Odpowiedź na to pytanie ciśnie się na usta już po pięciu minutach grania. To zdecydowane i głośne TAK! Dzięki bardzo dużej miodności, dobrze opowiedzianej, ciekawej historii i orgii ognia i destrukcji nawet ograny temat stał się bazą dla jednej z lepszych pecetowych produkcji tego roku.
Spis treści
Wróg u bram
Możesz zniszczyć cały port
Podstawy scenariusza World in Conflict znasz na pamięć. Mamy rok 1989. Napięcie między komunistycznym Związkiem Radzieckim a demokratycznym światem rosło w zasadzie od końca drugiej wojny światowej. W końcu znana nam historia, w którymś momencie postanowiła znów nakarmić się krwią. ZSRR atakuje kraje Europy Zachodniej. Morze piechoty i pancerne legiony ruszają na zachód. Na pomoc zagrożonym sojusznikom idą najwięksi herosi jakich zna współczesny świat – US Army. Szybko jednak okazuje się, że wojna na Starym Kontynencie była jedynie zasłoną dymną, która miała rozdzielić amerykańską armię. Kiedy jej część zajęta jest odpieraniem ataków Francji czy Italii Armia Czerwona z powodzeniem przeprowadza desant na USA.
Będziemy walczyć do ostatniego hamburgera
W tym momencie do akcji wkraczasz ty. Akurat znajdujesz się na zachodnim wybrzeżu (Seattle) kiedy w porcie pojawiają się śmigłowce bojowe, czołgi, transportery opancerzone i mnóstwo innego sprzętu siejącego śmierć. Na wszystkich maszynach widać piękną czerwoną gwiazdę. Amerykańskie siły są rozproszone i dysponują o wiele mniejszym potencjałem bojowym. Zaczyna się walka Dawida z Goliatem.
Statuę Wolności również
Mechanika, założenia rządzące World in Conflict nie są skomplikowane. Jeśli znasz strategie czasu rzeczywistego to momentalnie poczujesz się jak w domu. Dysponując określoną liczbą punktów, możesz kupować jednostki wojskowe z udostępnionego ci w danej chwili arsenału. Nie budujesz żadnych baz. Nie wydobywasz surowców. Najważniejsze jest zdobywanie kluczowych lokacji, które umożliwiają poznawanie dalszych części scenariusza a jednocześnie pozwalają zastępować stracone jednostki zupełnie nowymi.
Tych w moim odczuciu jest jednak odrobinę zbyt mało. Wojska dzielą się na „klasy” takie jak czołg średni, czołg ciężki, ciężki helikopter bojowy itd. W każdej z nich znajdziemy zaledwie jeden typ uzbrojenia na każdą stronę konfliktu (NATO, ZSRR, USA). Do tego dochodzi jeszcze wsparcie ogniowe tak bardzo reklamowane przez twórców WiC. Mamy do dyspozycji między innymi ostrzał artyleryjski, bomby sterowane laserem, bomby burzące, naloty dywanowe a nawet atomówkę.
Właśnie tak – BUM!
Musicie też wiedzieć, że pozycja ta nie ma zbyt wiele wspólnego z realizmem. Ilość sprzętu, który rzuca na nas Armia Czerwona idzie w parze z hasłem „miliard w środę, miliard w sobotę”. Twoje jednostki niezależnie od typu (nawet śmigłowce!) zrzucane są na spadochronach z samolotu transportowego a ilość wsparcia ogniowego, którego użyjesz w niektórych misjach wystarczyłaby do zrównania z ziemią największych światowych metropolii za jednym zamachem. Nie jest to jednak wada recenzowanego produktu. Autorzy wyszli tu z założenia, że lepiej zrezygnować z realizmu a zaoferować nam doskonałą zabawę. W praniu sprawdza się to doskonale.
Śmierć w Wenecji?
Same starcia są dynamiczne, jest ich sporo a na myślenie nie ma zbyt wiele czasu. Można powiedzieć, że jest go w sam raz dla obeznanego stratega. Ten na pewno będzie mógł rozplanować swoje działania, choć nie raz poczuje presję związaną z upływającym sekundami. Chaos na polu bitwy można bardzo szybko ogarnąć wzrokiem dzięki znakomitej „megamapie”. Nie powinni się również martwić wojenni nowicjusze. Gra w kampanii singleplayer na domyślnym ustawieniu nie jest trudna. Osoby potrzebujące dodatkowego wyzwania mogą przebierać między kilkoma dostępnymi poziomami trudności.
Armia, honor, ojczyzna
Mimo tego, że jak wspomniałem przed chwilą sama mechanika gry nie jest niczym nowym to kampania dla samotnego generała wciąga z siłą czarnej dziury. Bardzo podobała mi się historia opowiedziana w grze. Nie zabraknie w niej zaskakujących zwrotów akcji. Większość bohaterów pierwszoplanowych zaczniesz uwielbiać a niektórych być może znienawidzisz. Autorzy WiC w moim odczuciu doskonale pokazali przemiany w ludzkiej psychice, które zachodzą pod wpływem chociażby stresu. Przechodząc kampanię na nowo poznasz co oznaczają słowa bezsilność, poświęcenie, głupota czy rozwaga.
