Niektórzy z Was może zauważyli moją nieobecność w ostatnim tygodniu na Valhalli. Wszystko przez pracę (koniec roku szkolnego obfituje w tłumy dzieciaków, które przypomniały sobie, że chciałyby mieć dobre oceny na koniec tylko „zapomniały” wcześniej nad tym popracować…), ale nie tylko. Otóż tym, co niezwykle skutecznie pożarło mój wolny czas był… Deus Ex. Tak się jakoś złożyło, że nie udało mi się zapoznać z tym niesamowitym tytułem 7 lat temu kiedy został on wydany. Pełen pokory i poczucia winy postanowiłem uzupełnić moje braki. I… utonąłem. Od blisko tygodnia każdy wolny wieczór poświęcam na wyprawę z cyberpunkowy świat Deusa. Wszczepy, megakorporacje, brudne interesy. Jednym słowem cud, miód i orzeszki!
Doskonale bawiąc się z Deus Exem wciąż myślałem nad zaskakującymi wynikami dyskusji spod poprzedniego bloga. Dlaczego wielu z nas nie kończy gier i dlaczego ja bawię się wprost fenomenalnie z grą sprzed 7 lat?! Przecież na dzisiejsze standardy, oprawa dźwiękowa, a przede wszystkim graficzna Deusa jest delikatnie mówiąc archaiczna. I choć powinno mi to psuć przyjemność rozgrywki absolutnie nic takiego się nie dzieje! Bawię się jak rzadko kiedy.
Rodzi się pytanie – jaki jest warunek konieczny, który musi zostać spełniony przez grę aby ta zatrzymała nas przed komputerem? A zatem (choć może to zabrzmieć górnolotnie) – co jest esencją gier komputerowych? Od pewnego czasu jesteśmy niemymi świadkami wyścigu zbrojeń w dziedzinie efektów specjalnych. Pojawienie się na rynku konsol next-gen dorzuciło jeszcze kamyczek do tego ogródka. Twórcy prześcigają się w implementowaniu super-hiper-mega realistycznych efektów wodnych, świetlnych i tym podobnych. I pomimo tych niesamowitych starań nie potrafią przykuć nas do komputerów/konsol !! – czego dowodem Wasze głosy pod moim ostatnim blogiem. Co zatem jest tym magicznym czymś, co gwarantuje sukces gry? W moim przekonaniu – grywalność. Przekonał i utwierdził mnie w tym przekonaniu właśnie Deus Ex. Nie gram w niego z pobudek sentymentalnych (bo w niego wcześniej nie grałem), nie gram z recenzenckiego obowiązku, gram bo cholernie mi się ta gra spodobała. I zupełnie nie przeszkadza mi kanciastość grafiki (jest łatka, która ją poprawia przyp. red.), brak dynamicznych świateł, oblewających moje ręce kropel wody w deszczowym Hong Kongu czy tym podobnych bzdur. Tym, co trzyma mnie całymi godzinami przed monitorem jest po prostu fenomenalny pomysł na grę i konsekwentna jego realizacja. Na każdym kroku twórcy przekonują mnie do swojej wizji świata, a ja ją kupuję – zaplątany po uszy w polityczne gierki korporacji, przemierzając kolejne tajne bazy, laboratoria czy ulice miast.
Czy gdyby dziś postanowiono wydać go jeszcze raz z lepszą grafikę, czy byłby lepszą grą? Sprzedałaby się ponownie, przyciągnęłaby jeszcze większą rzeszę graczy? Pewnie tak, ale wiem na pewno, że gdyby nie pomysł i jego realizacja – nawet najlepsza grafika i dźwięk nie sprzedałyby tego tytułu.
Ale może moje twierdzenie jest błędne, a mój wysoki poziom tolerancji dla niedociągnięć grafiki w grach rodzi się z faktu, że grywałem jeszcze na C-64 gdzie grafika była raczej kwestią umowną niż faktyczną wizualizacją świata gry? Może współcześni gracze nie potrafią zaakceptować czegoś, co wygląda źle? Może to właśnie efekty specjalne są dziś tą esencją gier komputerowych?
A co dla Was jest warunkiem koniecznym dobrej zabawy na komputerze/konsoli?
