Kto i dlaczego powinien się wstydzić za biednego bohatera książek Andrzeja Sapkowskiego? Nie twórcy gry – wolę to zaznaczyć na początku, żeby nie było żadnych niedomówień. Powodów do wstydu nie mają też ci, którzy zakupili Wiedźmina. Osoby, którym Witcher się nie spodobał też mają czyste sumienie. W końcu jest to kwestia gustu. A więc kto powinien spuścić wzrok i kręcić palcem w bucie? No cóż w sumie nikt konkretny. Przysłowiowe przypadkowe społeczeństwo. Ogół graczy, duch narodu itp. Skąd ta smutna i dziwaczna konstatacja? Powodem jest podana przez dystrybutora Wiedźmina informacja o wynikach sprzedaży tej ikony i ambasadora polskiej popkultury, przełomu na rynku gier i tak dalej. Stop! Muszę przestać kpić. W końcu kampania reklamowa rządzi się własnymi prawami. Nawet jeśli wzbudziła we mnie niesmak i nieco rozbawiło zbyt duże nasycenie frazesami. Była jednak skuteczna. Do pewnego stopnia. Bo w tym kraju żeby sprzedać grę komputerową trzeba być jednocześnie kuglarzem, świętym i cudotwórcą. Kuglarskie sztuczki przydają się do tego, aby rzesza graczy zwróciła na nasz produkt uwagę. Trzeba mieć też cierpliwość świętego męża, która przydaje się kiedy rodzimy dystrybutor próbuje wyjaśnić zachodnim partnerom specyfikę naszego rynku elektronicznej rozrywki. Wreszcie trzeba być cudotwórcą. Bo cudem jest sprzedanie w tym kraju więcej niż kilkudziesięciu tysięcy sztuk gry komputerowej. Dlaczego? Bo żyjemy w państwie, gdzie dzieją się same cuda i wcale nie mam na myśli sytuacji politycznej. Broń Boże! Od polityki uchowaj nas Panie! Polska jest krajem informatycznego cudu. Swego czasu w tym biednym kraju nad rzeką Wisłą znakomita większość „windowsów” to były wersje XP Pro Edition. Bogaty to naród. Co za luksus. Ale lista cudów na tym się nie kończy. Bynajmniej!
Ci z Was, szanowni Czytelnicy, którzy mają już na karku drugi, lub więcej krzyżyk zapewne pamiętają „stare, dobre czasy”, kiedy na rynku było więcej pism branżowych. Był zatem pewien periodyk, będący najlepszym kompendium tego co można było znaleźć na słynnej giełdzie komputerowej przy ulicy Grzybowskiej w Warszawie. W takich oto dzikich czasach funkcjonowało też inne pismo. Pełne cnót i dobrej woli. Edukowało młodzież i gardłowało pod niebiosa na temat piractwa. Nie! Nie bójcie się drodzy czytelnicy. Nikomu krzywdy nie zrobię. Przede wszystkim dlatego, że obydwa magazyny już dawno gryzą ziemię, a i tytułów tych zacnych pism podawać nie zamierzam. Ale w czym rzecz? Otóż, to drugie pisemko. Pokazujące lico dziewicze. Prawe i – że tak powiem – Sprawiedliwe (o znowu się politycznie zrobiło!) miało przez lata własnego dostarczyciela świeżutkiego softu. Na telefon jak pizza. Farsa? Obłuda? Jak najbardziej! W dodatku, co warto podkreślić. Te enigmatycznie opisywane przeze mnie wydarzenia nie miały miejsca w jakichś zamierzchłych czasach (czytaj: na początku lat 90) ale licząc z grubsza dekadę temu. Zaledwie.
Po co wyciągam te zmurszałe trupy z szafy? Bo to kolejny cud jaki dokonał się w naszej zbiorowej mentalności po 1989 roku. Minęło niemalże 20 lat od kiedy Joanna Szczepkowska wypowiedziała przed kamerami słynne słowa: 4 czerwca 1989 skończył się w Polsce komunizm. Faktycznie komuny już nie było, ale mentalność rodem z PRLu pozostała. Zresztą ma się całkiem dobrze. Także wśród młodszego pokolenia społeczne przyzwolenie na kradzież oprogramowania jest ogromne. Nie ma się co oszukiwać. Gdzie tu analogia do zacnych wyników sprzedaży gry Wiedźmin podawanych przez dystrybutora? Och zapewniam, że takowa istnieje!
The Witcher, Wiedźmin, Biały Wilki i tak dalej. Sprzedał się dobrze. Tak twierdzi wydawca/producent i nie mam żadnych powodów aby wątpić jego słowa. Ale przyjrzyjmy się sprawie bliżej. Żyjemy w blisko 40 milionowym państwie w centrum Europy. Według badań Głównego Urzędu Statystycznego w Polsce jest mniej więcej 13 milionów internautów. Załóżmy ostrożnie, iż osób interesujących się grami komputerowymi jest około 3 milionów. Z tej zapewne zaniżonej grupy wyłuskajmy te deklarowane 100 tysięcy, które po intensywnej kampanii reklamowej (prasa, telewizja, sieć) zakupiło Witchera. Mało? Bardzo mało! Gdzie te hordy fanatycznych, nastoletnich wyznawców. Gdzie fani? Czyżby czekali na obniżkę i tak już bardzo atrakcyjnej ceny? Z pewnością część JESZCZE nie miała okazji zagrać. Ale nie oszukujmy się. Grają. Grają, aż furczy! O przepraszam. Testują czy warto kupić oryginał. Ten piękny eufemizm będący apoteozą naszej rodzimej mentalności i stosunku do oprogramowania słyszę coraz częściej. Nie tylko w Internecie! Słyszę go od znajomych i kolegów. Najpierw pan Włodeczek ściągnie z P2P pełną wersję gry i sobie ją sprawdzi. Najlepiej od A do Z. Potem grzecznie poczłapie do sklepu i kupi oryginał. Ktoś wierzy w te górnolotne deklaracje? Jak kupujemy nowy samochód to nie szukamy po nocy na parkingu bliźniaczego modelu i nie pożyczamy go na jazdę próbną. To przecież oczywiste. Dlaczego zatem tak popularne jest „testowanie” oprogramowania?
Tak. To jest właśnie wstydliwe i bardzo przykre. Ile tysięcy osób testuje przygody Geralta Wiedźmina? Jaki procent z tej grupy kupi oryginał? To smutne ale prawdziwe. The Witcher kosztował około 20 milionów złotych. Ma za sobą zmasowaną akcję reklamową. Wynik? Jak dotąd 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy. Sukces czy porażka? No cóż. Ta gra wyznaczy na długie lata wysoką poprzeczkę dla rodzimego rynku gier. Z tej perspektywy to porażka. Bo kto przeskoczy Geralta w wynikach sprzedaży? Chyba tylko kontynuacja…
Drogi Kocie, napisałbym jakis dłuzszy komentarz o piraceniu, itp ale. . po co? Po licho pisac o czymś o czym każdy z nas wie że było, jest, i będzie? Każda szanujący sie magazyn / portal srednio raz na półroku musi tekst pt. „Nie piratom!” wyprodukować. Jedyny mój znajomy „posiadający” Witchera, ma właśnie pirata. I słówko co do Twoich obliczen – 13 milionów komputerów to liczba znacznie zawyżana przez komputery stricte biznesowe. Przyjmujemy 3 miliony średnio zainteresowanych grami. . Z czego może 2/3 słyszało o RPG, a 500tys. grało w jakiś. Odejmijmy 250tys. któremu sie gra niespodobała. . . Uważam że tak naprawdę penetracja rynku przez Wieśka jest znacznie wyższa – właśnie z uwagi na zawyżoną liczbe graczy, która w ogóle raczy spojrzeć na tytuł, że o kupieniu nie wspomnę.