Same misje z reguły sprowadzają się do wybicia wroga w pień, szaleńczego ataku czy heroicznej obrony. Mimo to zrealizowane są sprawnie, mają sporo zadań pobocznych i znów pomimo sięgnięcia przez Massive do utartych schematów, po prostu nie pozwalają się nudzić. Przechodząc je walczyć będziemy w Ameryce Północnej i Europie. Zobaczymy także kawałek Związku Radzieckiego.
Niestety wszystko co piękne musi się, z reguły szybko skończyć. Tak jest i z World in Conflict. Etapów w trybie singleplayer jest zaledwie czternaście. Moim zdaniem to stanowczo zbyt mało. W trakcie wykonywania poszczególnych zadań obejrzymy przerywniki filmowe, które jeszcze spotęgują miotające nami uczucia i sprawią, że będziemy chcieli lepiej poznać głównych bohaterów tego dramatu. Niestety autorzy tej produkcji tego nam nie umożliwią. Nie umożliwią nam także, co jest dużym minusem, rozegrać kampanii radzieckiej, która pewnie już w tej chwili szykowana jest w formie płatnego rozszerzenia. Główną areną zmagań strategów stanie się jednak Internet. Już w tej chwili chętnych do gry powinniście znaleźć bez problemu. Tytuł ten w sieci przeżyje drugą młodość. Zresztą kiedy przypomnimy sobie z jaką siłą Sierra promowała go jako oficjalną grę na międzynarodowych turniejach to uzmysłowimy sobie, że tryb singleplayer jest tutaj li tylko dodatkiem. A szkoda bo jest po prostu znakomity.
Płoń maleńki
Kolejnym minusem, który nie wpłynie na końcową ocenę gry są jej wymagania sprzętowe. Myślę, że zalecane przez producenta możecie potraktować z przymrużeniem oka. Ten tytuł aby rozwinąć skrzydła potrzebuje solidnego, nowoczesnego peceta. W zamian oferuje jednak bardzo wiele.
To, co dzieje się na ekranie w trakcie grania zmiecie wam czapki z głów z siłą atomowego podmuchu. Eksplozje, ślady po lecących pociskach, rozrywające ziemię bomby, napalm żywcem palący ludzi i lasy, dym rozwiewany przez wiatr, całe miasta obracane w kupkę gruzu, światło słoneczne odbijające się w wodzie. Ta lista jest bardzo długa i nie kończy się na wymienionych przykładach. Grę trzeba zobaczyć w akcji aby docenić jej piękno. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest to jedna z lepiej wyglądających pozycji wydanych w tym roku na komputerach osobistych. Przynajmniej gry strategiczne, które mogą się z nią równać pod względem oprawy graficznej jakoś nie przychodzą mi w tej chwili do głowy.
Odrobinę słabiej, ale nie źle jest w przypadku udźwiękowienia. Niezbyt wyszukane wydawały mi się szczególnie efekty towarzyszące wystrzałom z broni mniejszego kalibru. Kiedy usłyszysz wizg przelatujących myśliwców albo rozpoczniesz nalot dywanowy lub solidny ostrzał artyleryjski to niskie tony porządnie zatrzęsą twoimi czterema literami. Nie mogę się za to w żaden sposób przyczepić gry aktorskiej.
Kto ich zatrudnił?
Zdecydowanie potrząsnąć należy ekipą lokalizującą ten tytuł. Ludzie ci zatrzymali się w rozwoju mniej więcej na wczesnych latach osiemdziesiątych. Mentalnie tkwią jeszcze w czasach, gdy mało który rodak władał językiem angielskim. Zapewne dlatego spodziewali się, że nikt nie wyłapie ich potknięć. W zasadzie to ciężko mówić o potknięciach. Bardziej pasuje tu słowo kaszanka. Ekipie CD Projektu proponuję zastanowić się nad doborem ludzi, którzy Pine Valley czytają jako „pin wali” a Governors Island jako „guwernors ajslend”. Łzy z oczu pociekną wam kiedy usłyszycie jak MedEvac przez lektora zamieniany jest na „wzywanie medełoka”. Drogi dystrybutorze wydajesz taką wyborną pozycję a okrutnie kaleczysz ją jakimiś językowymi potworami. Ludzi odpowiedzialnych za ten niezbyt śmieszny żart od razu wysyłajcie na front.
Ta drobna rysa na oszlifowanym kamieniu szlachetnym, którym jest World in Conflict w żaden sposób nie zniechęci was do grania. Produkcja ta jak wspominałem kilkukrotnie, bazuje na nadużywanych motywach. Jej wykonanie zasługuje jednak na medal. W tej chwili to jeden z najciekawszych tytułów, którymi możecie się bawić podczas długich jesiennych wieczorów spędzonych przy pecetach. W tych pochwałach zapędzę się nawet odrobinę dalej. Dzieło Massive Entertainment umieszczam w ścisłej czołówce najlepszych tytułów tego roku wydanych na komputerach osobistych. Zimna wojna zamieniła się w wojnę gorącą jak pole bitwy zalane płonącym napalmem!