Jolo – Ameryki to Ty nie odkryles twierdzac, ze to wlasnie grywalnosc jest wlasnie ta esencja gier komputerowych i konsolowych. Przeciez nie gra sie dla grafiki, ani dla muz. . . no dobra – dla muzyki mozna pograc w jedna taka gre, co sie nazywa Chrono Cross, ale to tylko wyjatek, ktory potwierdza regule 😛 Gry sa po to, zeby sie przy nich dobrze bawic, a tego nie gwarantuja mappingi, shadery i inne aliasingi – to gwarantuje grywalnosc, klimat i ewentualnie, zaleznie od gry, fabula 🙂
pisałem to przy poprzednim wpisie. FABUŁA. takie małe coś co w dzisiejszych grach zawiera się w „intrze” albo „trailerze” a czego na próżno szukać wewnątrz rozgrywki. Wiem – generalizuje. A może ja po prostu już jestem takim malkontentem, co tęskni za Goblinsami, Falloutem, Indiana Jones, Gabielem Knightem. A pamięta ktoś gierkę Sindicate ze stajni Bulfrog’a? Niby nic a zagrywałem sie całe noce. Ostatnimi czasy tylko „Indigo prophecy” utrzymała mnie w takim stanie i konsolowy Crackdown. . . chociaż ten ostatni chyba dla tego, że pograłem w niego te 10 minut jakie mam dla siebie dziennie a jemu to nie szkodziło – akcje można ciąć dowolnie 🙂
Ciężko mi się zgodzić. Podejrzewam, że dla wielu osób to właśnie grafika jest magnesem przyciągającym ich przed monitory. Wnioski wyciągam chociażby ze statystki mówiącej ile osób te tytuły kończy. Podobnie jest z muzyką czy oprawą dźwiękową. Sam przechodziłem chociażby dooma 3 ze względu na niesamowite dźwięki i to co robił z umysłem w ciemną noc kiedy trochę podkręciłem głośniki. Śmiem więc twierdzić, że dla wielu gry są po to żeby obejrzeć co też potrafią ich karty graficzne za kilka tysięcy złotych. . .
heh. . . biorąc pod uwagę odsetek graczy którzy maja flotę na karty za kilka tys złotych to skłaniał bym się do stwierdzenia „dla niewielu” 😉
Chyba nigdy nie używałeś metody „mamo/tato kup mi to jest potrzebne do nauki” 😀
Katmay 😉 Jak ja mogłem tak mówić to jeszcze nie było takich komputerów. Teraz co najwyżej mogę rzucić: „Kochanie wiem, że potrzebujesz nowych butów i sukienki, ale w tym półroczu już wydałem nadwyżkę finansową” 😉 Zrozumienia raczej nie znajdę – chyba kupie jej Wii 😉
Moim zdaniem sprawa jest prosta. Wiele razy zostało już powiedziane na łamach Valhalli, iż rzeczą podstawową, której to pragną gracze to klimat. Powstaje pytanie, co tak naprawdę buduje klimat w grze? Najprostszą odpowiedzią byłoby że wszystko po trochu, ale to nie do końca jest prawdą. Otóż nasze urządzenie rejestrujące, zwane przez większość ludzi mózgiem, skonstruowane jest w dość pokrętny sposób, mianowicie przyzwyczaja się po jakimś czasie do wszystkiego co podaje się mu wprost na tacy, czyli do tego co odbiera bezpośrednio. Z resztą bodzców docierających do naszego urządzenia na szczeście jest już inaczej. Chodzi o to, że najciekawsze i najbardziej wciągające rzeczy w zasadzie nie są przekazane wprost, chodzi mi tu o muzykę budującą klimat, niedopowiedzenia w scenariuszu pozostawiające wolną przestrzeń dla wyobrażni,itp. , itd. A więc wspomnianego na pocztku klimatu nikt nie jest w stanie sprzedać nam „w pudełku z grą”, buduje się on sam w naszych głowach i to nie w oparciu o mocne bodzce wepchnięte nam na siłę, a głównie poprzez naszą wyobrażnię pobudzoną nawet najdelikatnieszymi niuansami ze strony twórców gry. Pomimo tego, że chcemy widzieć miliony super FX’ów, chcemy mieć super fizykę, obraz o przekątenj 60 cali, jakieś wymyślne kontrolery i dzwięk najlepiej 50cio kanałowy, nasz mózg i tak cały czas pragnie jakiejś wolnej przestrzeni dla wyobraźni, przestrzeni w której może samemu sobie dopowiedzieć te najciekawsze i najbardziej wciągające fragmenty układanki, czegoś co tworzy tą nieuchwytną nić przykówającą nas na godziny do monitorów. Podsumowując, cała rzecz ma się podobnie jak sytuacja z kobietą, najciekawsze jest to czego nie dostrzegamy na pierwszy rzut oka, coś subtelnego i ukrytego, a jednocześnie oddziaływującego delikatnie na naszą wyobrażnię, bo wyobraźnia to najpotężniejszy software jaki został kiedykolwiek zaprojektowany we wszechświecie. Siergiej <—- w Chrono Cross’a można grać praktycznie dla każdego aspektu jaki został w tej grze zawarty, to praktycznie ideał.
siergiej—> ależ daleki jestem od twierdzenia że odkryłem Amerykę. Ot, moje przemyślenia towarzyszące grze w Deus Exa, nic więcej. Co do tego, że grywalność jest priorytetowa – mnie też wydaje się to oczywistością, ale jak mówi Katmay (i poniekąd ja w blogu) coraz więcej jest graczy, dla których priorytetem jest wygląd gry. Zwróć uwagę czym się ludzie wciąż najczęściej podniecają – sceenami i tym jak gra wygląda. A przecież doskonale wiemy, że to tylko część (nieznaczna) całej układanki pt „dobra gra”. Pomysł na grę okazuje się w ostatecznym rozrachunku dla mnie kluczowym – stąd możliwość sukcesów takich gier jak Deluxe Ski Jumping, Zuma czy tym podobnych banalnych tytułów, które przyciągnęły do komputerów całe rzesze graczy. Nie mówiąc o fenomenie gier flashowych (ale to osobny temat, którym też się wkrótce zajmę). Ów rozdźwięk na fanów efektów i fanów fabuły/pomysłu/grywalności w ostatnich latach coraz bardziej się pogłębia (IMO) – wynika to oczywiście z postępu technologicznego, który faktycznie sprawia że jesteśmy właściwie u progu fotorealistycznej grafiki. Kiedyś wszyscy bardziej zwracali uwagę na fabułę, bo po prostu oczywistym była umowność grafiki (choć do dziś pamiętam jak się podniecałem replayami w microprose soccer na C-64).
