Pierwsze ostrzeżenie: do komfortowej gry bez zgrzytania zębami potrzebne jest konto w Games for Windows LIVE. Jeśli takowego nie posiadamy, lub jeśli jesteśmy uczuleni na twory Microsoftu i nie zamierzamy takiego konta posiadać, to niestety możemy zapomnieć o zabawie przez Internet, zapisywaniu stanu gry czy osiągnięciach. Drugie, nieco mniejsze ostrzeżenie: zdecydowanie polecam grać na padzie, klawiatura nie sprawdza się w tym tytule zbyt dobrze. Możliwe jest opanowanie sterowania na niej, ale zajmie to dużo czasu i mocno nas zirytuje. FlatOut bowiem jest portem konsolowym w najczystszej postaci – z góry zakłada, iż posiadamy xboxowego pada. Nawet menu oznaczone jest klawiszami z konsoli 360tki, tak, jakby każdy pecetowiec musiał wiedzieć co też oznaczają te literki w kółeczkach.
Spis treści
Akcja!
Za chwilę przeniesiemy się w przeszłość
Uzbrojeni w konto LIVE i porządnego pada możemy w końcu ruszyć na trasę któregoś z wyścigów. Umożliwia nam to chociażby tryb Kariery, w którym do wyboru mamy trzy „klasy” wyścigów, wewnątrz każdej klasy kilka kolejnych trybów, takich jak jazda na czas, ósemki, turnieje… Po co to wymieniać? I tak chodzi tylko i wyłącznie o totalne zniszczenie. Najszybszy sposób na dotarcie do mety wiedzie po trupach. Każdy dzwon, zderzenie czołowe, skasowanie przeciwnika czy wyrzucenie go przez szybę odpowiednio mocnym uderzeniem powoduje wzrost poziomu nitro. A wiadomo, im więcej nitro, tym szybciej jesteśmy na mecie.
Sprawę dodatkowo ułatwia konstrukcja tras. Zniszczyć możemy dosłownie wszystko, no, może poza większymi drzewami czy olbrzymimi głazami. Cała reszta: wszelkie płoty, stodoły, bele siana, beczki, traktory, stacje benzynowe, ściany z opon, wszystko to możemy zrównać z asfaltem, jednocześnie doładowując butlę z gazem rozweselającym. Oczywiście, naszemu kierowcy nigdy nie dzieje się żadna krzywda, dość powiedzieć, że jeśli przydzwonimy w coś naprawdę mocno i sami wylecimy przez przednią szybę, to i za to jesteśmy nagradzani.
Cięeeeeecie!
Przyznać trzeba, że Kariera nie stanowi zbyt wielkiego wyzwania. Z dobrze przygotowanym wozem bez problemu przelecimy przez wszystkie zawody, czyli turnieje składające się z kilku wyścigów. W trakcie trwania Kariery nie ma co też liczyć na urozmaicenia. Mogłoby się wydawać, że klasy Derby i Street będą się różnić czymś więcej niż tylko dostępnymi samochodami. Niestety, każdy wyścig to po prostu kolejna dawka destrukcji i szaleństwa, a zmianie ulega jedynie model naszego samochodu i otoczenie tras.
Gdyby tylko był czas na podziwianie tej grafiki…
Na szczęście poza Karierą mamy też Carnage Mode, lub, jak kto woli, Tryb Rozwałki. Jest to szereg 36 wyścigów – wyzwań uszeregowanych w czterech kategoriach. Jest tu Beat the Bomb, w którym musimy dotrzeć do kolejnych punktów kontrolnych zanim wybuchnie tykająca w naszym pojeździe bomba, a punkty kontrolne pojawiają się coraz dalej i dalej… Mamy tu też Destruction Derby z power-upami i „Wyścig z Rozwałką”, w którym nie liczy się miejsce na mecie a ilość wyeliminowanych przez nas przeciwników. Ostatni rodzaj wyzwań to Kaskaderka, gdzie kierujemy nie tylko samochodem, lecz także… kierowcą. Najpierw musimy nieszczęśnika odpowiednio wystrzelić z kokpitu, by następnie sterując lotem, zdobyć jak najwięcej punktów. Twórcy gry popuścili tutaj wodze fantazji, czego wynikiem są pomysły takie jak puszczanie kaczek kierowcą czy użycie go w roli kuli do kręgli. Cała frajda w tym, że zdobycie złota w jakimkolwiek z wyzwań przychodzi z trudem, ale jest jednocześnie satysfakcjonujące.