Mi Wiedzmin nie pojdzie nistety
no no no! W zeszłym roku w Polsce przybyło około 3,7- 4 mln. internautów – pisze we wtorek „Rzeczpospolita”. Pod koniec grudnia 2006 z sieci korzystało 12 mln użytkowników. Liczba przyłączeń domowych w Polsce wzrosła w zeszłym roku o 40 proc. Mimo znacznego wzrostu liczby internautów, Polska pod względem ilości szybkich łączy jest nadal daleko w tyle za Europą. żródło gazeta.pl kwiecien 2007 za IAB Polska
Nie wiem czy uwzględniacie tez ludzi którym ta gra zwyczajnie nie pójdzie albo będzie chodzić tak ,że nie ma sensu jej kupować czy piracić . Sam grałem w demko i stwierdziłem że muszę poczekać do zmiany kompa (tak jak z Crysis 😛 ).
ciekawy wpis. Od siebie dodam, że piractwo nie dziwi tak jak nie dziwi nikogo ściąganie w szkole, dawanie w „łapę” policji za zmniejszenie pkt karnych przy wykroczeniu drogowym czy też „gratyfikacji” dla lekarza. To jest u nas normalne.
Mam demo wiedźmina i niestety na gf7300gt gra wygląda przecietnie. . .gry narazie nie kupie ba na takich detalach gra traci swój urok. . . poczekam. . .
ja mam 7300GT i grałem na maks detalach.
no tak, a swistak siedzi i zawija. . . ;)mozna ‚grac’ z 10 fpsami jak i grac. . ja uwazam ze i tak jest postep. . zwlaszcza jak sie przypatrzy wynikom sprzedazy innych gier sprzed lat. coraz wiecej ludzi kupuje orginaly. Jest progres.
Możliwe że jest, tylko czy te wyniki uwzględniają zmianę ilości komputerów i osób grających. Choć możliwe że jest faktycznie progres nawet uwzględniając te wzrosty.
Baaardzo mi się nie podoba ton tego artykułu. Wynika z tego, że każdy gracz MA OBOWIĄZEK kupić Wiedźmina, bo. . . . no właśnie? Bo dystrybutor uważa, że sprzedał za mało? Bo tak należy robić z każdą polską produkcją? To, że ktoś ma pirackiego XP nie powoduje automatycznie, że ma tylko pirackie gry – zbytnie uproszczenie. Często jest tak – oryginalny XP i pirackie gry. Wyliczenia też z sufitu – nie każdy internauta ma sprzęt pozwalający na odpalenie Wiedźmina, nie każdy ma dostęp do Internetu a RPG nie jest popularnym gatunkiem gier, a nie każdy fan Sapkowskiego lubi grać. Za te 100 tys. w Polsce dystrybutor powinien dziękować.
Specjalnie sie nie dziwię. Tak to już jest, że system do kompa dodają ale gier raczej nie 😉
Cieszę się, że pojawił się jeden komentarz potwierdzający istnienie osób, które rzeczywiście tylko testują grę która nie posiada dema. Potem idą ją kupić. Jest ich moim zdaniem mało ale je potrafię zrozumieć. Tylko powtórzę z tematu o Crysisie, że ja mam takie plany co do Assasin Creed bo chce wiedzieć tylko czy mi pójdzie.
Nikt nie ma obowiązku kupować Wiedźmina ale jeżeli chce w niego grać to niech go kupi. Niech zwróci uwagę na fakt, że jest to produkcja pokazująca, iż nasi rodacy też potrafią i jeżeli chce grać w ich gre to niech im pomoże aby powstała następna. I widać, że znalazło się grono osób tak myślących. A jak mi ktoś kto spiracił np. Wiedźmina powie, że w Polsce powstają słabe gry to mogę mu tylko powiedzieć, że to własnie przez takich jak on ludzie z pomysłami nie mają pieniędzy aby stworzyć coś na poziomie. Nikt chyba nie powie, że przy małych środkach można stworzyć grę tego pokroju. Cała ta gadanina o cenach gier czasem jest na poziomie a czasem śmieszna. Przecież jest tyle gier aktualnie w reedycjach po niskiej cenie. Sam chciałbym kupić sobie dwie częsci Prince of Persia, Civilization 3, Devil May Cry 3, Max Payne Antologie itd. ale chwilowo skoro pozwalają mi na to możliwości komputera wole pociułać kasę dłużej i kupić coś z nowych produkcji. A za rok jak już nówki będą ciąć kupie sobie w końcu jakąś część PoP.
O jak mnie do właśnie teraz wnerwia. Mam problemy z netem. Zmieniam łacze i coś nie tak albo z modemem albo z podłączeniem w TP i możliwe że troche poczekam. Dziś się coś wyklaruje. Problem w tym że do zainstalowania Orange Box potrzebny kontakt z netem :/ Jak wróce na świeta na 17 dni i nie zagram w Orange to się strasznie wnerwię. Jeśli dziś TP poleci w kulki to rezygnuje z umowy i biorę kablówkę ale na nią też bede musiał czekać :/ Dobrze że GoW już pocztą do mnie idzie 😀
Moje 3 grosze. . . Wieśka nie dało się testować inaczej – CDP przecież wyraźnie mówiło że dema nie będzie (a jednak jest tylko trochę za późno). Co do gadania o testowaniu – sam użyłem tego argumentu jakiś czas temu w dyskusji o piraceniu. Użyłem, bo właśnie tak traktuje wersje P2P – miałem Wieśka z krakiem i 3 dni później kupiłem oryginał. Dla patchy, i z poczucia moralnego obowiązku. I chyba brak tego ostatniego jest problemem a nie traktowanie wersji P2P jako demo. Społeczeństwo żyje mentalnością: „Nam sie k. . . a należy bo tyle lat klepaliśmy biede w komunizmie”, „Nam sie k. . . a należy bo jesteśmy biedniejsi od reszt świata a ceny mamy jak na całym świecie”- to właśnie te odruchy powinny być tępione w pierwszej kolejności. Kolejny argument który mnie osobiście rozwala to „Jestem uczniem podstawówki i nie stać mnie na gry”. Piękne usprawiedliwienie dla posiadania wersji P2P – szkoda że nie kradnie ciuchów w sklepach. . . chociaż nie. . . na ciuchy to rodzic da „flotę” a na rozrywkę niekoniecznie. Ech a tu tylko kilka okazji by grę otrzymać: urodziny, imieniny, dzień dziecka, mikołaj i gwiazdka. . .
Autor tekstu troszkę pofantazjował. Polska jest krajem gdzie korupcja i bezprawie jest gorsza od wirusa „ptasiej grypy”. Nie licznym udaje się normalnie zarabiać i żyć. W naszym kraju dominują: alkoholicy, narkomani, złodzieje, osiłkowi dresiarze po. . . to jest najpiękniejsze PO STUDIACH !, bardzo duża ilość wypadków drogowych. Bardzo blado wypadamy na tle UE. Przepraszam miało nie być politycznie trudno :(,D. Tusk ze swoim programem „powrót Polaków do rodzimego kraju”. . . nóż mi się w kieszeni otwiera!. . . przepraszam do czego oni mają wrócić ?!? do bezrobocia? Ponad 2 mln Polaków za granicą. Kogo to dziwi??Autorze tekstu przepraszam ale z czałym szacunkiem nie każdego stać na komputer a co dopiero na grę, przykład z samochodem jest mało trafiony. Nie jestem za Piractwem!!!