Syndicate!To była gierka(jest!). Żal się robi człowiekowi gdy patrzy na te pełne półki, a zagrać nie ma w co. Ktośamięta „SYSTEM SHOCK” ?Potrafiłem przy tym siedzieć 24h. Fabułą na pierwszym miejscu. Sprawne wykonanie i hicior gotowy.
Hmm. . . Imho DeusEx ma jedną bardzo ważną cechę – „Player-driven gameplay”. Coś, co stało się głównym sloganem Junction Point Studio: „improvisational gameplay in the context of a strong, traditional narrative”. Co to oznacza? DeusEx nie był zasadniczo żadnym konkretnym typem gry. Strzelało się w nim – więc był shooterem. Gadało się w nim, miało wpływ na przebieg rozmów i rozdzielało pkt doświadczenia itp – więc był RPG’iem. Zamiast strzelać można było przenikać w cieniu – więc był skradanką. Itd, itd. Do czego zmierzam? Do tego, że każdy kto przysiądzie do DX znajdzie w nim coś innego. Dla każdego ta gra będzie czymś innym. Tu nikt nie mówi Ci „masz być Samem Fisherem” ani „masz być jak Rambo!”. Nie. Tutaj to GRACZ decyduje czym gra ma być. Każda mapa jest zaprojektowana tak, że możesz przejść ją na setki różnych sposobów (czasem idąc zupełnie dookoła tylko dlatego, że do smugglera wolisz dostać się tylnymi drzwiami) nawet nie uświadamiając sobie istnienia tej mnogości rozwiązań. Owszem, biorąc za przykład mapę z kryjówki Mole People zajętej przez NSF – trzeba się dostać do szefa NSF na końcu mapy. Nie ma bata. Jednak to, czy przejdziemy tą mapę skradając się obok torów czy eksterminując wszystkich w zasięgu wzroku (czy też na jeszcze inny sposób) zależy już tylko od nas. Gra nie mówi ci co masz robić – sam decydujesz jak przejdziesz każdą lokację. Tutaj to gracz tworzy grę – nie ma żadnych predefiniowanych ścieżek po których gracz musiałby podążać. Możesz wejść do budynku i od razu szukać szybu wentylacyjnego, a możesz też od razu wyciągnąć karabin czy miotacz ognia i dokonać rzezi – wybór należy do ciebie – do gracza. Fabuła DX jest właściwie liniowa – 3 różne zakończenia nic w tej kwestii nie zmieniają, bo i tak o wyborze któregoś z nich decydujemy ostatecznie dopiero na końcu gry (swoją drogą, wybór danego zakończenia imho sporo mówi o graczu i jego spojrzeniu na to jak powinien wyglądać lepszy świat). Jednak mimo tego grając ma się wrażenie ogromnego wpływu na to co się dzieje – a to dlatego, że gra się niemal całkowicie płynnie i decyzje które podejmujemy zależą tylko od nas – od tego czy wolimy strzelać czy nie, czy wolimy używać wszczepów czy nie, oraz od tego jakim sprzętem w danej chwili dysponujemy. Podsumowując, moim zdaniem to jest klucz do wciągającej gry – pozwolić graczowi grać tak, jak on chce. Jeśli jakiś styl grania jest wymuszony, to tylko i wyłącznie przez fakt, że nie mamy już amunicji, albo energia do augów się kończyła a nigdzie się nie wala bateria (czyli de facto przez samego gracza który nie zadbał o odpowiedni wyposażenie się – i miał prawo – ale nadal może przejść grę). Poza genialnym i niezwykle wciągającym scenariuszem, świetnymi dialogami (cały czas pamiętam tekst JC kiedy Simons stwierdził „I’m like your own reflection in a hall of mirrors” – „That makes me one ugly son of a bitch” ;D) i wyrazistymi postaciami to właśnie ta możliwość decydowania o sposobie gry sprawiła, że DX stał się moją ulubioną grą wszechczasów. Swoją drogą, zauważyliście, że, choć większość osób po przygodzie z DX zachwyca się Cyberpunkową wizją, nie ma wielu gier (szczególnie RPG) w klimacie Cyberpunk? Czy tylko dla mnie fantasy jest zbyt czyste, milusie, łatwe-proste-i-przyjemne, słodkie, pikne i cukierkowe?. . .
