Valhalla od pewnego czasu ma nową świecką tradycję. Co tydzień w piątek wieszamy newsa pt Weekendowe granie, w którym piszecie o swoich growych planach przypadających na dwa dni wolnego.
Podobnie jak wy ja również planuję moje weekendy. W końcu to dwa dni wolnego i potencjalnie większa ilość czasu do zagospodarowania niż zazwyczaj. To wszystko zobowiązuje do racjonalnego i sensownego jego wykorzystania. Z założenia więc jest to okres nie tyle nieskrępowanej i bezwolnej komputerowej zabawy, ale raczej okres Grania W Pełni Zorganizowanego. Co to oznacza? Weekend staje się czasem kiedy staramy się pokończyć tytuły które wcześniej rozgrzebaliśmy, albo przynajmniej poważnie popchnąć do przodu te rozpoczęte w ciągu tygodnia.
Oczywiście weekendy wyglądają różnie zależnie od charakteru gracza jak i jego wieku. Nawet obserwując swoje własne weekendowe zachowania dostrzegam w nich zmianę. Od momentu kiedy zacząłem pracować staram się je wykorzystywać efektywniej, czyli właśnie planować. Wcześniej, w okresie studiów czy szkoły średniej był to raczej okres niczym nieskrępowanej zabawy, którą rządziła jedna zasada – chaos. Grałem w kilka tytułów równocześnie niespecjalnie starając się nawet, żeby któryś z nich w miarę szybko skończyć. Przecież nawet jeśli nie zrobię tego w weekend od czego są pozostałe dni tygodnia?! W momencie kiedy pojawiło się tzw. dorosłe życie i obowiązki z nim związane pojęcie wolnego czasu skróciło się właściwie tylko i wyłącznie do dwóch dni wolnych od pracy, ewentualnie późnych godzin nocnych. Dlatego też, aby w ogóle ukończyć jakikolwiek tytuł pojawiło się Planowanie.
Już na początku tygodnia typuję gry, w które będę grał w weekend i (co jasne) nie mogę się tego okresu doczekać. Aby zapewnić sobie konieczną ilość wolnego czasu staram się wszystkie przykre obowiązki (czyt. sprzątanie etc.) załatwić wcześniej, ewentualnie skutecznie udawać, że takowe w ogóle nie istnieją (co kończy się najczęściej moją porażką w konfrontacji z mocą mojej małżonki i jej Potrzebą Porządku).
Kiedy wszystko jest już gotowe i nadchodzi upragnione piątkowe popołudnie na blacie biurka lądują wytypowane tytuły. Ma to dwojaką funkcję. Po pierwsze ogranicza możliwość Zmiany Planów czyli ewentualnego rozmyślenia się co do doboru weekendowych tytułów. Liczę tu najzwyczajniej w świecie na własne lenistwo, które zamiast sięgania do szafki (i szukania czegoś nowego) będzie preferowało raczej blat biurka na wyciągnięcie ręki. Druga rzecz to czynnik mobilizujący i pobudzający ego – ciągły widok pudełka z Wiedźminem przypomina mi, że wciąż nie skończyłem tej gry i najwyższy czas zrobić coś aby go zakończyć.
Dobór tytułów musi być jednak przemyślany i niejako wyprzedzać moje własne myśli. O co chodzi? Już tłumaczę. Otóż, gdybym na biurku zostawił tylko Wiedźmina bardzo prawdopodobne, że znudzony nim po kilku godzinach grania (wbrew pozorom, nawet najlepszą grą można się po prostu zmęczyć) zacząłbym grzebać po szafkach doprowadzając ostatecznie do Zmiany Planu. Dlatego poza pierwszym, priorytetowym pudełkiem musi być również propozycja alternatywna. Najlepiej całkowicie odmienna gatunkowo. W miniony weekend był to Call of Duty 4 w trybie multi. Co ważne, należy podkreślić, pełni on rolę tytułu wspierającego, a więc priorytet czasowy jest skierowany cały czas na Wiedźmina.
Niestety, nawet tak doskonale zorganizowany i przebiegły plan wziął w łeb. A wszystko przez niezłą formę i pulpit mojego komputera…
Weekend zaczął się nieźle i faktycznie na tapecie wylądował Wiedźmin. Bodajże późnym wieczorem w piątek skończyłem wreszcie akt 3-ci i rozpocząłem część następną. Sobota nie zapowiadała katastrofy. Wieczór spędziłem na aktem 4-tym całkiem sporo popychając akcję do przodu. Niestety, lekki przestój fabularny w grze (po intensywnych Wyzimskich spiskach i knowaniach, przygody na spokojnej wsi lekko mnie znudziły) wywołał niedzielny Syndrom Szukania Alternatywy. I na to byłem przygotowany. W napędzie wylądował błyskawicznie COD4 z nadzieją, że godzinka/dwie wywołają nawrót chęci na przygody z Białym Wilkiem w roli głównej. Pech chciał, że akurat wczoraj grało mi się nadzwyczaj dobrze, a coraz lepiej poznawane przeze mnie mapy (szczególnie Killhouse, Chinatown, Creek, Broadcast i Crossfire) pozwalały na uzyskiwanie coraz lepszych wyników. W ten sposób z sesji z COD4 z godzinki zrobiło się ich kilka. Kiedy już miałem dość zabijania wirtualnych bliźnich i z nadzieją na wiedźmiński powrót zamknąłem grę moim oczom ukazał się pulpit, a na nim… ikonka Trackmanii.