Hmmm. . . tutaj to TY troszkę fantazjujesz. Nie wiem co masz na mysli pisząc „normalnie” ale wg mnie w Polsce znaczna większość żyje normalnie, zarabia i żyje – a że nie opływa w luksusy? Inna bajka. Nie trzeba być bogatym, żeby żyć normalnie, trzeba po prostu starać się. Uczciwie iść do przodu a nie siedzieć w miejscu i czekać na zmiany. Politycy nie mają tu nic do rzeczy. zmieniają się jak rękawiczki i żaden nie wnosi nic poza chaosem – więc od ludzi zależy gdzie i w jakim stanie dotrą.
Tak się składa, że życie społeczeństwa jest tak dobre jak sprawowany rząd. Prawo, ekonomia itp. Za mało miejsca żeby Ci to objaśnić. Musisz wybrać się na studia (ekonomiczne) żeby poznać zasady funkcjonownia państwa. Normalnie żyć tzn. mieć z czego odłożyć na dobra „rozrywkowe” (telewizor, konsola, komputer, gry itp. ). A nie żyć od 10 do 10 i w ledwo spłaconych kredytach na mieszkanie czy lodówkę. W Polsce: podatki, służba zdrowia, bezpieczeństwo, drogi i wiele innych pozostawiają wile do życzenia. Gratuluję jeśli Tobie się udało, ale są inni którym szczęście nie dopisuje. Ehh. . . Szkoda gadać. PozdrawiamPS Powyższy tekst nie usprawiedliwia piractwa, nie o to mi chodzi. PS 2 Włącz MTV tam zobaczysz pojęcie LUKSUS
Zbyt pochopnie oceniasz ludzi z którymi prowadzisz dyskusje. Moja wiedza dotyczącą ekonomi, biznesu, polityki itp wcale nie jest ani płytka ani ograniczona. Mój wiek też stawia mnie wśród tych, którzy mają już własną świadomość a nie zbiorową świadomość grupy ze szkoły, czy też kreowaną przez stacje pokroju nieszczęsnego MTV. Różnica w nas polega na tym, że Ty wolisz zwalić odpowiedzialność za całe zło na system a ja wole się po prostu rozwijać. I nie mów mi że sie nie da, bo nikt nie dokładał do mojej edukacji – uczyłem się sam i pracowałem, żeby to wykształcenie zdobyć. Przy okazji rozwinąłem doświadczenie zawodowe, które dziś procentuje tym, że pieniędzy starcza do 1-go. Żaden system polityczny nie miał z moim sukcesem nic wspólnego. Żaden też układ sił politycznych nie może być usprawiedliwieniem dla złodziejstwa jakim niewątpliwie jest piractwo.
Widzisz nie zrozumiałeś mnie. . . Nie jestem za piractwem. Skomentowałem sytuację małej ilości sprzedaży Wiedźmina w Polsce. Stytuacji polskiej społeczności. Wynik sprzedaży uważam za dobry, jak na Polskie warunki; jest ok. A najlepsze że ja Ci nic nie zarzucam a ty bronisz się nie potrzebnie. Pozdrawiam. Koniec tematu.
POPIERAM W 100 %. Niestety taka jest prawda i wiem, że wielu z was powyższym tekstem zostało bardzo dotkniętych. Nie boli was bynajmniej fakt, że ściągacie sobie gierke i w nią gracie. Boli was, że ktoś to nazwał po imieniu, a wszystkie wasze tłumaczenia nic nie dadzą. Każdy logicznie myślący wie, że ściągając jakikolwiek pli jest PIRATEM. A można przecież nie pójść do kina, na dyskotekę itp. i odłożyć na oryginał. Tylko po co. Ja osobiście gram tylko w oryginały i was do takiego zachowania gorąco zachęcam.
Kocie myślę, że sam sobie przeczysz. Nie tak dawno jeszcze bodajże ty napisałeś artykuł o dzieciakach w supermarkecie, które mają problem z wydaniem swojego ograniczonego kieszonkowego. Osiołkowi w żłoby dano ale pięniądze schowano. Przyznawałeś potem, że dziennikarze nie mają problemu z dostępem do gier a coza tym idzie problemu z funduszami na nie. W kontekście powyższego dlaczego teraz wyskakujesz z takim „odkrywczym” artykułem? Przecież każdy wie że moralność i tak zawsze z kasą przegrywa, bo trudniej żyć z pustym portfelem niż z dyskomfortem moralnym. Poza tym faktycznie czasem twórcy nie dają dema gry zaraz po premierze tak żeby można było się przekonać o jakości gry. Właściwie to dlatego dema pewnie nie ma, aby klient przed zapłaceniem sobie nie wyrobił „zdania” o grze. Zresztą jak tu być „oryginalnym” skoro mogę usypać kopiec przykładów kiedy autorzy oprogramowania rozmaitymi utrudnieniami karzą nas za bycie oryginalnym. Różne Starforce’y, aktywacje produktów i inne bzdety które piraci mają z głowy. Natomiast dziwi mnie podejście piracących bogatych gnojków, których starzy są biznesmenami, bo kogoś kto ma komputer tylko dlatego że dostał na komunię, to rozumiem że go nie stać na programy uzytkowe i gry. Jeśli ta lepsza z wymienionych gazet to Gambler to muszę jedno dodać. Tak długo pisali że piractwo jest be, że zacząłem w końcu kupowac oryginalne oprogramowanie.
Nie przesadzaj. Wczoraj ściągnałem łatkę do Wiedźmina. Jestem piratem? 😉
Też nie przesadzaj. Myślisz, że dystrybutorzy przysyłają do redakcji każdą wydawaną przez siebie grę? Nawet jeśli to robią to z reguły jest to jedna kopia. Wszyscy ostatnio chcieli zagrać w Mass Effect a kopia była jedna – co mieliśmy zrobić? Przełamać płytkę na osiem kawałków? Wbrew pozorom kupujemy bardzo dużo gier. Podkreślam jednak, że nie mamy problemu z czekaniem – wolimy uzbroić się w cierpliwość a nie piracić. Jedno tylko mogę potwierdzić. Nasze kolekcje są dość spore. Niektórzy przestali wręcz zbierać gry i część sprzedają po jakichś e-aukcjach. To, że dostajemy gry nie oznacza, że nie płacimy rachunków i dostajemy za darmo ubrania, jedzenie, prasę i wszystko co normalnemu czlowiekowi potrzebne jest do życia. Mimo to znajdujemy pieniądze na rozrywkę i nie kradniemy owoców cudzej pracy.