Grywalność? A co to jest ta grywalność? Zawsze zdawało mi się, że jest to suma różnych elementów występujących w grze. Rzeczywistość bywa bardziej skomplikowana, aniżeli wynikałoby z treści wpisu. Fabuła, pomysł na scenariuisz? Dla mnie podstawa. Klimat, nastrój, który wciąga, udziela się? Proszę bardzo, tyle, że klimat buduje bardziej grafika, muzyka i pomysł na uniwersum świata gry, a nie fabuła, która jest po prostu opowiedzianą historią. Owszem może ona wciągać, ale czy sama w sobie decyduje o grywalności? Niebanalne postaci niezalezne, które spotykamy w trakcie rozgrywki, opcje dialogowe, możliwość wyboru ścieżki postępowania w grze, arsenał środków, którymi postać posługuje się w celu wysłania w zaświaty przeciwników. . . mogłbym jeszcze długo ciągnąć. O grywalności decyduje wiele czyników, a to która ma na nią największy wpływ rozstrzyga się zawsze w konkretnym przypadku. DE, podobnie jak np. Fallout czy System Shock mają tą zaletę, że rozgrywają się w mało jeszcze wyeksploatowanych uniwersach. Znam kilka znakomitych gier w klimatach fantasy, ale z powodu wyeksploatowania tego tematu patrzeć juz w sumie na podobne nie mogę. Dlaczego zatem wciągnął mnie Gothic lub Morrowind? Pierwszy klimatem, który wynikał głównie z grafiki, a drugi konstrukcją uniwersum, w którym rozpisano nawet elementy systemu społecznego i religijnego. A poza tym, nie przesadzajmy z tym psioczeniem na grafikę. Ja tam sie cieszę. Gry przeżywają teraz podobny etap jak nie tak dawno filmy. Efekty, zdjęcia itp. ponad wszystko. Fabuła i tym podobne zepchnięto na dalszy plan. I dobrze. Już niedługo gry staną sie tak wysokobudżetowymi produkcjami, że tylko nieliczne firmy będzie stac na ich produkcję. Starsze, choć ciągle nowoczesne technologie staną się relatywnie tanie. A ludzie znudzeni tą samą śpeiwką odwrócą wzrok w poszukiwaniu historii, klimatu itp. Rynek indie rośnie w siłę, dotępność technologii nie będzie skazywał niezależnych produkcji na przestarzała grafikę. Tak było z filmem, a gry to przecież kolejny krok, poziom wyżej nad filmem.
coppertop—> doskonałe podsumowanie Deusa – chyba trafiłeś w sedno – wszechstronność tej gry sprawia że potrafi ona przyciągnąć relatywnie szerokie grono graczy. nefthegrey—> jestem daleki od psioczenia na grafikę. Jak wszyscy chyba lubię jak gra ładnie wygląda. Jestem tylko przeciwnikiem takich tytułów, w których TYLKO grafika ładnie wygląda i nic więcej. Okres kina gdzie dominowały(-ują) efekty specjalnie jest jest moim ulubionym. Zdecydowanie wolę kiedy o wartości filmu decyduje kunszt aktorów czy przemyślany scenariusz niż super-hiper wypasione efekty wyprodukowane za miliony dolarów na komputerach. Podobnie jest w przypadku gier. Co do samego Deusa myślę, że jego sukces nie bierze się tylko z tego, że to niewyeksploatowane uniwersum, myślę, że doskonale podsumował fenomen Deusa Coppertop. Co do pojęcia grywalności – oczywiście dokonałem pewnego uproszczenia – masz rację mówiąc że to cały zespół czynników, jednak wg mnie najważniejszymi wśród nich są fabuła i pomysł na realizację tej fabuły (mechanika gry). Oprawa (muzyka i grafika) choć tez istotne odgrywają tu rolę drugoplanową – czego doskonałym przykładem jest właśnie dla mnie Deus Ex, którego oprawa na 2007 rok jest żałosna a ja przy tej grze bawię sie wyśmienicie.
Pozwolę sobie zacytować sam siebie. Konkretny przypadek to nie tylko konkretna gra, ale i konkretny odbiorca. Dlaczego Medal of Honor, Call of Duty lub Far Cry to tytuły z wyższej półki? Chyba nie ze względu na fabułę czy pomysł na realizację tej fabuły. Może za 10 lat będą tylko wspomnieniem, ale przy tym tempie rozwoju gier, a raczej niemożności sprecyzowania dzisiaj jak gry wygladac będą za 5 lat i jaka będzie ich formuła, może to samo powiemy o DE. Moją ulubiona grą jest Europa Uniwersalis 2. Ani to ładne, fabuły jako takiej nie ma, ale gram w nią od lat i grać będę jeszcze długo. Jak to wytłumaczysz? Cosimk sie wymyka klasyfikacji obranej pod kątem DE?
Nie twierdziłem, że bierze się z tego. Twierdzę, że gry te maja szczęście, bo usadowiono je w klimatach niewyesploatowanych, w których są nie tylko klasyką, ale też nie mają właściwie konkurencji. Poza tym zadziałał tu symptom „to zrobiono po raz pierwszy” i czar Wielkiego Klasyka.
No widzisz i tu chyba pojawia się moja „odmienność” bo ja Far Cry nie uważam zupełnie za jakiś wyjątkowy tytuł. Powiedziałbym nawet, że dość nudny. . . Szokował grafiką i chyba niczym więcej. No może stosunkowo dużą swobodą.
Wątpię. . . Deus jeśli miałby stracić swoje atuty to już by je stracił. Jeśli przez 7 lat się nie „zdezaktualizował” to już się nie zdezaktualizuje. Przynajmniej tak myślę. . .
