Mamy środek lata i pogodę w kratkę. Jeszcze wczoraj upał był równy temu z afrykańskiej dziczy. Dziś grzmi i leje deszcz. W ogóle kto to widział żeby w sierpniu były burze? Świat stanął na głowie z pogodą na czele. Lata temu, gdy kot był jeszcze piękny i młody (teraz już tylko piękny!) okres wakacyjny spędzałem na ogół przed komputerem lub konsolą. Nie zważając na lamenty szanownych rodziców cięło się do upadłego w Doomy, potem w TekWar (lubiłem tego niedocenionego FPSa). Do dziś nie zapomnę wakacji z Lands of Lore i z na przykład kolejnymi częściami Might&Magic. Częstym, wakacyjnym gościem na ekranie telewizora w moim pokoju był Shinobi na którego punkcie oszalał mój młodszy kuzyn nie wiedząc czemu nazywając szlachetnego Ninję z konsoli Sega Master System per „Świniobij”.
Nic jednak nie może się równać z „wakacjami z Diabłem”. Niecały rok przed premierą Diablo w Polsce zadebiutował Internet dla hmmm… każdego w postaci numeru dostępowego 0-202122. O ironio! Nazywano to w tamtym okresie złamaniem monopolu NASK. Wdzięczność pierwszych Internautów dla TEPSY szybko przerodziła się w skowyt. Szczególnie u tych, którzy nie kontrolowali swoich połączeń z siecią. Do dziś nie zapomnę jak namówiony przez kolegów z redakcji wróciłem do domu z modemem 28.8kbps pod jedną i pudełkiem Diablo po drugą pachą. Tak, tak! Domowy net zagościł u mnie razem z pierwszą odsłoną kultowej gry Blizzarda. Wcześniej po prostu nie potrzebowałem! Internet miałem w redakcji i to wystarczało. Apokalipsa przyszła w wakacje. Zakupiony modem pozwolił pracować zdalnie i postanowiłem wejść w końcu w ten BattleNet na dłużej. To „dłużej” przerodziło się w wielogodzinne wyprawy na Butchera i samego Diablo. Byle tylko osiągnąć przy postaci trzy czerwone kropki (kto grał w „D” wie o co chodzi). Zemsta piekieł była jednak okrutna i pojawiła się wraz z pierwszym rachunkiem za telefon. Dla młodszych czytelników może to się wydać egzotyką, ale w tamtym czasie zdarzały się prawdziwe tragedie. Opowieści o miesięcznych opłatach przekraczających kilkaset złotych nie były czczym wymysłem. Sami przecież wiecie jak Internet wciąga. Wyobraźcie sobie, że w tle bije licznik. A grając? W dodatku w taki tytuł jak Diablo kto zwracałby uwagę na taki detal jak, o ile dobrze pamiętam – 5 zł za godzinę pobytu w wirtualnym świecie.
Tak. To były najgorętsze i chyba najbardziej rujnujące portfel wakacje w życiu. Niestety z biegiem lat moje letnie zainteresowanie grami jakby zelżało i dziś… nie mam już często siły aby grać podczas lipcowo/sierpniowych ukropów. W ogóle podczas wakacji zamiera jakakolwiek aktywność. W tym mózgowa. Nietrudno zauważyć, że także nasza branża gier jest w tak zwanym „sezonie ogórkowym”. Producenci gier karmią wszystkich nas jakimiś ochłapami, lub nawet gorzej – plotkami najgorszego rodzaju. Najlepsze przykłady z ostatnich dni? Chocholi taniec z pecetową wersją Grand Theft Auto IV i jeszcze gorszy zamęt z Final Fantasy XIII, który miał trafić także na PC. Oczywiście jak zwykle wszystko zrzucono na zachodnich dziennikarzy, którzy jak zwykle źle zrozumieli swoich japońskich rozmówców.