NIe twierdzę, że każdy ściągnięty plik to piractwo – przez pojęcie pliku rozumiałem gre, film itp – wszystkie rzeczy, które przez producenta, bądź też dystrybutora nie są udostępnione za darmo.
sensei – ale przecież ci chłopcy z supermarketu są poza tą dyskusją. Właśnie dlatego, że mają problem co kupić. Każdy wie jak mogliby rozwiązać swój dylemat ;)Piractwo gier piractwem. Zobaczcie co się dzieje w branży filmowej. W moim pięknym miasteczku gdzie mieszkalem do niedawna było sobie kino. . . Było. WszedłDivX i się skończyło 😉
Sorry ze sie wtrace ale Obcy czy miales okazje mieszkac poza granicami PL?Z tego co piszesz wynika, ze nie bo mowisze ze Polska to normalny kraj. Moim zdaniem nasza Ojczyzna to kraj calkowicie nienormalny. . . no ale wszystko zalezy od naszego punktu widzenia. Naprawde sie ciesze, ze udalo Ci sie to wszystko osiagnac. Jednak sam wiem (ze swojego wlasnego doswiadczenia) ze w PL to nie zawsze „starcza” zeby cokolwiek osiagnac (a pracowac 20 lat tylko po to zeby kupic Lanosa na raty to nie dla mnie).
Cherub – mieszkałem rok w UK. Ze jest inaczej – tak, ze jest lepiej – tak, ale że w PL sie nie da – zdecydowanie NIE.
Racja, ale aby prowadzić życie na poziomie w PL, musisz osiągnąć tzw. sukces, na który składa się pracowitość, wytrwałość, a nierzadko inteligencja i szczęście. Tylko ile jest kierowników, prezesów itd? Garstka – nawet gdyby wszyscy poszli w Twoje ślady to większości by się nie powiodło, po prostu nie ma tam dla wszystkich miejsca! Z moich obserwacji pomiędzy UK i PL jest pięciokrotna różnica „realnych” dochodów na adekwatnych stanowiskach. Co za tym idzie w UK nawet ŚREDNIAKOWI po kupieniu np. niezbędnych ubrań (nie wiem jak można je porównać do gier), zostanie jeszcze na rozrywkę. Zastanów się jeszcze raz człowieku sukcesu, czy naprawdę (tak jak piszesz) każdy może nim być.
Bravo graczpl lepiej bym tego nie opisał. Dlatego w takich krajach jak UK Wiedźmin może osiągnąć sukces w postaci dużej sprzedaży. W Polsce tyle ile się sprzedało to i tak dobrze jak na Polskie warunki.
Denerwuje mnie powoli ten cały najazd na piractwo. Kiedyś definicja kradzieży była jedna: komuś coś sie zabiera, ktoś coś zyskuje. Dzisiaj nie trzeba kogoś unieszczęśliwiać by zyskać coś samemu. Dzisiaj na piractwo narzekają tylko ogromne koncerny które mają miliardy dochodów. Twórcy coraz częściej sami popierają „piractwo”. Twórcy zależy, by jego dzieło dotarło do odbiorców, dziś można to zrobić za darmo, dużo lepiej i taniej. Nie trzeba podpisywać cyrografu z anachronicznym tworem jakim jest dystrybutor. Kanada obrała słuszną drogę (planują zwiększyć ceny dostępu do internetu o stałą kwotę i zalegalizować piractwo). Mamy demokracje. Prawo definiują ludzie. Jeśli coś ma publiczne przyzwolenie – staje sie prawem, prędzej czy później.
Gdzieś wyżej pojawił się wątek studiów ekonomicznych i wiedzy w tym temacie która miałaby uzmysławiać jak to żyje się w tej naszej Polsce. Otóż studiuje ekonomię. Może kolega darek295 nie pochodzi z zamożnej rodziny co sprawia, że nie zgadza się z twierdzeniem, iż w naszym kraju większość ludzi żyje normalnie. I ja to rozumiem. Wszystko zależy od punktu widzenia albo bardziej od doświadczeń. Szczerze mówiąc nie mam w rodzinie osób które ledwo wiązały by koniec z końcem (i w bliskiej i w bardzo dalekiej rodzinie) i wielu takich przypadków nie zaobserwowałem wśród znajomych ze szkoły i studiów. Prawda, są takie osoby ale nie ma ich wielu. Co jasno wskazuje, że owa większość o której wspomina Obcy jednak żyje normalnie. Od strony trochę bardziej naukowej, myśle że kolega darek295 wie, że należymy zgodnie z podziałem do krajów rozwijających się (czyli grupy środkowej) i jesteśmy bardziej w czołówce tych państw niż pod koniec. Po drugie Unia, jesteśmy w niej i to o czymś także wskazuje. Po trzecie dane dotyczące użytkowania internetu wskazują że już ponad połowa Polaków ma jakiś (czasowy, stały w różnych miejscach) dostęp do sieci. A to jest już dobro wyższego rzędu. Przykładów jest wiele. Nigdy żaden ekonomista ani rządzący nie powinien zapominać o tych którym żyje się ciężko ale jeżeli uśredniamy jakieś kwestie to patrzmy na większość. Moim zdaniem – większość Polaków żyje normalnie, choć w innych krajach ten odsetek jest jeszcze większy.
Bardzo wartościowa wypowiedź. Też uważam, że owa droga jest słuszna i dobrze by było nią podążyć. Należy zwrócić uwagę na internet którego wartość tak znacząco wzrosła a u nas są problemy z kwestiami choćby podpisu elektronicznego :/ Miejmy nadzieje, że prawo zostanie dostosowane. Ale póki jest takie trzymajmy się go.
A tak co do testów niech wasz samochód ktoś przez trzy dni „przetestuje” to zmienicie zdanie o testach 🙂
Dziwi mnie to całe narzekanie jak to źle jest w PL. Oczywiście, sam marudzę często, wnerwia mnie masa typowo polskich bolączek, ale żeby mówić że tu się nie da żyć na odpowiednim poziomie to lekkie nadużycie. Jestem zwyczajnym człowiekiem z wyższym wykształceniem, moja żona podobnie. Nie wydaje mi się, żebym był jakimś wielkim farciarzem. Po prostu robię swoje. Może nie zarabiamy kokosów, może nie stać mnie na coroczne wakacje na Majorce, ale bez przesady żyć się da, do kina pójść mogę, grę i książkę kupić też, a jeszcze coś czasem uda się odłożyć. Z tego co się orientuję, to właściwie wszyscy moi znajomi podobnie jak ja nie mieli większych problemów ze znalezieniem pracy, która pozwala im normalnie funkcjonować. Nie nie jesteśmy prezesami i kierownikami – ale chyba bycie prezesem czy kierownikiem nie definiuje pojęcia normalności?! No chyba, że ktoś ma takie ambicje i jest to dla niego wyznacznikiem statusu społecznego. . . Więc proszę Was – nie dramatyzujmy. Jasne, za tą samą pracę którą tu wykonuję za granicą dostawałbym kilka razy więcej i byłoby mnie na wiele więcej stać, ale żeby mówić że tu się NIE DA żyć to naprawdę gruba przesada. A 2 mln ludzi które wyjechało? Wyjechała olbrzymia ilość osób niewykwalifikowanych, czyli takich, którzy szanse zatrudnienia mają nikłe u nas, a ci wykwalifikowani którzy wyjechali zdecydowali się na to, żeby przyspieszyć pewne sprawy – czyt. np. zarobić na kupno mieszkania czy domu lub po prostu skusiły ich lepsze zarobki – sam znam takich osób masę. Ludzie po skończeniu doktoratu na politechnicznych kierunkach są praktycznie na pniu wyłapywani przez zachodnie firmy/placówki naukowe, które oferują wielokrotnie wyzsze zarobki niż w PL – trudno się dziwić, że młodzi się często na to decydują. Co nie zmienia faktu, że Ci którzy tu zostają mogą normalnie żyć. . .