Ależ skąd – doskonale się odnajduje w schemacie o którym mówiłem – tą grę sprzedaje „mechanika gry” – tzn. wszystkie rozwiązania (w sensie mechaniki rozgrywki), które tam zastosowano i które trafiły do graczy. Oczywiście, że w przypadku gier strategicznych czy sportowych nie będą one stawać się hitami z powodu fabuły, bo takowe po prostu nie posiadają 🙂
Widzisz, ale ja mówię z perspektywy moich doświadczeń, czyli gry w Deusa w roku 2007 po raz pierwszy. Nie działa na mnie czar Wielkiego Klasyka – podszedłem do gry właściwie na zimno, z ciekawością, ale zupełnie bez wstawiania go na piedestał z samego faktu, że inni uważają że jest dobry. Kupił mnie swoją grywalnością i dlatego i tylko dlatego uważam że jest grą świetną. Możliwe, że w Deusie w 2000 roku wiele elementów było „po raz pierwszy”, ale w momencie kiedy zabrałem się za niego w 2007 roku większość z nich widziałem już w innych grach – może nie wszystkie zebrane w jednym tytule, ale jakiś szczególnych nowalijek to ja tu nie znalazłem. Fenomen Deusa polega na tym, że skrojono i uszyto to wszystko tak doskonale, że ze sobą doskonale zadziałało tworząc grę niezwykle elastyczną i można by rzec uniwersalną (każdy znajdzie coś dla siebie). Ot, cały fenomen Deusa i owa przywoływana przeze mnie we wpisie „grywalność”, którą tak naprawdę trudno zdefiniować słowami 😀
Chciałbym, aby tak było. Aby nie było wątpliwości. Uważam DE za grę wybitną, ale 7 lat to nie tak dużo. Za kolejnych 5 lat może być inaczej. Ale miejsce w historii zapewnione.
I tu się mylisz. Osoby, które nie interesują sie historią kijem nie dotkną EU2, a jeżeli nawet to góra 2 razy. Powtórzę tezę. Czy gra ma to coś, rozstrzyga się indywidualnie – w przypadku każdego tytułu i odbiorcy.
Dokładnie, piszesz to ze swojej perspektywy. Jest pewnie wielu, których DE nie poruszy. Znowu podkreślę, że DE uważam za grę wybitną, ale uważam też, że to każdy z nas, jego indywidualne preferencje decydują o tym, czy gra ma to coś czy tego nie ma. Takich rzeczy nie można zadekretować. Zastanawiałeś się kiedyś dlaczego tym samym ludziom nie udał się DE2?A w kwestii Neuromancera. Książki to książki, a gry to gry. Co ma jedno z drugim wspólnego?
Podpisuję się pod tym obiema rękami. Grafika jest ważnym elementem – w końcu mamy rok 2k7, cztero-rdzeniowe procesory, gigabajty ramu i potężne karty graficzne – żal byłoby z tego nie korzystać. Boli mnie jednak kiedy gra nie oferuje nic więcej. Mówiąc szczerze nawet gdybym miał możliwość w niego zagrać (czyt. miał wystarczająco mocnego kompa) to nie kupiłbym np. Crysis. Może bym go wypożyczył gdyby w Polsce była taka możliwość. Co nie znaczy, że nie zachwycam się tą grafiką – uważam jedynie, że jeśli mam w coś grać to powinno to oferować rozrywkę na poziomie (czyt. nie tylko niezłą dawkę adrenaliny, ale też trening mózgu i ciekawą historię – jak DX) a nie tylko ładne obrazki z których nic właściwie nie wynika. Jestem w stanie poświęcić najnowsze shadery i HDR dla ciekawego gameplay’u. Choć najlepiej jest gdy nie muszę tego poświęcać – pamiętajcie, że w swoim czasie DX był jedną z najładniejszych (jeśli nie najładniejszą) gier na rynku. W końcu silnik Unreala zobowiązywał. W zasadzie myślę, że kolejnej gry na miarę DX – posiadającej zarówno genialny game-play jak i powalającą grafikę – doczekamy się już niedługo, bo imho właśnie tym będzie Mass Effect.
Dzięki 🙂
Racja, ale z drugiej strony grafika DX ma jedną bardzo ważną cechę – świetne dopasowanie do gry i genialny klimat. Jest bardzo spójna i doskonale oddaje cyberpunkową rzeczywistość. Podobnie z resztą jak lekko stylizowana na midi muzyka. Dzięki temu raczej nie ma prawa się zestarzeć.
Nie do końca. „Neuromancer” Williama Gibsona ma genialny klimat – a przecież to jest książka. . . nie ma ani grafiki, ani muzyki (chyba, że sobie czytając włączę Fluke albo Prodigy). Jasne, grafika może popsuć klimat, ale nie jest główną rzeczą zań odpowiedzialną. Żeby gra miała klimat musi być spójna na linii fabuła-styl gameplay’u-dialogi-grafika-muzyka-whatever_else. Poza tym, w kwestii grafiki to nie ilość polygonów, rozdzielczość tekstur czy jakość oświetlenia generowanego przez engine decyduje o klimacie. A tym karmią nas w Crysis itp. O klimacie w grafice decyduje pomysł i styl.
