Tak szybko nie zmienię zdania – cały czas szukam pomysłów na znalezienie nowych sposobów przekazywania informacji (szczególnie tych o grach). Na szczęście los dał mi możliwośc publikowania w serwisie, którego czytelnicy chcą i lubią mądrze komentować i to jest jego podstawowa zaleta. Po prostu czuje się jego wyjątkowość. I to nie podlizywanie się, to fakt. Ale ciągle szukam czegoś nowego. Tym czymś niestety nie jest wideorecenzja.
W teorii wszystko powinno wypalić – mamy już na tyle rozwiniętą infrastrukturę internetową, że każdy z nas co rano (albo przynajmniej po podesłaniu przez znajomych kolejnego, „ciekawego” linka) zagląda na JołTuba czy inną wrzutę, żeby zobaczyć jak Tusk się potknął, Kaczyński zrobił kwaśną minę albo człowieka, który skacze na głowę do kałuży. Streaming wideo zmienił świat i teraz już praktycznie nie wyobrażamy sobie, żebyśmy mieli coś ściągać, wrzucać na dysk i odpalać Media Playera. Otwierasz stronę WWW, klikasz i jazda.
Trend ten podchwyciły szybko serwisy o grach komputerowych i od dłuższego czasu możemy przez strony WWW podziwiać najnowsze trailery i filmy reklamowe. Prawdziwa nowinką miały być właśnie wspomniane przeze mnie wideorecenzje, ale – niestety, przełomu nie przyniosły. Ja na przykład nie jestem w stanie wysiedzieć na nich dłużej, niż 30 sekund.
Nie wiem, z czego to wynika. Może streamowane filmy zajmują za dużo czasu, może ja już nie jestem w stanie skupić na niczym uwagi (choć na ADHD jestem sporo za stary, u mnie w klasie nawet nie było dyslektyków), a może te recenzje są przygotowane tak chałupniczą metodą, że za bardzo mnie oczy bolą – ale nie mogę wysiedzieć. Pół biedy, jeśli bierze się za to ktoś, kto dysponuje odpowiednim budżetem (taki na przykład Gamespot jeszcze jakoś daje sobie radę i stosuje tak zaawansowane techniki, jak montaż(!)), ale kiedy oglądam niektóre polskie tego typu propozycje, to bolą mnie nie tylko oczy, ale i zęby.
Zapętlone demko z gry, geekowy do niemożliwości głosik lektora (niejednokrotnie przed mutacją ;P) i tekst absolutnie nijak się mający do wydarzeń na ekranie – rozumiem, że zaletą wideorecenzji jest jej nowoczesność i fajna nazwa, ale skoro już wydajemy pieniądze na infrastrukturę i zestreamowanie tego filmiku, może warto byłoby stworzyć tekst przynajmniej na poziomie standardowej recenzji tekstowej? Tymczasem w większości serwisów, które dały się już złapać na tę „nowinkę” zdaje się panować przekonanie, że „mamy już coś, czego nie mają inni, więc teraz będzie się to już kręciło samo”. Ech.
A zresztą kiepskie wykonanie nie jest jedyną wadą wideorecenzji. Kiedy czytam tekst na stronie, spokojnie i jednym mrugnięciem oka mogę opuścić akapit, który mnie nie interesuje. Kolejny rzut oka i wiem, jaką ocenę dostała gra. A w wersji filmowej? Klikanie na czuja, żeby „skipnąć” kolejny nudny fragment wymaga celowania, buforowania, przeklinania (że trafiłem nie tam, gdzie chciałem) i generalnej frustracji. A jaki zysk z oglądania takiego tworu? No dobrze – widzę, jak wygląda grafika w działaniu, co widziałem już (jeśli chciałem) w profesjonalnie przygotowanych trailerach. Pfff.
Moi drodzy koledzy po fachu. Jeśli już koniecznie chcecie tworzyć wideorecenzje, to postarajcie się je przygotować profesjonalnie, z polotem i tak, żeby medium filmowe (niewątpliwie zasługujące na uznanie) nie musiało się wstydzić za wasze dokonania. Ja – nie chwaląc się 😛 – wyglądam całkiem nieźle i głos też mam nienajgorszy, ale raczej nie podjąłbym się występowania jako prezenter w tego typu produkcji (czy jakiejś innej). Trochę wstydu, panowie ;).
Mam nadzieję, że koledzy z Valhalli nie przygotowują właśnie w ścisłej tajemnicy jakiejś akcji z wideorecenzjami, bo wtedy mogłoby być gorąco ;). Ale póki co – ja zostaję przy czytaniu. A oglądać w necie będę głupie, jednominutowe filmiki kręcone przez domorosłych deskorolkarzy. Do tego został stworzony streaming!
