolno zapomnieć również o trzymającej stałą poziom, bardzo przyzwoitej animacji, przygotowanej osobno dla każdego z przeszło stu gatunków Piñat.

Graj Cyganie

Strona audio tej pozycji również wiele od swojego wizualnego odpowiednika nie odstaje. Raczej spokojne, aczkolwiek wesołe melodie nieustannie umilają nam zabawę, muszę jednak w zgodzie ze swoim recenzenckim obowiązkiem wspomnieć, że niestety nie ma ich jakoś szczególnie wiele. Przyznam się jednak, że to jedna z niewielu gier, gdzie nie trzeba ciągle śledzić głównego wątku fabularnego, w których już po chwili nie przełączyłem muzyki na własną, co już samo w sobie o czymś świadczy. Na voice-acting nie ma co narzekać, chociaż jest go tyle co kot napłakał, bowiem konwersacje ze sklepikarzami w Trouble in Paradise do szczególnie porywających nie należą.

Do sklepu marsz!

Drodzy Wikingowie, jeśli szukacie spokojnej, relaksującej gry, z akcją toczącą się w stosunkowo powolnym tempie, to mogę Wam z całego serca polecić najnowszą część serii Viva Piñata. Co prawda jednego dnia nie można za długo przy tej produkcji spędzić, bowiem zaczyna się nudzić, ale jeśli pogram godzinkę, czy półtorej, to już rankiem następnego dnia zorientujemy się, iż pragniemy ponownie odwiedzić swój własny ogród, by uczynić go domem dla kolejnych istot, posadzić jakieś nowe rośliny albo nawet dokupić parę ozdób. Zabawy przy tym jest co nie miara i, co jest chyba największy plusem Kłopotów w Raju, może ona trwać doprawdy bardzo długo!

Przedstawiciele społeczności graczy to z całą pewnością jednostki pochodzące od gatunku, który spokojnie można określić jednym słowem – „dziwaczny”. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że wielu z nas przy użyciu piły łańcuchowej patroszy kolejne hordy takich przykładowych Locustów, następnie zwiedza wszechświat w poszukiwaniu przygód i śladów zaginionej cywilizacji w Mass Effect, a jeszcze później rusza do wirtualnego miasta, by nakraść zadziwiające ilości samochodów podczas zabawy przy Grand Theft Auto. Na końcu zaś przychodzi czas, by wyrwać się na godzinkę ze świata przesyconego brutalnością i okrucieństwem i wylądować w zdumiewająco kolorowym ogrodzie, opiekując się – dosłownie – cukierkowymi zwierzakami. Choć może to nie kwestia zwichrowanej psychiki graczy, a po prostu magia Trouble in Paradise działa w tak kojący sposób? Jeśli chcecie się o tym przekonać – czytajcie dalej!

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

3 KOMENTARZE

  1. Bardzo fajna recenzja, aczkolwiek nie na tyle fajna, żeby zachęcić mnie do zakupu tej gry. Mam tak zryty beret, że wolę zostać z garotą w marynarce i szybkostrzelną rakietnicą pod pachą, dodatkowo myślę że bałbym się przed samym sobą przyznać, że mi się ta gra podoba, a co dopiero zrobić to publicznie 😉

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here