Sięgając po pudełko z najnowszym dziełem Massive Entertainment utwierdzisz się w przekonaniu, że twórcom gier dawno skończyły się oryginalne pomysły. Te same motywy przewodnie przerabiane są setki razy. W przypadku World in Conflict zły Związek Radziecki atakuje demokratyczną Europę i Stolicę Wolności – USA. Czy taki tytuł może jeszcze przyciągnąć nas do monitorów?
to znaczy tak – ostatnio jestem na Valhalli grzeczny, więc wyrażę się oględnie 🙂 zrecenzowano 20% gry 🙂 80% jej zawartości, czyli po prostu świetny, świeży, niesamowicie grywalny i bardzo, bardzo niecodzienny tryb multiplayer – zostało pominięte. I to jest skandal. A tak poza tym, bardzo fajnie napisane. Ja bym może wspomniał, że przy fabule WiC dłubał Larry Bond i dlatego jest taka dobra, ale brak tej informacji to nie jest grzech śmiertelny :)PS. mnie też brakowało kampanii radzieckiej, zwłaszcza że gdy Larry Bond z Tomem Clancy pisali „Czerwony Sztorm”, to postarali się o ukazanie obu stron konfliktu – i podobnie było we wszystkich książkach, które Bond napisał już sam. Z tych zwłaszcza polecam „Kocioł” – jest o Polsce najechanej przez Unię Europejską (tak mniej więcej) 😀 naprawdę niezły wojenny thriller 🙂
Niezbyt lubie RTS,ale myslalem ze moze ten mnie wciagnie. . Niestety nie 🙂 Calkiem efektowny, akcja wartka, klimat jest, ale to niestety ciagle tylko taktyczny rts z niezbyt duza liczba jednostek. . .
seraphim ty lepiej idź popraw swoją zapowiedz Hellgate London. \r\nGrzeczny? ty chodzącą kompromitacją byłeś, jesteś i będziesz znawco-wszystkiego.
to nie jest zapowiedź tylko first-look na podstawie bety – to po pierwsze 🙂 a po drugie, co jest z nią nie tak? pokaż miejsce, gdzie wymaga poprawek, to poprawię 🙂 ale oczywiście nie pokażesz, bo jakakolwiek merytoryczna krytyka przerasta twoje skromne możliwości
Seraphim – daj spokój. Prowokatorów znajdziesz w Internecie tysiące, po co w ogóle odpowiadać na takie teksty. Nie karm trolla to padnie z głodu.
miałbym stracić okazję do zareklamowania mojego utworu pisemnego na temat Hellgate London? never 😀
Seraphim—> w jakiś przedziwny sposób generujesz tutaj tego typu „dyskusje”. Aż tak Cię lud kocha? :)I podpisuje się pod prośbą Katmaya – nie karm trola, bo z miejsca gdzie możemy spokojnie i na poziomie pogadać zrobi się chlew i bagno, a tego bym bardzo nie chciał.
w swoim czasie dużej ilości osób ostro stąpałem po odciskach 🙂 w sumie dalej tak robię 😀 a odnośnie tematu – mnie w WiC zauroczyły (graficznie) rakiety przeciwlotnicze – skomplikowane trajektorie lotu, koziołkowanie gdy są zmylone flarami, nagłe zmiany kursu gdy namierzą nowy cel – po prostu niesamowicie to wygląda
Powiem że po WiC nie spodziewałem się takiego kilera, gry niemal pod każdym względem perfekcyjnej. Dosłownie wszystko jest tutaj na jak najwyższym, kapitalnym poziomie, grywalność zwłaszcza po sieci macie zagwarantowaną na lata. Grafa tejże pozycji na odpowiednim sprzęcie jest po prostu obłędna, aż nie do opisania. Ta gra to istny wylew detali, przykładowo jeśli pokusicie sie na zoom na jednostkę hamer ujrzycie ludzi siedzących w środku za szybą i rozmawiających ze sobą, kapitalne a takich detali jest przecież cała masa!! Super tekstury, woda której nie ujrzycie nawet w halo3, wolumetryczne dynamiczne światła przechodzące przez chmury (dx10) i rzucające cienie wręcz wprawiają w osłupienie. To po prostu trzeba zobaczyć. Ponadto dzisiejsza generacja sprzętu spokojnie uciągnie to cudo na max detalach, całość hula na moim sprzęcie (8800ultra) aż miło w 1680×1050, średnio 30,50 fps. Jedyne do czego mógł bym się przyczepić i o czym wspominał autor recenzji to brak kampanii po stronie Rosjan, cóż zapewne w dodatku :(. . Ot drobna rysa na wzorcowej wręcz całości. Zdecydowanie polecam, moja ocena 9+/10
No na 8600GT juz tak rozowo nie jest . . .
ech muszę znaleźć kapeczkę czasu i zagrać. Na razie drugą misję zaliczyłem
Co do recki, kurczaczek nikt tego nie zauważył, ale Seattle leży u diabła na zachodnim wybrzeżu, poprawcie to i nie kompromitujcie się 🙂