Kłócimy się tak o to piractwo ale rozumujemy troszkę powierzchownie. Patrzymy na problem ale go nie widzimy. Tak na prawdę to nie okradamy twórców tylko pośredników – firmy fonograficzne, wydawców oprogramowania. Okazuje się, że cena produktu zawiera najwyżej 30% zysku autora, reszta to koszty dystrybucji i marża sklepu. Muzycy zarabiają głównie na koncertach, bo z nich jest największy procent dochodu. Płyty kompaktowe właściwie to jest dla nich wersja demonstracyjna i materiał reklamowy. Wydawcy natomiast bawią się w „podwójnych agentów” i napuszczają twórców i klientów na siebie. Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, dlatego są takim gorącym orędownikiem praw autorskich chociaż sami najlepiej na nich zarabiają. Dlaczego? Bo artyści musza włożyć ciężką pracę w swoje dzieło, a wydawca pośredniczy w dystrybucji dzieła. Tak naprawdę wkłada w nie niewielką wartość dodaną albo wcale. A czasami to pośrednicy dymają nas do kwadratu. Słyszałem od znajomych, którzy widzieli w UK telewizory lcd tańsze o 50% od tych w sklepach nie dla idiotów. Słyszałem i widziałem płyty kompaktowe lepiej wydane i tańsze od naszych „oryginałów”. I to nie w jakiejś przecenie tylko normalnie za „full price”. Jak w kotekście tego wygląda piractwo? Tak samo – jest nielegalne i naganne. Jak w kontekście tego wyglądają wydawcy i dystrybutorzy? Okazuje się, że tak naprawdę są droższymi(poprzez honoraria autorskie i koszty wydania i dystrybucji towaru) „korsarzami” którzy różnią się od „piratów”(nie płacących honorariów i z tańszą dystrybucją) błogosławieństwem państwa i twórców (zleceniodawców) na łupienie klientaWg mnie przykłady z „testowaniem” samochodu jest nietrafiony. Dlaczego sąsiad nie może sobie wyklepać coś ze szrota na kształt mojego samochodu i cieszyć się z „kopii” mojego samochodu? Byłoby tak jak na reklamie peugeota, w której hindus za pomocą słonia, palnika, młotka i spawarki przerobił swoje autko na wymarzonego peugeota. Jeszcze jedno, na stronie http://www.szanuje.pl/ możemy poczytać o społecznej kampanii przeciwko łamaniu prawa autorskiego. Ciekawe czy „mądre głowy” które napisały listy otwarte wiedzą, że tak naparwdę bronią „prawa pośrednikowego”?
Ok zapewne piractwo okrada wydawcę w większym stopniu. Proszę mi jednak pokazać pirata, który zainwestował w produkcję gry, muzyki, filmu co też wydawcy często czynią. Argument z reklamą peugota trochę naciągany. Kopię robisz bez wysiłku, na kopię auta musisz choćby już posiadać złom na którym oprzesz konstrukcję. Zawsze złom możesz ukraść ale i tak musisz poświęcić swój czas na zrobienie duplikatu tymczasem ctrl + c i ctrl + v zwalnia cię z jakiejkolwiek pracy.
Tak naprawdę to piractwo jest po prostu piractwem i dorabianie do tego ideologii jest po prostu skazane na porażkę.
To żart?
Bzdura. Co to za dziwny sposób wybielania piractwa. Niedługo się okaże, że pobierający z P2P to Robin Hoodzi XXI wieku. Myślisz ze pirata obchodzi KTO ZARABIA? Pirata obchodzi tylko to że NIE ZAPŁACIŁ. Zaraz przeczytam, że piraci sąuwrażliwieni na dolę producentów których doją bezwzględni panowie w garniturkach. A wiesz ja się nie zgadzam, że korsarz zwany państwem zabiera mi pieniążki w podatkach za każdym razem kiedy kupuje bułeczkę w sklepie! I co na to poradzę?
Kaszpir:Ja wiem że wykonanie kopii samochodu to cięzka praca, ale chodziło mi o wskazanie różnicy między kopiowaniem a ukradzeniem samochodu. Piractwo w rzeczywistości jest nielegalnym kopiowaniem towaru (wartości intelektualnej) a nie dosłownie złodziejstwem. Nie znam piratów którzy wpadają do magazynów i „czyszczą je” z gier. Dla mnie jest to istotna róznica jak między np. przenoszeniem pliku a kopiowaniem go. Dlaczego istotna, bo są na to różne praragrafy. Odnośnie wydawców podzielam opinię że inwestują o wiele więcej od piratów. Jednakże oni płaczą ze względu na swoje straty, a nie straty autora. Pomyślcie przecież jak podpisują umowę to przewidują jakieś zyski uwzględniają piractwo i o ile autor nie ma procentu od sprzedaży zapisanego w umowie, to piractwo po podpisaniu umowy nic nie zmienia. Chodzi mi o to że na początku wyliczą sobie że da się nieźle zarobić, a potem płaczą że za mało wydoili kasy z klientów. Zamiast pomyśleć jakby tu usprawnić dystrybucję i obnizyć koszty. Odnośnie tych inwestycji, pomyślcie logicznie, wydawcy, dostawcy itp. itd. nie dokładają ze swojego portfela, tylko z tego co zarobią na klienteli. Mechanizm jest taki – klienci dostarczają gotówki, wtedy wydawco-pośrednik zaczyna dumać nad doinwestowaniem swojego biznesu. Wiem że to być może dla niektórych frazesy. Ale prawda jest taka że to wydawcy dorabiają ideologię „prawa autorskiego i dbania o dobro klienta”. Tak naprawdę dbają o opróżnianie naszych portfeli. Wiem że biznes to nie sentymenty, ale nie trawię jak któs mnie usiłuje wydymać niezależnie czy z wazeliną czy bez. zielonykaczuch:O dorabianiu ideologii wysłowiłem się wyżej. O żarcie także. Po prostu nie mylmy pojęć, bo pirat jest prędzej paserem niż złodziejem, albo raczej „fałszerzem”. Tego złodzieja wciskają nam szacowni wydawco-dystrybutorzy. Ciekawe czy wiecie, że część z polskich wydawców i programistów zaczynało swoją karierę na giełdzie na grzybowskiej. Bynajmniej nie od handlowania oryginałami. Jakoś uważają że wtedy „okradanie” było spoko bo prawa odpowiedniego nie było. Dzisiaj grzmią „ty piracki piracie” a na to co było przed 1994 mają amnezję. Piractwa nie wybielam. Chciałbym abyście zrozumieli po co to ten „czarny PR” piratów. Bo jest na rękę, bo dzięki temu mozna zamieszać i kotrolować mały chaosik. Jak pisałem gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta. Wydawcom, dystrybutorom, tak ogólnie mam na myśli ludzi pośredniczących pomiędzy klientem a twórcą chodzi o utrzymanie status quo, aby można było utrzymać ten chory biznesik. Boją się internetu jak ognia bo te ich koncerny nie mają z nim szans. Okazałoby się że można dystrybuować dobra kulturalne bez ich pośrednictwa. Same koncerny są molochami które aby przestawić się na inny rodzaj dystrubucji, muszą cały model biznesowy zmienić, sposoby promocji, potrzebuja sporo czasu i prawdopodobnie zwolnień ludzi. To nie takie proste i komfortowe. Pirata niestety obchodzi tak samo jak dystrybutora kto zarabia. obchodzi go że klient traci a on zyskuje, takie reguły handlu. Uwrażliwionych piratów na niedolę nie widziałem jeszcze, ale takich fajnych ludzi którzy przez p2p udostepniają mi muzykę której nie mogę normalnie posłuchać na kompie jak najbardziej, bo jakiś imbecyl umozliwił mi odtworzenie orygianlej płytki za 60 zł tylko w wieży. Odnośnie Korsarza osobno wyjaśnię. Byli to tacy goście, którzy służyli danemu władcy łupiąc statki wrogich państw i robili to w majestacie prawa danego państwa któremu służyli. Skoro nie lubisz jak używa się „politycznej poprawności” względem piratów, to nie odmawiaj mi nie stosowania jej wydawców, dystrybutorów, pośredników. Skoro przywołałeś Robin Hooda, to przyjrzyjmy się tej barwnej postaci. Przecież Robin wg legend okradał bogatych i oddawał biednym. Myslicie że wszystko oddawał? Taki dobry wujek z niego był że jego kompania z grubym zakonnikiem jezryny i grzyby tylko jadła? Przecież na wykup jeńców itp. też kasy trzeba było. A pić też musieli, chyba że wino z borówek robili sobie. Zresztą może wino też kradli. Jednakże własny skarbiec mieć musieli, więc tacy dobrzy i dalecy od piratów nie byli. Robin Hood nadstawiał kark pewnie tylko za moje ulubione amerykańskie „freedom” i zapomniał że ci źli zabrali mu dobra ziemskie, „szacun społeczny” itd. W kontekście tego jak można wybielić pirata porównując go do „szarej” postaci? A gdzie ja wogóle coś o Robin Hoodzie pisałem?
