A robi się to tak
Czego jak czego, ale akurat grywalności nie można nowemu Undisputed odmówić, a przecież właśnie to jest najważniejsze. Sterowanie rozplanowano znakomicie. Jednocześnie jest ono proste i bardzo intuicyjne, a z drugiej strony na tyle elastyczne, by dawało możliwość bezproblemowego walczenia w najpopularniejszych stylach znanych z zawodów Ultimate Fighting Championship. Zniknął też problem, na który gracze narzekali po premierze poprzedniej części – walki już niemal wcale nie kończą się po pierwszych kilku ciosach, i by położyć przeciwnika, czasem naprawdę trzeba się namęczyć. Oczywiście na najniższym poziomie trudności zejście do parteru wciąż pozostaje rzadkością i po trzech minutach w stójce kończy się dziewięć z dziesięciu walk, po tym jak przeciwnik zostanie zasypany serią morderczych łokci i high kicków. Jeżeli jednak postanowimy, by gra wymagała od nas więcej, musimy przygotować się na solidną porcję zapasów w każdej walce. Wówczas zaczyna się klinczowanie, próby wykorzystania ścian klatki, rzuty, dźwignie, walka o to, by znaleźć się w jak najkorzystniejszej pozycji, szukanie miejsca na zadanie ciosu – dla entuzjastów mieszanych sztuk walki prawdziwa gratka, niepozbawiona jednak wad.
Rodeo?
Na ziemi sztuczna inteligencja czasem sprawia wrażenie, jakby korzystała z jakichś nadnaturalnych mocy. Nawet w niekorzystnej pozycji będzie z maniackim uporem usiłowała zakładać dźwignie, zmuszając gracza do kręcenia drążkiem analogowym w szaleńczym tempie – po kilku próbach odpadają od tego palce, a SI dalej twardo walczy. Poza tym, zdarzyło mi się parokrotnie, że konsola po prostu nagle postanowiła wygrać. Dwie minuty bezlitosnego lania przeciwnika. Łokcie, pięści, kopniaki i… w odpowiedzi klincz, rzut, dźwignia, „dziękuję, dobranoc” – przegrałem i nawet nie zauważyłem kiedy. Wyglądało to bardziej jak kolejna edycja Wrestlemanii, niż mieszane sztuki walki. Mimo tych usterek, system walki „daje radę” i jest zarówno rozbudowany, wyważony, jak i bardzo satysfakcjonujący.
Razem raźniej
Jaki jest najlepszy sposób, by uniknąć frustracji związanej ze sztuczną inteligencją, lubiąca zagrywki poniżej pasa? Oczywiście walka z żywym przeciwnikiem. Wtedy naprawdę Undisputed rozwija skrzydła, a w klatce zaczynają się dziać prawdziwe cuda. Emocji nie brakuje, zarówno w stójce, jak i podczas zapasów na ziemi. Niestety, na sensowny multiplayer w nowym Undisputed można liczyć tylko, jeżeli mamy w domu dwa pady, bo zabawa przez Internet może być wyjątkowo ciężką przeprawą. Już nawet abstrahując zupełnie od tego, że Yuke’s nie zaproponowali jakoś szczególnie wielu opcji dla gry po sieci. Po prostu ich najnowsza produkcja na tym polu zawodzi pod względem technicznym.
Mnóstwo jest narzekania na wszechobecne lagi, a nietrudno sobie wyobrazić, jak uciążliwe muszą one być w tego typu pozycji. Poza tym, zawodzi również matchmaking – gra ma problemy z wyszukiwaniem przeciwników do szybkiej walki. A w momencie pisania tej recenzji, granie przez sieć nie jest w ogóle możliwe, bo serwery Yuke’s odmówiły posłuszeństwa. A szkoda, bo multiplayer w Undisputed ma ogromny potencjał.
Krew, pot i łzy
Nie mam zębów, ale wygrałem!