Z tego samego powodu, z którego tytułem z najwyższej półki jest DX – to jest tak zwany AAA level title. Co ciekawe klasyfikacja literek A nie odnosi się do jakości czegokolwiek w grze, ale ilości kasy na grę wydanej – wielkości budżetu. . . . I często to właśnie nie najlepsze, ale najdroższe gry stają się hitami. Co nie znaczy, że wymienione przez Ciebie gry nie są dobre – po prostu imho pod każdym względem ustępują DeusEx. I powiem to jeszcze raz – zapominacie o tym, że DX w swoim czasie POWALAŁ grafiką tak samo, jak teraz powala nią Crysis czy niedawno powalał Far Cry. Różnica polega na tym, że chłopaki z IonStorm pod dowództwem Warrena Spectrora (AVE! 😉 ) byli w stanie zrobić grę posiadającą zarówno niesamowitą oprawę, ale i dobry gameplay.
nefthegrey—> zgadzam się w tym że odbiór gry zależy indywidualnie od każdego gracza. Jeden lubi taki, a drugi zupełnie inny gatunek i choćby to może zdecydować o tym czy komuś się Deus spodoba czy nie. Moje wypowiedzi były budowane w perspektywie grupy, której dany typ gier się podoba. Czyli np. EU2 fanom strategii etc. Jasne, że zapalonemu piłkarzowi grającemu 10h na dobę w PESa nie podejdzie EU2 – z tym nie mam nawet zamiaru polemizować 🙂coppertop—> fakt, to ciekawe, ale też mi się to rzuciło w uszy – dźwięki stylizowane na midy w Deusie wyjątkowo dobrze wpisują się w klimat cyberpunka. A ja uciekam spać, bo oczy się już kleją. Dziękuję panom za pasjonującą i przede wszystkim stojącą na wysokim poziomie dyskusję. Oby więcej takich dyskutantów na Valhalli, czego Wam i sobie życzę mówiąc jednocześnie ‚dobranoc’ 🙂
I oczywiście wszyscy mają oryginalne gry na kompa. . . W ilościach 5-6 miesięcznie. . . Śmiem wątpić. . . piractwo wpływa negatywnie na poziom zabawy dostarczanej przez gry. . . To jest jeden z główniejszych powodów. . . Jak kupie grę raz na miesiąć to jest to cud. . . i dłubie wtedy przy nim na upór. . . a nie gram w 10 tytułów na raz. . .gry kocham nadal taką samą siłą. . . przechodzę nawet przeciętniaki. . . bo lepszy rak niż stęchła ryba x2;P
Jakiś sympatycznie złośliwy głosik jak mantrę mi własnie szepcze do ucha, iż ocenianie wszystkich i wszystkiego jedną miarką może nieźle skomplikować każdą sytuację :P, ale mniejsza z tym. Ważniejsze jest to iż warte zainteresowania nowości wydawane w ciągu roku mozna policzyć na palcach jednej dłoni. Gdyby faktycznie rynek gier przechodził napad klęski urodzaju na grywalne a nie tylko ładne tytuły, to ogromnie bym się z tego cieszył mając większy wybór podczas poszukiwań paliwa dla jednego z mych licznych nałogów :). Rzeczywistość jest jednak przaśna do bólu i w tym roku jak na razie warte zainteresowania były Stalker i dodatki do TESIV, a do końca roku jak widzę warto się zastanowić nad zakupem Bioshock, Wiedźmina i może Assassin’s Creed i to by było juz prawdopodobnie wszystko co mnie zainteresowało w tegorocznej ofercie.
IMHO brak zwiazku przyczynowo-skutkowego pomiędzy frajdą z gry a piractwem. Jeśli już to piractwo w tym kontekście jest raczej problem moralno-etycznym, ale przecież poza testem przedzakupowym omjamy sklepy p2p (niestety z powodu głebokiego uwiądu rzetelności dziennikarskiej i miedzyludzkiej niekompatybilości definicji dobrej gry takie testy są czasem niezbędne dla ochrony zawartości portfela przed nietrafionym zakupem)
Jeśli w jednym kwartale pojawi się więcej niż jeden interesując tytuł to jestem szczęśliwy. A jak nie? Cuż,. . . wtedy pozostaje nieśmiertelna klasyka klasyki i ksiązki (w księgarni przynajmniej jeszcze można poczytać przed zakupem bez narażania się na zainteresowanie „obrońców” wartości intelektualnej 😀 )