Kazuistyka
Powiem krótko wybielasz. Płaczesz, że są drogie cd z muzyką, że wydawcy i koncerny duszą od ludzi kasę i tak dalej. Co z tego!! to nie zmienia tego, że piractwo jest piractwm Ostatnio było o tym ze jakis zespól dał swoją muzę do sieci i mogłęś ją pobrać i uiścić dobrowolną opłatę. I co? I wielkie **** ponad 60% osób nie zapłaciło w ogóle a muzyka i tak trafiłą do innych kanałów P2P dystrybucji.
Każdy by się bał tej zjednoczonej międzynarodówki złodzieji, którym się wydaje że wszystko jest za darmo.
A fe wydymać? A kogo dymają piraci?
Jesteś sieciowym anarchistą z naiwnym podejściem do cudzej własności. Taka jest prawda bez ogródek.
Oj zaraz kazuistyka. Drobne uścislenie. Zauważ że w pewnym sensie przypomina to sprwę z włamaniami na komputery w sieci. Nie ma co udawać że jest dobre ale co innego kiedy robi Cracker a co innego kiedy włamuje się hacker. Niestety w świadomości medialno-społecznej istnieje tylko „podły hacker” = cyberbandyta, cham i pijak. Do czego zmierzam? Ano do tego że panowie dystrybutorzy wmawiają wszystkim ludziom że ci ludzie którzy dzielą się muzyką, stoją na bazarach z torbami pełnymi kompaktów albo robią ruskie lokalizacje na polski gier po angielsku to są te same „złe piraty”. I to jest nie w porządku. Z tym zespołem to rzeczywiście wtopa, szczerze im współczuje takiego potraktowania przez „społecznośc”. Widocznie ludzie za bardzo przyzwyczaili się do „pobierania z internetu”. Może to jest sygnał że moment na takie inicjatywy odpowiedni został przegapiony. Być może frustracja w narodzie jest za duża żeby docenić takie odważne pomysły. Chyba ludzie są za bardzo wk***** na panów dystrybutorów, że puszczanie ich kantem stało się zasługą. Ja sam bardzo chętnie dałbym artyście kwotę pomniejszoną o działki pośredników. Przynajmniej wiedziałbym, że kasę kosi własciwa osoba za swoją pracę. Międzynarodówka, ciekawe określenie. Ale pomyśl jak się nie będą bać to czy będą szanować. Za PRLu w sklepie zamiast „czym mogę służyć?” było „czego, przecież jem!”. Wtedy nikt się o stołki nie bał bo posady państwowe były, a dziś klient głosuje pieniądzem na dany sklep. Chodzi mi o to, że gdyby wielu się nie „jezyło” na koncerny to oni co najwyżej opsikaliby nas. A tak przynajmniej choć trochę się boją. Piraci dymają korsarzy. Będzie przypowieść. Na dzikim zachodzie właściciele dyliżansów też płakali wraz z nadejściem kolei i starali się aby było po staremu. Tak samo dziś kocerny medialne boją się internetu i ograniczonych możliwości kontroli nad nim. Przecież mogliby sami dostosować dystrybucję do rozprowadzania MP3 przez sieć zamiast wyklinać format. A przepraszam, oni już coś robią. Wykombinowali DRM dzięki któremu mogę odtworzyć muzykę tylko na wybranym odtwarzaczu przez nich oczywiście. Szkoda, że telewizja nie wpadła na to żeby mozna było dajmy na to TVN oglądać tylko na telewizorach Sony. Anarchistą nie jestem ale powalczyć o rzeczy istotne nie tylko dla mnie lubię. Bo ogólnie jest o co i „jest sprawa”. Jak to jest że można w UK lepiej wydawać kompakty i taniej sprzedawać? Czy ceny np. gier na konsole muszą być takie zachodnie? Dlaczego płacimy za MMO tyle co zachód a zarabiamy przecież tyle co wschód. Dlaczego kupując oryginał uprzykrza mi się życie często wadliwymi zabezpieczeniami, które stanowią chwilowy problem dla crackerów? NIe da się ukryć że to nie jest ok.
wybacz dużo tekstu mało treści. mamy inne podejście do piractwa i kropka.
Panowie dystrybutorzy wmawiać takie rzeczy przestali wieki temu. Dla mnie złodziejem jest Robert, Staś i Kasia ściągająca do swojego mp3playera piosenki nie uiszczając opłat. To proste. Tak proste, że aż ciężko czytać te wygibasy tłumaczące piractwo.
Tak jest urządzony świat na litość boską! Już byli tacy, co to zawracali biegi rzek. A dlaczego placisz marżę w sklepie kupując cokolwiek? Przecież kupując telewizor marki szajsung nie płacisz tylko firmie szajsung. To ci jakoś nie przeszkadza! A może przeszkadza? To jednak prawda, że oprogramowanie traktują ludzie inaczej niż inne produkty.
Serio zadajesz to pytanie czy żartujesz? To jakiś absurd! Rozumiem , że taki blizzard powinien sprowadzić swój komercyjny produkt do ceny odpowiedniej do rynku. W Polsce do akceptowalnej kwoty 10 zetów a w dzikiej afryce do kiścia bananów za miesięczny dostęp?