Graficznie nowy symulator walk to wysoki, solidny poziom. Właściwie nie ma żadnych fajerwerków, ale na pewno możne się podobać i nie daje zbyt wiele pola do narzekania na niedociągnięcia. Zawodnicy są dobrze i szczegółowo odwzorowani, nic nie można też zarzucić ładnie wykonanym arenom oraz trzymającej stałą liczbę klatek na sekundę animacji. Szczególnie podobać mogą się urazy i deformacje, które regularnie będziemy oglądać podczas walk. Siniaki w okolicach żeber, podbite oczy, rozcięte łuki brwiowe – to dla zawodników chleb powszedni i Undisputed nie pozwoli nam o tym zapomnieć. Dobrze radzi sobie również kamera – przy próbach założenia dźwigni zawsze możemy liczyć na efektowne ujęcia, jeszcze bardziej podnoszące napięcie.
Nieco inaczej jest z udźwiękowieniem. O ile nie sposób doczepić się do tego, co usłyszymy z ringu, to komentarz pozostawia już wiele do życzenia. Nie byłby może taki zły, gdyby nie to, że usłyszeć możemy stosunkowo niewiele kwestii. Po paru walkach już w ciemno można obstawiać, co teraz powie komentator. Największy problem mam jednak z oceną muzyki. Ta jest naprawdę świetna i podejrzewam, że w wielu innych grach rozpływałbym się w pochwałach, ale po prostu nijak nie pasuje ona do takiej pozycji, jak Undisputed 2010. Ludzie odpowiedzialni za oprawę audio tego tytułu uderzyli w bardzo wzniosłe, pompatyczne nuty, które znakomicie spełniałyby swoją rolę w epickim RPG-u, czy nawet survival horrorze, ale nijak nie sprawdza się to w charakterze podkładu do zmagań sportowych.
Decyzja sędziów
UFC Undisputed 2010 to naprawdę solidna pozycja i Electronic Arts będzie się musiało mocno napracować, by w swoim pierwszym podejściu do tematyki mieszanych sztuk walki zrobić grę lepszą niż ta sygnowana logiem THQ. Oczywiście, jest tu wciąż sporo do poprawy. Od strony technicznej, mocno zawiodła rozgrywka sieciowa. Czasem sztuczna inteligencja potrafi naprawdę zdenerwować. Nad trybem kariery wciąż wypada jeszcze trochę popracować. Ale jeżeli odrzucić te problemy na bok, to przy nowej grze Yuke’s można się naprawdę świetnie bawić i szybko popaść w syndrom „jeszcze jednej walki”. Czy to samemu, czy z kimś w parze, przy Undisputed nie sposób się nudzić. Oby tylko w następnej części twórcy potrafili jakoś ciekawiej obudować naprawdę dobry system walki.
Pośród sportów walki, pod względem popularności ostatnimi czasy króluje formuła Mixed Martial Arts. Mania mieszanych sztuk walki dotarła też nad Wisłę, gdy Mariusz Pudzianowski przerobił Marcina Najmana na szczotkę i dosłownie zamiótł nim ring. Trend ten dostrzegły oczywiście studia deweloperskie i podczas gdy Electronic Arts pichci swoje EA Sports MMA, THQ wydało UFC Undisputed 2010. Czy warto wejść do wirtualnej klatki z gwiazdami organizacji UFC? Dowiecie się tego z poniższej recenzji.
Zapowiada się ciekawiej niż poprzednik. W 2009 ubogi był styl walki i mało odwzorowany na zawodnikach. Amerykanie kochają takie sporty więć EA wie na co stawiać i kaskę trzepać na małolatach.
Jak ktoś będzie walczył jak pudzian, to gry nie przejdzie.
Oj tam, na Beginnerze cepowanie czasem wystarcza 😉
Tak,realistycznie-po minucie nie bedziesz mial sily wciskac przycisków na padzie 🙂
Uważam że pierwsza część była bardzo udana jak na tego typu projekt, jak narazie szarpie w demo drugiej części i mi się podoba, oby tylko nie była taka łatwa, osobiście polecam, rarytas wśród bijatyk na Xboxa