Widzę, że sporo znalazło się wielbicieli cyberpunka, dla każdego kto mógłby przez nieuwagę przegapić jakiś tytuł, pozwolę sobie przytoczyć kilka starszych pozycji obowiązkowych, które nie zostały tutaj wspomniane, a więc tak:1) B. A. T. 1 (Virgin Interactive, 1990)2) Beneath A Steel Sky (Virgin, 1994)3) DreamWeb (Empire Interactive/Creative Reality, 1994)4) BioForge (Origin, 1995)5) Blade Runner (Virgin/Westwood, 1997)6) Ubik (Cryo Interactive/Interplay, 1998)7) Omikron: The Nomad Soul (Quantic Dream/Eidos, 1999)8) Uplink (Introversion Software, 2001)Szczególnie polecam Dreamweb, oraz Omikron i Blade Runner. Klimat w tych grach poprostu rozwala na strzępy, to coś co zdarza się dziś coraz rzadziej. Sory za lekki offtop, ale jakoś nie mogłem się powstrzymać. 🙂
Nad tym się nie trzeba zastanawiać. Warren Spector sam to powiedział. Oczywiście nie powiedział „schrzaniliśmy tą grę robiąc to i to”. Powiedział natomiast co w niej zmienili w stosunku do DX1 i dlaczego to zrobili. Otóż największym błędem DX:IW było to, że miał on trafić do jeszcze większego grona graczy. Dlatego został pozbawiony sporej dozy mrocznego klimatu niepewności obecnego w 1 części. Miał się stać łatwiejszy – dlatego pozbawiono go systemu doświadczenia, uproszczono interface inwentarza itd itd. To wszystko było błędem. Twórcy zachowali się tak, jakby nie czytali recenzji w internecie, pozbawiając grę wszystkich najbardziej wychwalanych elementów. Nawet zasada „gameplay’u improwizacyjnego” została potraktowana po łebkach, przez co IW nie daje tak dużej swobody jaką dane było doświadczać w DX1. Żałuję tylko, że z powodu rozwodu z Eidos i lekko niemiłego zagrania z ich strony (nie chcą sprzedać praw do gry. . . eh, takie życie pod butem wydawcy. . . ) nie dowiemy się raczej, czy Warren Spector i jego ludzi wyciągnęli wnioski z porażki DX:IW. Trochę szkoda. Tak czy siak muszę powiedzieć, że kiedy przestałem porównywać DX:IW do pierwszego DX i zacząłem po prostu weń grać okazał się być dość ciekawym tytułem. Nie ma tak podokręcanych śrubek jak pierwszy DX, ale mimo to dobrze się przy nim bawiłem i też czasem wracam do tej gry. Nie mówiąc już o tym, że możliwość spotkania Tracera Tonga, Paula Dentona itd. po latach i zobaczenia potęgi JC-Heliosa jest całkiem miłe samo z siebie dla fana pierwszej części. No i zakończenia były fajne.
Bardzo dużo. Przecież i tu i tu występują dialogi, fabuła, otoczenie (w grach poprzez grafikę, w książkach poprzez opisy, ale jednak). Chciałem po prostu pokazać, że to głównie fabuła i styl tworzą klimat, a nie grafika – a już na pewno nie jakość grafiki. Można stworzyć bardzo klimatyczną grę która na całym ekranie będzie miała mniej polygonów, niż Gears of War w jednym modelu postaci. @motylanogaAle nie mówmy o patologiach ;D Choć też nie do końca się zgodzę 😉 Są gry (dla mnie takim tytułem był DX) które są w stanie tak przykleić gracza do monitora, że zapomina o tym, że ma 10 innych. . . zapomina o tym, że ma pracę domową do zrobienia, obiad do zjedzenia, pokój do posprzątania, a nawet o tym, że organizm musi spać i wykonywać kilka innych istotnych czynności fizjologicznych ;D I chciałbym, żeby takich gier – działających jak czarna dziura – było więcej. Chciałbym też zobaczyć kiedyś grę rozmiarów Obliviona umieszczoną w klimatach Cyberpunkowych. . . Oj tak tak tak. Wszechobecne fantasy już zaczyna mnie lekko dobijać (z resztą, nigdy go nie lubiłem, ale teraz, gdy jest wszędzie, nie lubię go jeszcze bardziej :P).
Tak dużo mówicie o Deus Ex’ie. . . to i ja się dołączę. . . Tak! klimat tej pozycji wdarł się pod moją kopułkę jakieś 3 lata temu:DAbstrahując kochałem w tej grze headshoty :)A różne możliwości dojścia do celu cieszyły niezmiernie, z jednego powodu. . . Nigdy wcześniej nie miałem kompa. . . do 2003r. grałem na konsolach i jak niektórzy wiedzą. . . save’y w dowolnym momencie nie istniały. :/Przesiadając się na kompa nie wiedziałem co to jest quick save:PDlatego też po śmierci w DX’e miałem dużo do roboty. . . . a odkrywanie za każdym razem nowych sposobów przjścia powodowały u mnie zapomnienia o których mowa pod koniec posta nr. 20 :DOdnośnie patologii 😛 istnieje takowa i nie raz zabija ducha niejednej pozycji. . .