Ach daj spokój z tym podejściem. Raczej ja się źle wysławiam. Zamierzałem zwrócić uwagę na drugą stronę medalu, dlatego poszedłem ostro po bandzie. Niestety medialne jest obarczanie gier i piractwa przez media o wszelkie zło. Kiedyś wprowadzano prohibicje a ludzie i tak walili sake aż miło. Do rzeczy. Przy okazji poruszania kwestii piractwa należałoby pokazać problem z drugiej strony. Moralizować zawsze prosto i łatwo. Nie da się ukryć że te „płaczki antypirackie” poza gderaniem słabo się starają. Kiedyś pamiętam, jak Topware wprowadzał gry za niecałe 50zł to firmie zarzucano psucie rynku. Dziś ceny gier po paru miesiącach osiągają właśnie te 50zł, rynek ma się lepiej i jest tańszy dla klientów. A ci od muzyki? Niech wydadzą naprawdę tanie kompakty po 30zł, albo podniosą jakość tych za 50-60 zł to przekonają się że w prawie 40 milionowym państwie można znaleźć klientów. Trzeba tylko trochę pomózgować zamiast robić naloty, straszyć zwykłych ludzi sądami i jeszcze na dokładkę utrudniać życie tym „oryginalnym” klientom. Zastanawiałeś się dlaczego Microsft wypuścił Office 2007 za 199 zł? Nie wdaje mi się że jakaś rocznica ich zmusiła, raczej rozszerzające się grono użytkowników Open Office. Jasne że ludzie traktują oprogramowanie inaczej niż resztę towarów. Pozwól że wyjaśnię dlaczego. Po pierwsze oprogramowanie kupujesz dosyć często, chyba że używaśz tylko kilku programów i gier (chyba tylko w firmie ale to nie ty za nie tam płacisz). Po drugie, nawet jeśli są darmowe zamienniki to i tak czasami zadania postawione przed tobą nieraz wymuszają zakup programów których ceny są często kosmiczne. Po trzecie, połączenie „po pierwsze” i „po drugie” pozwala wnioskować klientom że coś ulotnego jak program jest zdecydowanie za drogieJak Blizzard chce zarabiać to powinien obniżyć abonament, może nie do kilku bananów, chyba że go polski rynek nie interesuje to droga wolna. Jak do tej pory wielu zachodnich wydawców obniżyło ceny gier single player do znośnego poziomu ze względu na ich polonizację i co za tym idzie utrudnioną sprzedaż takich wersji na lewo w Ameryce czy Europie. Jak ktoś chce to można. Nie będę tłumaczył ile jest jakieś 15 dolców, czy 15 euro dla europejczyków czy amerykanów, a ile to jest kasy dla Polaków. Nie wiem czy o tym pisałem, ale moralność z rachunkiem ekonomicznym zazwyczaj przegrywa.
Mieszkam na konkretnym odludziu- na wsi Goździków, niedaleko Konina. W mojej okolicy wszyscy pogrywają we Wiedźmina- zachwytów i pozytywnych opini na temat tej produkcji jest od grona. Co z tego?! Jedyną osobą, która posiada oryginalny egzemplarz, jestem ja nie chwaląc się ja. Gdy powiedziałem mojemu znajomemu że nie ma się po co „podniecać” na kopię uslyszałem taką odpowiedź:”Spie****** Śledziu. Myślisz, że kupujesz oryginały to szpanujesz. W d**** mam Ciebie i twoje przekonania. Nie stać mnie na oryginały więc ściągam gry z neta frajerze”. (proszę nie wstawiać mi minusów za cytat obok- w końcu to nie była moja wypowiedź)Ostatnie zdanie rozbawiło i „rozbroiło” mnie do łez. Skoro ktoś nie ma kasy, nie musi grać. NIKT Cię do grania nie zmusza. Tego typu sytuacje pokazują jak się u nas ma sytuacja z rynkiem gier i „dobrą wolą graczy”. Wiele genialnych tytułów wydawanych jest w tanichseriach po 20zł lub po 25 zł (nie piszę konkretnie jakie to serie- nie chce robić reklamy:). Dlatego też nie do końca zgadzam się z Kotem- 100 tysięcy sprzedanych egzemplarzy jak na nasze, polskie warunki to wynik w ogólnym rozrachunku niezły. Reszta artykułu jest poparta trafnymi argumentami, z którymi się całkowicie zgadzam. Gratuluję dobrego tekstu!
Podejście do piractwa zmienia się bardzo szybko, kiedy ze złodziei zmieniamy się w okradanych 🙂
Jasne nikt do grania nie zmusza. Do wielu rzeczy też nie. Co nie znaczy, że mam płacić ceny europejskie a zarabiać po polsku. Jak zachód tak chce zarabiać w Polsce, to niech gra wg polskich zasad, bo jest na naszym terenie. A tu kliencką jurysdykcję sprawujemy my naród. Tyle odnośnie różnic cen. Nie macie pojęcia ile razy pukali się ludziska po glowie jak oryginały kupowałem. Ile ja się podobnych epitetów nasłuchałem jak przytoczony powyżej greps. To naprawdę trudne być „oryginalnym uzytkownikiem” kiedy otoczenie mroczne od piractwa. Myślę, że nie ma się co martwić. Piractwo rozbudziło rynek komputerowy w Polsce umożliwiając powolne doganianie zachodu. To tyle, wystarczy, więcej nam go nie potrzeba. Teraz musimy starać się je zwalczać, bo jak będziemy tolerować takie „akcje” pod własnym nosem, to nie ma się co dziwić, że „ten kraj jest jak psychodeliczny rock”.
Trafiłeś w sedno sprawy. Gdy pokazałem znajomym moją „półeczkę” z oryginałami, wyśmiali mnie i zaczęli rzucać we mnie różnymi epitetami. Gracz, który ma w domu piraty, nawet nie ma chęci okazać dobrej woli- nie chce „marnować” 20 zł na grę skoro można ją pobrać z internetu^^. Ludzie myślą, że aby „grać uczciwie” trzeba mieć kosmiczne fundusze i mieć bogatego „tatusia” bądź „mamusię” ( w skrajnych przypadkach dziadków:P). Próba tłumaczenia, że ściąganie gier to kradzież kończy się wzrokiem spode łba i obgadywaniem na przerwach:P. . . Nie ma dla mnie w graniu nic lepszego, niż wcześniejsze otwarcie pudełka z grą i zapoznanie się z jego zawartością. Nawiasem pisząc, polskie edycje kolekcjonerskie to majstersztyk- skrzynki z World in Conflict w środku czy puszki ze Stalkerem wewnątrz nie da się pobrać, w dodatku „za darmo” (przecież płacimy rachunki za internet:P) z sieci. . . Więcej rozumu „ślepi gracze”!