Jak jeździec Filipowski
Wspominałem o problematycznym modelu jazdy. Głównym problemem tego elementu jest jego mała różnorodność. Każdy pojazd steruję się praktycznie tak samo, bez względu na to czy jest to duży pickup czy mała i (teoretycznie) zwinna wyścigówka. Nawet jazda autobusem nie zmusza nas do drastycznej zmiany stylu. Także zniszczenia naszego pojazdu nie wpływają zbytnio na jego osiągi. Najlepszym sposobem na pokonywanie zakrętów jest zaś jazda przedziwnym ślizgiem.
Do kompletu wad należy dodać niejasny wpływ jaki na nasz pojazd mogą wywrzeć przeszkody. Mała beczka czy znak drogowy, który nie powinien zbytnio nas spowolnić potrafi nieźle nas urządzić, kiedy innym razem przebijamy się przez ściany i grube rury bez większego problemu. Także lądowanie po wybiciu się z rampy musi być wykonane perfekcyjnie, w przeciwnym wypadku łatwo można znaleźć się poza trasą. Widać tu brak konsekwencji.
Duety do mety
Ten pan dokonał przewrotu
Do listy niedoróbek można by tez dopisać irytujące „czepianie się” rywali. Delikwent taki potrafi przyssać się do naszego zderzaka lub drzwi, skutecznie uniemożliwiając nam wykonywanie jakichkolwiek skrętów. Nie wiem jak to się ma do realizmu, ale jest cholernie denerwujące, podobnie jak i maruderzy na starcie. Potrafi taki jeden z drugim ustawić się w poprzek trasy i jeśli mamy pecha to możemy doświadczyć na własnej skórze jak czuje się maszynista pociągu po „zahaczeniu” jakiegoś auta na niestrzeżonym przejeździe kolejowym. Takie obciążenie skutecznie uniemożliwia jakiekolwiek ruchy nie pozostawiając nam nic poza koniecznością rozpoczęcia wyścigu od nowa. Na szczęście poza tymi dwoma usterkami sztuczna inteligencja przeciwników prezentuje się dobrze. Rywale skutecznie nas taranują, potrafią zajeżdżać drogę, a także sprawnie uniknąć naszego zderzaka.
Z tronu wychodzą błyskawice i głosy
Trudne zadanie postawiono przed silnikiem FlatOuta. Wyrenderowanie wszystkich tych możliwych do zniszczenia elementów otoczenia to spora sztuka, a co dopiero gdy dwanaście samochodów wzbijając chmury kurzu powoduje, że wszystkie te kawałeczki toru zaczynają fruwać w powietrzu w niesamowitej orgii zniszczenia. Trzeba przyznać, że silnik graficzny radzi sobie z tym wszystkim całkiem dobrze. Na barkach ma sporo zadań i zdarzają mu się sporadyczne przycinki, ale ogólne wrażenie jest pozytywne, zwłaszcza, że wszystkie zniszczone element pozostają na torze do zakończenia wyścigu. Z drugiej strony, wymagania sprzętowe Ultimate Carnage nie należą do najmniejszych, zwłaszcza jeśli chcemy wspomnianą grafikę wyświetlić z pełnymi detalami i w wysokiej rozdzielczości.
Lecę choć nie chcę
Same dobre słowa należą się natomiast autorom gry za jej ścieżkę dźwiękową. I choć upodobania muzyczne to kwestia jak najbardziej indywidualna, to mi szalenie podobały się proste rockowe kawałki których słuchamy podczas rozgrywki. Nie ma tu znanych i wielkich nazw, ale utwory są dynamiczne i świetnie pasują do tego co dzieje się na ekranie. Szkoda jedynie, że piosenek jest tak mało – jedynie dwadzieścia.
Liczba Bestii
Gdy już pokonamy wszystkie wyzwania i ukończymy Karierę, zostanie nam tylko konkurowanie z innymi graczami za pośrednictwem Internetu. Jak ostrzegałem na początku – możliwe jest to tylko i wyłącznie za pośrednictwem usługi Games for Windows. W sieci pojeździć możemy we wszystkich trybach znanych z gry dla pojedynczego gracza. Osobiście najbardziej upodobałem sobie Destruction Derby, który w trybie dla pojedynczego gracza jest nieco bezbarwny. W starciu z żywym przeciwnikiem nabiera jednak kolorów i daje naprawdę dużo frajdy. Zaniedbano natomiast tryb offline, w którym pograć może maksymalnie ośmiu graczy, ale jedyny dostępny rodzaj zabawy to Kaskaderka i przekazywanie kontrolera z rąk do rąk.
6.6.6?
Zagraj w kręgle
Ultimate Carnage to gra trudna do oceny. Z jednej strony zapewnia dużą dawkę adrenaliny i niczym nie skrępowanej akcji. Po chwili potrafi zaś zdenerwować, że aż chce się rzucić kontrolerem w monitor. Gra ma swoje „momenty” i zadatki na świetną produkcję, także nabijacze punktów, achievmentów i złotych medali będą tu mieli co robić przez długi czas. Niestety problemy z AI i zbyt wysokie dla wielu wymagania sprzętowe nie mogą zakwalifikować FlatOuta do standardowej ósemki.