Niech się jednak nikomu nie wydaje, że nasza branża jest jakaś wyjątkowa. Ot w takiej gazecie codziennej, tej co zmieniła kilka lat temu całkowicie rynek w Polsce. Tak, mowa o niemieckim tabloidzie w rodzimych szatach. Oto okazuje się, że każda branża ma swoje „Final Fantasy na PC”. Hitem w gazecie na literkę „F” była ostatnio rodzina z Kujaw, która jadąc pustą szosą została porwana przez UFO. Mili kosmici wypluli rodzinkę w centrum Poznania. Niestety nie wiadomo czy z autem marki Toyota. Jak widać teraz nawet wyssane z palca bzdury przestają być subtelne. Wiele lat temu, jeszcze gdy żywy wśród ludu była awaria w Czernobylu wakacyjnym hitem była radioaktywna wódka. Wyobrażacie to sobie? W kraju nad Wisłą takie rzeczy! Z rozbawieniem śledzę też sezonowy hit wracający od kilku lat jak bumerang. Jest nim informacja o kuloodpornych biustonoszach dla policjantek. W wariancie na rok Anno Domini 2008 to dzielne niemieckie funkcjonariuszki mają przywdziać kewlarową bieliznę.
Nic jednak nie przebije Jezusa z czipsów nad którym rozwodziła się ostatnio telewizja Fox News oraz ABC. Oto mieszkanka stanu Montana znalazła w paczce Cheetos chrupkę o kształcie (mniej więcej) Jezusa. Oczywiście w Ameryce został od razu ochrzczony imieniem Cheesus. Telewizje całkiem poważnie podeszły do tej jak to określono „jedzeniowej, boskiej manifestacji”. Chcieliście XXI wiek? No to go macie!
Ten najazd absurdów czeka nas jeszcze przez miesiąc. Potem nadejdą chłodne dni i wszystko wróci do normy. Ale miało być o grach, a widzę, że opanował mnie duch sezonowego ogórka. Od kilkunastu dni z ogromnym podziwem obserwuję jak nasz redakcyjny kolega Bartosz Kotarba wpadł w wir grania. Odkąd zmienił sprzęt chyba w ogóle nie odrywa się od komputera – czemu daje wyraz także w swoich publikacjach. W sieci gra w czwartego Call of Duty, a ostatnio odkrył Mass Effect. Jak on ma siłę w to wszystko grać? Właśnie ten ostatni tytuł wpakował mnie w nie lada ambaras. Poleciłem ME jednemu z moich przyjaciół. Facet jest jak Rambo. Przechodzi każdego roleplaya. Co tylko wpadnie mu w ręce. Jest metodyczny i nieubłagany. Do dziś nie zapomnę jak w kajecie rysował mapy do Eye of the Beholder II. To chyba geny! Jest po prostu predestynowany do grania w cRPG. Nie muszę chyba dodawać, ze jest też zatwardziałym pecetowcem i bardzo przeżył fakt pojawienia się Mass Effect na konsoli Xbox 360. Szczególnie, że bardzo lubił Knights of the Old Republic (do dziś nie wie, że to tytuł z pierwszego Xboxa). Tak więc szczerze poleciłem mu komputerową wersję konsolowego hitu. Oczywiście mogłem przypuszczać, że nie spodoba mu się zręcznościowy system walki. Nie przypuszczałem jednak, że przeze mnie mojego dobrego kumpla spotka tak wielki zawód. W niedzielę wieczorem otrzymałem Hiobową wieść mniej więcej takiej treści: Mass Effect ukończony! Co to ma być rozgrzewka? Ledwo zacząłem i koniec. Od zakupu w piątek wieczorem w jednej ze stołecznych galerii handlowych kolega przeprowadził komandora Sheparda przez meandry galaktyki w 28 godzin. Choć przyznał niechętnie, iż nie był na wszystkich światach. Z rozbrajającą szczerością stwierdził, że owszem planety wyglądały bajecznie, ale miał dosyć schematycznych miejsc z powtarzającym się schematem baza-szczątki-anomalia i tego całego strzelania. Skończył, uratował wszechświat przed… o przepraszam jeśli ktoś gra to mi pewnie nie wybaczy jeśli napiszę coś jeszcze. W każdym razie uczucia roleplayowego weterana były dość ambiwalentne. Mimo, że ogólnie gra się podobał to głównym zarzutem było to co jest w komputerowych grach RPG niewybaczalne – zbyt krótki wątek główny. Odparłem, że musi poczekać na część drugą. O tym, że wychodzi tylko na konsolę litościwie już nie wspomniałem.