Owszem, przygotowują 😉 Były by już wcześniej, ale stwierdziłem, że jeżeli, póki co, nie stać nas zrobić to najlepiej na świecie, to nie zrobimy wcale. Mam dokładnie te same odczucia co ty, więc nie ma co się powtarzać. Mamy trochę inną formułę na VTV, mam nadzieję, że wkrótce będziemy mogli to zaprezentować. Nie oglądam żadnych materiałów wideo wyprodukowanych przez rodzime serwisy, bo są zwyczajnie żenującej jakości. Są to w zasadzie odczytane recenzje z podłożonym w tle „czymś”. . . z gry. Równie dobrze mogę wziąc syntetyzer mowy, pierwsza lepszą recenzję z Valhalli, dołożyć powstałe w ten sposób audio do trailera i. . . . JEST – wideorecenzja.
Czy ja wiem. Średni poziom videorecenzji nie odbiega od średniego poziomu artykułów na fanowskich site’ach. Nie widzę drastycznej różnicy między oglądaniem nieskładnego obrazu, a czytaniem chaotycznych wpisów z błędami co drugie słowo. Nie da się też ukryć, że są serwisy, które dostarczają videorecenzje na ostro wyśrubowanym poziomie. Na przykład GameTrailers – nie tylko świetny technicznie serwis, ale również bardzo fajny merytorycznie i profesjonalnie przygotowany. Noty jakie serwują są według mnie bardzo adekwatne do poziomu produkcji danych tytułów, a i dowiedzieć się czasami można czegoś interesującego. Konkludując – nie liczy się medium, tylko poziom.
E tam! Autor desperuje 😉 Są znacznie gorsze rzeczy w Internecie od nieporadnych wideorecenzji. Choćby koszmarne błędy językowe i ortograficzne nas, internautów. Ale ad rem. . . Wideorecenzje to nowość. Może nie jakiś przełom, ale do niedawna przecież ich nie było wcale. Myślę więc, że cierpią one na chorobę wieku dziecięcego. Teraz są fatalne, złe i sklecone — w najgorszym tego słowa znaczeniu — po amatorsku. Nawet abstrakcyjny pomysł Adama z syntezatorem mowy nie przebije tego, bo była już i taka wiedeorecenzja — na jednym z polskich portali. Czekam więc na wideorecenzje tworzone nie przez chłopaczków, którzy napawają się dźwiękiem własnego, pozbawionego dykcji, głosu i niemających do powiedzenia niczego. Czekam na dobre wideorecenzje, solidnie przygotowane przez profesjonalistów (najlepiej z Valhalli, bo czemu nie?). Takie, gdzie nie będzie problemu z opuszczeniem nudnego fragmentu, bo zwyczajnie takich nie będzie. Bo myślę sobie, że nie jest złą rzeczą zobaczyć grę w rzeczywistym działaniu i usłyszeć, choćby o sterowaniu, parę słów kogoś, do kogo ma się zaufanie. Trailery to jednak tylko reklama producenta. Trudno w nich odróżnić nawet filmy z gry od rozgrywki. Może żądam zbyt dużo, ale chciałbym wideorecenzje móc traktować, jak namiastkę dema. I dlatego, choć ostrożnie, jestem ZA.
wideorecenzje są robione bez pomysłu, to fakt. Większość (polskich) usiłuje naśladować legendarnego Escape’a (choć 80% ich twórców pewnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy), ale od tamtych czasów już sporo wody w kranie upłynęło to raz, a dwa, że porządnego lektora w stylu Knapika ze świecą teraz szukać – przygotowanie „recenzentów” pod względem dykcji jest fatalne, o samych głosach już nie wspominając. Recenzja, czy to wideo, czy nie, powinna spełniać jeden podstawowy warunek – być przyjemną w odbiorze. I tak samo jak tekst nie może być monotonną wyliczanką, tak samo wideo nie może być montażem obrazków z gry z komentarzem nijak się do nich mającym i będącym w gruncie rzeczy zwykłą recenzją, tyle że przeczytaną. Zastanawiające, że prawie nikt nie robi tego inaczej – choć jest tyle możliwości. Widać zastój i stagnacja samych gier dotyka też dziennikarstwa o grach traktującego.
Np. kto?Ja mam odwrotne wrazenie, takie ze oni nigdy na oczy Escape nie widzieli, i wrecz czasem daje linki do jego odcinkow na Youtube. Jeszcze sie nie spotkalem w wideorecenzji z czyms takim jak np. chwila pauzy i danie mozliwosci obejrzenia i posluchania gry w spokoju przez krotki moment :DNajbardziej rozwalili mnie ludzie z bylej ZG, teraz Gamehot – nie bedziemy czytac wolniej, bo filmik na youtube ma ograniczenie czasowe, a nie bedziemy przeciez dzielic na 2 filmiki xD
mówiąc o naśladowaniu Escape miałem na myśli „leci film z gry a my gadamy coś na jej temat niekoniecznie w związku z tym co akurat widać” 🙂 można to robić na wiele sposobów – klasycznie-niezapomniany jak Escape właśnie, lub amatorsko-żałosny jak w zasadzie wszystkie wideorecenzje made in PL jakie widziałem ostatnio (w tym także w growych programach telewizyjnych, które są poniżej wszelkiej krytyki). A żeby spróbować robić to jakoś inaczej jeszcze? Rozwijając pomysły i wprowadzając nowe? Ło Jezusicku, to tak można?