Tytuł recenzji zaczerpnięty z drugiej części Diablo tylko pozornie wydaje się tu nie na miejscu. Choć w produkcja Bugbear Entertainment nie znajdziemy hektolitrów krwi, fałszywych aniołów, szamanów wskrzeszających swoich kompanów i unikalnych przedmiotów, to na pewno wszyscy fani zniszczenia będą mieli czym cieszyć oczy. Pytanie brzmi: czy tony giętej blachy, średni model jazdy i rzucające się w oczy elementy charakterystyczne dla xboksowych portów są w stanie zapewnić grywalność równą legendarnemu dziełu Blizzard?
Ja miałem tą grę przez jakiś tydzien, zagrałem kilka razy i znudziła się. . . no i szału można dostać od „Press B to start” O ile sie nie myle to jest pc. . . a nie x. . .
No cóż, po prostu to gra odpicowana na dzisiejsze standardy. Akurat w idealnym momencie trafiła z jej premierą na konsolkach, bo niektórzy uznają, że Burnout Paradise zjada tą grę na śniadanie. Moim zdaniem obie gry mogą koegzystować obok siebie, więc dla maniaka rozwałki kółek powinien mieć i tą pozycję w swojej kolekcji – inny styl rozwałki, po prostu kuzyn Destruction Derby :)No kto by się odważył zrobić nową wersję Destruction Derby? 😉 Mam obie części w swojej kolekcji, tylko graficznie już mnie odrzucają te gry, pikseloza robi swoje 🙁
A mi się tam Flatouty podobają daleko bardziej od Burnoutów. Przy Flatout 2 na PC spędziłem sporo czasu na zwyczajnym jeżdżeniu dla samej przyjemności płynącej z czystej rozwałki. Pamiętam, że zrobiła na mnie niezłe wrażenie pod względem grafiki. Prawdę mówiąc, gdyby mi się dzisiaj zachciało znów samochodowej beztroskiej zabawy, wziąłbym właśnie Ultimate Carnage, a nie Burnout Paradise.
o tak dwójka Flacia była bardzo fajna
Flatout2 rządzi i żadne burnałty do tego się nie umywają. Przede wszystkim grafika i przygotowanie torów–fantastycznie wygląda i naprawdę bardzo. . . funkcjonalne (jest w co przyfasolić i jest gdzie się rozpędzić) i naprawdę wysoki poziom dbałości o szczegóły. Od modelu jazdy to bym radził się odczepić–ja grałem na kierownicy i jeżdziło się świetnie. Po pierwsze jest dobra równowaga pomiędzy arcade’owym stylem jazdy, a symulacją, która to ostatnia jest bardziej zbliżona do rajdowego trybu (dużo wślizgów w zakręty, samochody zachowują sporą bezwładność). Poza tym da się wyraźnie wyczuć różnicę pomiędzy autami z napędem na przednią czy też tylnią oś, szczególnie na zakrętach charakterystyka ich pokonywania jest ściśle z tym elementem związana. W moim prywatnym rankingu jest najpierw Racedriver GRID, później DIRT, później flatout2, później sto lat świetlnych nic, długo długo nic i dopiero burnałt. Polecam wszystkim pecetowcom. . . Aha, Ultimate Carnage to jest przeróbka na konsolę flatout dwójki, zatem polecam kupienie Flatout2 właśnie, a nie ultimate carnage, ponieważ ten ostatni niczym się praktycznie od dwójki nie róźni (te same auta, tory, grafika), a w dwójce nie ma tych denerwujących konsolizmów.
supp, wszystko fajnie, z większą częścią się zgadzam. Tylko, że Flatout 2 to TEŻ gra KONSOLOWA. Ukazała się równocześnie na Xbox/PS2 i PC. Także Ultimate Carnage to bardziej przeróbka dwójki, ale na X360. No i wychodzi na to, że dwójka również musi zawierać sporo tych znienawidzonych, anonimowych, nikt-nie-wie-jakich-ale-one-są „denerwujących konsolizmów”.
Ten Flatout to jakby Flatout 2 z poprawioną grafiką. Samego 2 przechodziłem aż 3 razy;D Ultimate carnage kupiłem aby jeszcze raz zagrać ale tym razem w nowszą odsłonę. Teraz widzę że ta decyzja nie była najlepsza bo niestety od 2 różni się tylko grafiką (mam mniej fps tym razem). Dla tych którzy jeszcze nie grali w Flatouta baardzo polecam a dla tych którzy grali lub grają w 2, to carnage nie zrobi większej różnicy.