@coppertopJest masa książek, do których się wraca za sprawą języka, którym są napisane. Fabuła czy klimat nie odgrywają aż takiej roli. Literatura daje pole wyobraźni, gry, czy tego chcesz czy nie, mozna porównać raczej do filmu, bo dostajesz gotowy obraz, w którym niewiele jest miejsca dla wyobraźni. Niue musisz mnie przekonywać, że to fabuła czy klimat decydują o tym, że do gry chce się wracać. Tyle, że moim zdaniem sprawa jest dużo bardziej skomplikowana, zwłaszcza jeśli myślimy o tzw. grywalności, która prostą pochodną 2,3 czy nawet 4 czynników nie jest. I zdaje mi się, że taki był zamysł autora wpisu, co by szerzej spojrzeć na ten wątek, bo o tym, że DE jest znakomitym tytułem to wszyscy wiedzą i nikt nikogo przekonywać nie musi. Moje zdanie jest takie – gra jest dla mnie, a nie ja dla gry. Jeżeli gra trafi w moje indywidualne gusta, zainteresowania, nastroje, oddaję się jej bez reszty. Jeżeli nie, choćby miała fenomenalny klimat czy fabułę, podziękuję jej. Może wyda się to dziwne, ale są tacy, którzy fantastyki, w ym cyberpunka nie znoszą i żadnym sposobem ich takich gier nie zmusisz. Można jednak spojrzec na temat z innej strony. Dlaczego są tytuły uznawane powszechnie za klasykę, bo gry elektroniczne, podobnie jak film czy literatura dorobiły się takowej.
No właśnie. Też chciałbym, ale gdyby na przestrzeni 7 lat powstała taka ilość cyberpunkowych czy postapokaliptycznych gier jak tytułów fantasy, czułbyś przesyt. Doprawdy miały te tytuły szczęście, że nie ruszyła fala podobnych przedsięwzięć. Ich wyjątkowość mogłaby ulec rozmyciu, nie wspomne o tym, że mógłby sie trafić jednak ktoś lepszy.
Mądrzy ludzie prawią, że nadchodzi czas duchowych spadkobierców. Bioshock-System Shock, Supreme Commander-Total Annihilation itd. Wcześniej czy później trafi się takowy i w przypadku DE, a może nawet przyłoży do tego ręki Mr Spector. Na marginesie, plotkowało sięniedawno, że eidos chce zrobić DE3. Nowe studio w Montrealu ma sie tym zająć.
Zgadzam się. Chodziło mi po prostu o pokazanie czegoś – być może wybrałem nieodpowiedni sposób 😉
Ponownie się zgadzam. Jednak są gry, które trafiają do większej ilości graczy, a są też takie, które trafiają do bardzo małego grona. Widzę, że to, o co Ci najbardziej chodzi to subiektywizm. I zgadzam się. Nie twierdzę, że DX, czy ogólnie cyberpunk powinien być otaczany czcią przez wszystkich. Nudno by było i trochę monotonnie. Po prostu uważam, że ta gra jest tak skonstruowana, że jest w stanie trafić do dość szerokiego grona graczy – od miłośników strzelanek, aż po rpg’owców czy samów fisherów. I tyle. I dziwię się, że styl gameplay’u tworzonego przez gracza nie jest popularniejszy wśród designerów. Do mnie osobiście klimat DX bardzo trafia i tak się składa, że chyba nie spotkałem jeszcze osoby, której ta gra nie przypadłaby do gustu. Może powodem tego jest między innymi fakt, że jest to faktycznie „coś innego”. Być może, nie będę się w tej kwestii kłócił.
O nie, akurat Cyberpunku nigdy za wiele 😉 Ale to tylko moja osobista opinia – to jest po prostu gatunek który mi się nigdy nie znudzi, choćby nowe filmy i gry o tej tematyce powstawały dzień po dniu. Jednak wiem, że rynek łatwo nasycić. Dlatego też dziwię się wydawcom, że cały czas jadą na fali popularności LotR robiąc coraz to kolejne RPG’i fantasy zamiast spojrzeć w nieco innym kierunku. Gdyby zrobili dobrą grę SF/CP to z pewnością przyciągnęłaby uwagę graczy. Mam nadzieję, że Mass Effect (czy choćby Fallout3) coś w tej kwestii zmieni. W tym momencie problemem dla mnie jest to, że jeśli chcę zagrać w grę, której realia mi odpowiadają i która jest jednocześnie (more or less) RPG’iem to. . . sięgam po DX. Bo nic innego tak na prawdę nie ma. Może to się zmieni, kto wie. . .
Wiem 😉 Już przygotowuję pochodnie i ołtarzyk – to pierwsze jeśli schrzanią sprawę, to drugie jeśli staną na wysokości zadania ;). Mam nadzieję, że DX3 dorówna pierwszej części. Ale nie ma co gdybać, poczekamy – zobaczymy.
wiec prawdą jest to, że nie ukończacie gier. . . już był pewnien blog na ten temat. . . ” o wierności gracza”. . . zresztą nikt sie do tego nie przyzna. . . .
Warunek konieczny, czyli co nam potrzeba do dobrej zabawy – zdecydowanie, dobrych gier 🙂
Dobrych a w dzisiejszych czasach trudno o takie właśnie gry. Fabuła w grze to podstawa a w obecnych grach fabuła jest tą najgorzej zagospodarowaną częścią, producenci idą w grafikę animacje dźwięki.
Cóż 😉 cana dorze to ująłeś. . . odnośnie p2p, nie widzę potrzeby sprawdzania gry. . . Nie gram często na PC z racji jego wieku. . . Konsole to moja pasja. . . w wyborze gry pomaga mi wiedza oraz czasopisma + youtube.I tak wykluczam miedzyludzką niekompatybilność (pięknie to ująłeś :D). . . Na nowości mnie nie stać :PDo dobrej zabawy kiedyś wystarczała piaskownica. . . Teraz wystarczy PES i kilka piwek. . .