Tak więc podpadłem przyjacielowi, na dworze upał. W czipsach można znaleźć Jezusa, a na peceta nie będzie trzynastego Final Fantasy. Pewnie porwali go kosmici. Ach ten sezon ogórkowy. W dodatku granie jest naprawdę niebezpieczne, ale to już musicie zobaczyć na własne oczy. Czego to ludzie nie wymyślą. Ach ten wirusowy marketing.
Byli tacy, ktorych rozwalenie Diabla na kazdym z 3 poziomow, kosztowalo wiecej niz miesieczna pensja:) I to juz dorosle chlopy byly. Kto dzisiaj sie tak poswieca? Swoja droga autor tematu dosc pozno mial internet. uzytkownicy numeru 202122 byli pogardzani przez tych, ktorzy wychowali sie na bbs-ach, prawie tak jak kilka lat pozniej uzytkownicy 202122 pogardzali „dzieci neostrady”. . . chociaz temat jak na sezon ogorkowy dosc interesujacy
Mnie tam sezon ogorkowy nie przeszkadza. Przynajmniej jest czas zeby nadrobic zaleglosci. GTAIV jeszcze nie skonczone, Uncharted lezy na polce podobnie jak DMC4. MGS4 nawet jeszcze nie kupilem bo wiem, ze nie tkne zanim nie skoncze reszty. . . . . mi sie przyda chwila bez nowosci ;)W temacie Mass Effect to przezylem dokladnie taki sam zawod. . . myslalem, ze gra sie wlasnie rozkreca a okazalo sie ze to koniec 🙁 Jedyna pociecha to fakt, ze gra jest naprawde dobra i mozna ja przejsc po raz drugi dobrze sie bawiac.
Necik był w redakcji. W domu miałem opozycję w postaci rodziny.
spoko moooko będzie dwójeczka. . . trójeczka 😉
Ale się koleś wyłożył!To naprawdę nie fake?
U mnie w pracy sezon ogórkowy też wpełni. wszyscy na urlopach tylko nie ja. na szczęście nie ma już słynnego 0202122 i można trochę vallhali poczytac bez klikania rozłącz.
Jak tu grać teraz. Wszędzie burze, wichury zrywają kable no prawdziwy kataklizm. Już wolałbym 40 stopniowe upały.
A ja bym chciał zobaczyć pojedynek „dzieci neostrady” vs „pokolenie JP2” w takiego np quake
A zwycięzcy otrzymają tego no Cheesusa? 😉
najlepszy sezon w graniu jest na jesień gdy wychodzi najwięcej nowych tytułów
Granie w wakacje u mnie zaczyna się wieczorem. Nawet w dni wolne od pracy. Po prostu jakoś nie mam ochoty. To znaczy ochota jest, ale warunki pogodowe nie sprzyjają. A jak już w coś gram to nic wielkiego, takie odstresowywacze. Rpgi itp są na długie jesienno zimowe wieczory
Efekt masy możecie sprawdzić także na Youtube, gdzie znajdują się całe zestawy filmików z przechodzenia gry. Widziałem jeden zestaw bez wycinania żadnych momentów i składał się ze 160 części po ok. 10 minut. Sami sobie odpowiedzcie czy to dużo czy mało.
W wakacje się śpi i odpoczywa 😉