Najwyraźniej byłem wczoraj w doskonałej kondycji psycho-fizycznej, bo sesja Trackmanii zaowocowała kilkoma zwycięstwami i regularnym meldowaniem się w pierwszej trójce. Trudno było więc porzucić tak doskonale zapowiadającą się sesję. Nie muszę chyba pisać, że do końca dnia na moim komputerze rządziła Trackmania, a Geralt nie doczekał się mojego powrotu.
Patrząc wstecz to wspomniane wirtualne wyścigi nie pierwszy raz zniweczyły moje weekendowe plany. Zresztą nie ona jedne. Nie wiem czy to spisek losu czy chichot historii, ale niezwykle często kiedy bardzo jasno określę swoje weekendowe plany nagle w piątek okazuje się, że w ciągu następnych dwóch dni pojawią się Sprawy Niecierpiące Zwłoki, a mnie pozostaje jedynie tęsknie spoglądać na biurko i przygotowane wcześniej pudełka z grami.
Cóż… taki lajf albo taka karma – jak to mówią.
A jak wy planujecie weekendy? Co rządzi doborem waszych weekendowych wyborów? No i przede wszystkim czy udaje się wam je zrealizować? Napiszcie koniecznie!
Trackmania, trackmania. . . . Mnie właściwie pociąga w niej tylko superodjazdowyextrawypasiasty (taki nowy przymiotnik 🙂 builder, tzn. budowanie torów. Później najlepiej jest pokazać takowy komuś innemu, najlepiej kumplowi i jarać się, jak zagrywa się na TWOJEJ planszy :DTo super zabawa, ale od nie-tak-znowu dawna szaleję w sieci na PSN (zainteresowani- piszcie do
). Super jest komuś dowalić, albo się odwdzięczyć. Wtedy nawet nie patrzy się, kiedy z tych pięć minut zrobią się dwie godziny 🙂
Ja zawsze planuję, a potem. . . a potem odsypiam 😉 tydzień
W sumie planuje granie ale nie weekendowe. U mnie wygląda to tak, że planuje 2-3 najblizsze tytuły w które mam zamiar grac póki ich nie ukończe i nawet nie śmiem pomyśleć o innych bo wiem, że tych wcześniejszych nie ukończe i do nich nie wróce :)Tak więc gram i gram przeskakując pomiedzy tymi 2ma – 3ma tytułami kiedy wcześniejszy mi sie znudzi. Kiedy ukończe jakas gre to dorzucam do tej paczki kolejny nowy tytuł – tak żeby ciągle były ze 3 :)Czasami wracam tylko do starszych gier, które juz ukończylem tylko aby pograć w nie ze znajomymi przez LAN’a lub Multi
Od kliku dni przechodze kilkanascie razy Disgaea masterując postacie 🙂
Na weekend zawsze mam duże plany z któych na ogół nic nie wynika 😀
zero planowania, ale tez i niewiele choaosu – jesli gra jest dobra to ja po prostu przechodze w tempie ekspresowym (mam na mysli przede wszystkim fpsy np bioshock to byly 2 albo 3 dni), mmorpgi – gram jak mi sie chce, czyli bywa ze nie odpalam kilka dni wogole, a gry pokroju trackmania – coz, tutaj ‚idzie to falowo’ – czyli nie gram, nie gram a potem wsiakam na kilka dni (ciekawe ze od rbra samochodowki mi ‚przeszly’ a lajtowo to jeszcze z urzedu koncze nfsy, gry mistrzow kodu dzialaja na mnie alergicznie). najlepiej sie maja gry pokroju kotora itp bo one zapewniaja kuuupe zabawy i wystarczaja na dlugo – wiec tutaj wypadaloby zaplanowac granie – ale jak wyzej – jesli to dobry crpg to nawet jesli to trwa tydzien to z reguly koncze go jednym ‚ciagiem’. czasami dwoma (jade empire np niedawno). strategie i pokrewne odpuscilem – jeden zjadacz czasu jakim jest mmo mi wystarcza ;)a tak wogole to kupilem sobie nowy rower i priorytety na spedzenie stricte mojego (bo podobnie jak autor mam jeszcze ‚moj’ wolny czas dla zony oraz ‚moj’ wolny czas dla dziecka) wolnego czasu sie pozmienialy :] w niedziele zrobilem sobie po gorach 70 kmow i mowie wam ze daje to wieksza radosc niz jakakolwiek gra (kurde objawy starzenia wkradaja sie – ze zacytuje reklame – niezauwazalnie – czyli o co zapewne autorom chodzilo – niezauwazenie ;))