Ano właśnie. Malacar był też zbyt łaskawy. Mówmy po imieniu – „rynek” (cudzysłów zamierzony) wideorecenzji to praktycznie monopol ludzi z okolic IDG. . . niestety. . .
Jest tylko jeden mały myk – czas. Czas potrzebny na pożądne przygotowanie wideorecenzji (czyli jakiś miarodajny materiał z gry, nie materiały producenta), wspomniany profesjonalny montaż, dokrętki, podłożenie lektora i ewentualnej muzyki, zgranie tego wszystkiego – zajmie sporo czasu, jeśli się nie dysponuje techniką na poziomie telewizyjnych stacji newsowych. W szczególności – przygotowanie takiej wideorecenzji zajmie niewspółmiernie więcej czasu, niż napisanie tradycyjnego tekstu. A w dobie internetu wszyscy (szczęśliwie Valhalla jakby mniej) stawiają na jak najszybszy czas publikacji, nawet kosztem jakości. Wideorecenzja bez potężnego zaplecza technicznego będzie raczej tylko ciekawostką, ponieważ zaś jest traktowana jako ciekawostka, nie pociągnie raczej za sobą kasy potrzebnej na zaawansowaną technikę. Taki Paragraf 22. 🙂
Oczywiście nie mam nic przeciwko naprawdę profesjonalnym wideorecenzjom. Niestety, tych jest jak na lekarstwo. . . No cóż, trzeba trzymać kciuki za nasze 😉
Wymyśliłem sposoba (pomysła) na wideorecenzje. Pewnie nie jest zbyt błyskotliwy, lecz „lepszy cyc, niż nic”. Po pierwsze trzeba niestety lektora dobrać tak, żeby gadał jak w telewizorze. Po drugie jakiegoś łebskiego gościa od montażu. Po trzecie aby ustrzec się od dłużyzny i nudy podzielić wideorecenzję na kilka filmików z odpowiednich kategorii. Jeden filmik od grafiki, drugi od dźwięku, trzeci od fabuły, czwarty od grywalności oraz jeszcze dwa od prologu i epilogu (albo intro i outro, żeby w klimatach pozostać ;-). W ten sposób będziemy mieć do wyboru po kawałku recenzji w zależności od zainteresowania. Coś podobnego istnieje na płytach DVD i ma się nieźle. Jest jeszcze inna szkoła. Możnaby zastąpić obrazki ilustrujące tekst recenzji „ruchomymi obrazkami”. Krótkie filmiki ilustrujące konkretne kilkunastosekundowe sytuacje z gry nie byłyby nużące, a zwasze coś pokazywałyby widzowi. Połączone z odpowiednim podpisem być może byłyby ciekawym rozwiązaniem. Jest jescze jedna koncepcja, mianowicie „wideoporadniki” czyli nagrane przejście gry. Niestety to chyba pieśń przyszłości, gdyż materiał wideo z kilkudziesięciu godzin gry za dużo miejsca na dyskach serwerów ciągle zajmuje i żre transfer jak „kornik” podwozie Poloneza. Mam nadzieję że moje koncepcje są na tyle oryginalne że przydadzą się wam w tworzeniu VTV. P. S. Jakby ktoś nie wierzył. że można coś ciakawego o grze nakręcić to polecam obejrzenie tego filmiku http://www.youtube. com/watch?v=PPyhREnSIRo na Youtube. Powstał przy pomocy mózgu i Windows Media Maker czyli skromnych narzędzi 😉
Sensei: bardzo podoba mi się Twój pomysł! Szczególnie to, że: „Możnaby zastąpić obrazki ilustrujące tekst recenzji >ruchomymi obrazkami<” Co do poradników, sądzę że wystarczą te tekstowe. Jest zresztą strona z graficznymi poradnikami i można sie wściec, gdy czegoś tam się szuka. Nie wyobrażam sobie, by film nie skomplikował rzeczy jeszcze bardziej, Zresztą do poradników zagląda sie sporadycznie, a niektórzy wcale. Rzecz więc nieekonomiczna. Jednak co do pomysłu recenzji: GRATULUJĘ!
Nie sposob sie z Adamem nie zgodzic. Albo Valhalla zrobi videorecenzje DOSKONALE, ze smakiem, wyczuciem, na odpowiednim poziomie technicznym albo niech nie bedzie ich wcale. Polsrodki nia maja tu najmniejszego sensu. @sensei – mozg, to z cala pewnoscia nie jest „skromne narzedzie” 😉
Zależy jeszcze czyj 😛