Wiecie co, czytam tą dyskusję i naszła mnie refleksja. Przykre że żyjemy w kraju w którym spode łba pukając się w czoło patrzy się na gracza, który kupił oryginał. Chyba powinno być odwrotnie. Napiętnować raczej powinno się te złe zwyczaje a nie właściwe. A co do tłumaczenia, że ceny gier są wysokie w stosunku do zarobków nie bądźmy śmieszni. Ja rozumiem, że są relatywnie droższe niż na zachodzie, ale bez przesady. Wyłuskanie kilkudziesięciu złotych (w porywach do 120) [mówimy o grach PC, nie konsolach] dla osoby pracującej i przeciętnie zarabiającej nie jest aż takim problemem. Oczywiście. Nie będziemy może sobie w stanie pozwolić na 4-5 gier w miesiącu, ale chyba nie musimy ich aż tyle mieć?Osoby niezarabiające też wydaje mi się, że mogą odłożyć sobie kasę na kupno gry (z kieszonkowego, czy jak to się tą formę pomocy finansowej rodziców/dziadków nazywa). Naprawdę niezłe tytuły ukazują się stosunkowo szybko w tańszych seriach i są dostępne często za 30-60 zł. Głupi bilet do kina w większym mieście kosztuje ok 20 zł, nie mówiąc o standardowej cenie książki w księgarni więc nie dramatyzujmy. Wiem, że Polacy mają tendencje do szukania winny wszędzie indziej niż u siebie toteż zawsze coś nas będzie „zmuszać” do piracenia bo to za drogo, bo to za wolno, za mało etc. Ale moglibyśmy się raz uderzyć w pierś i przyznać, że dla chcącego nic trudnego. Abonament w grach sieciowych to coś ok 15 $/€ czyli jakieś ok. 50-60 zł. Biorąc pod uwagę charakter takiej gry to wydaje mi się, że w nic innego wtedy i tak się nie gra więc spokojnie myślę, że też można to 50 zł znaleźć. A usprawiedliwianie piractwa faktem, że dystrybutor bierze forsę za dystrybucję uważam za śmieszne. Czyli co – mam zacząć okradać spożywczaka pod blokiem, bo wredna pani Ania nakłada marżę na sprzedawany towar?! 😀 Na tym to polega przecież. . . Zresztą gry komputerowe to nie jest towar pierwszej potrzeby. To dobra luksusowe na które może ale nie musi pozwolić sobie każdy. Rozumiem, że każdy by chciał, ale nie rozumiem mentalności, która sprawia że czujemy się samym faktem chcenia usprawiedliwieni i spokojnie ściągamy wszystko z netu. Też chciałbym samochód, najlepiej jakąś wypaśną limuzynę, ale jak mnie na nią nie stać to jej nie mam, a nie kradnę lub załatwiam kradzioną i usprawiedliwiam to faktem, że „dealer strasznie zdziera” 🙂 Bez jaj ludzie. . nazywajmy rzeczy po imieniu przynajmniej. Oczywiście można dyskutować o rozsądnym poziomie cen gier komputerowych. Ba! Nawet należy. Ale nie może być to równocześnie usprawiedliwieniem dla KRADZIEżY. A to jak ten rynek będzie się rozwijał zależy zarówno od dystrybutorów (i cen przez nich ustalanych) i nas, którzy po prostu głosujemy wydanymi pieniędzmi. Sprzedaż 100 tyś kopii Wieśka w 40 mln kraju to z jednej strony dużo. . . z drugiej mało. Liczebność Gamersów w Polsce ocenia się o ile mnie pamięć nie myli na jakieś 300 tyś. Casuali nawet kilka mln. W tej perspektywie sprzedało się mało. Z drugiej strony te 100 tyś to jednak pewien sygnał, że coś się zmienia, że rynek się poszerza. Może w przyszłości Jasiu zamiast pójść na giełdę czy ściągać z netu pójdzie do sklepu bo pozazdrości nam oryginała. Im więcej nas będzie kupować oryginały tym coraz węższa będzie grupa piratów. Nikt nie lubi być w mniejszość, tym bardziej niemodnej mniejszości. Przydałaby się jakaś kampania społeczna piętnująca piratów, a promująca postawy pozytywne – czyt. kupowanie oryginałów. Oczywiście to fantastyka, nikt na to nie wyłoży pieniędzy (choć dystrybutorzy mogli by o tym pomysleć). Dziś światem rządzi moda i trendy. Gdyby udało się wytworzyć taką modę „na posiadanie oryginała” sytuacja mogłaby powoli ulec zmianie. Oczywiście nie mówię o zupełnym wykluczeniu piractwa, ale jednak o jego ograniczeniu, szczególnie wśród wartw bogatszych społeczeństwa, które stać spokojnie na kupno oryginału,a często sięgają po kopie, bo tak się przyzwyczaili, bo łatwiej, szybciej. . . bo wszystko im jedno.
@Jolo
Tak, ale nie do końca. Z całą resztą Twojego posta się zgadzam, ale tu mam zastrzeżenia ;). Otóż w przypadku spożywczaka mamy sytuację taką, że x% to marża, y% to koszty dystrybucji (czyli z grubsza waha do Nysy czy innego Żuka ;D), z% to coś tam jeszcze, a reszta z każdego egzemplarza idzie do producenta. Upraszczam, ale najważniejsze jest to ostatnie – producent z każdego egzemplarza – każdego sprzedanego ogórka czy pomidora – ma zysk. Czy tak jest w game industry?. . . Niestety nie. Z tego co wiem sprawa wygląda następująco. Developerzy mają tzw. dev funding, czyli określoną ilość kasy (obecnie na tytuły AAA jakieś 10-20 mln powiedzmy) i za tą kasę tworzą grę (to są ich pensje, sprzęt, soft etc. ). Gra trafia na półki i od tej pory zarabia na niej właściwie tylko wydawca (choć oczywiście ponosi też koszty o czym za chwilę). Developerzy, czyli de facto ci, którzy ten produkt stworzyli nie dostają ze sprzedanych egzemplarzy nic. Na dodatek ich dzieło – oraz jego nazwa – jest, jak wszyscy wiemy własnością wydawcy. To oznacza, że w zasadzie developerzy nie mają do tego żadnych praw – żadnych praw do tego co sami stworzyli. I teraz, może się wydawać, że właśnie próbuję usprawiedliwiać growych janosików. Otóż nie. Zastanówmy się bowiem dalej jak funkcjonuje ten (w sporej części nieuczciwy – nie ma się co oszukiwać) model. Developerzy nie dostają nic ponad dev fundings ale jednocześnie – pomijając jakieś bardzo ekstremalne sytuacje i wydawców tyranów działających na zasadzie „jak nie zdążycie/jak się nie sprzeda to jesteście skończeni” – ponoszą relatywnie małe ryzyko i w zasadzie nie wkładają w projekt żadnych zasobów, pomijając własną pracę. Cała kasa na reklamę, powierzchnię handlową, druk instrukcji i pudełek oraz oczywiście sprzęt, studio (w sensie pomieszczeń) a nawet same pensje developerów pochodzą właśnie od wydawcy. To wydawca. . . wydaje pieniądze. A to oznacza, że jeśli gra się nie sprzeda to (zakładając, że nie mamy do czynienia z wydawcą-tyranem) jedynym kto traci jest właśnie publisher. Teraz. Czy ten model jest dobry? Naturalnie nie. Jest bardzo zły ponieważ właśnie on jest przyczyną ogłupiania gier, jechania w mainstream i sure-thing. Gdyby tworzenie gier były tańsze a developerzy mieli więcej do powiedzenia to z pewnością byłoby lepiej – powstawałoby więcej gier takich jak np. Fahrenheit (na którego swego czasu nie miałem kasy i dlatego kupiłem dopiero parę dni temu – w taniej serii za 38 złotych. Faktycznie świetna, innowacyjna gra ale sekwencje zręcznościowe zabijają chwilami. . . ups, back to the point), Deus Ex (już Invisible War było znakiem czasu imho) czy jakiekolwiek inne nastawione na innowacyjność, wysilanie mózgu czy miksujący neurony scenariusz które przestały powstawać wraz ze wzrostem kosztów i ostrożności wydawców. Ale czy ten model można zmienić przez piractwo jak wielu zdaje się twierdzić? Cóż i tak i nie. Jest możliwość, że gdybyśmy nagle wszyscy zaczęli piracić (czyli w pewnym sensie bojkotować – choć w pełnym znaczeniu tego słowa oznaczałoby to raczej zupełne zaprzestanie grania) to wydawcy by spanikowali, developerzy by się obudzili, zeszli do podziemia i zaczęli tworzyć gry naszych marzeń krótko mówiąc. Ale chyba nie tylko mi się to wydaje naciągane, nie? Prawda jest taka, że chcecie (no cóż, jakaś część mnie też chce) gier za 20 milionów zielonych. Nawet gdyby opisana przeze mnie sytuacja się ziściła to i tak pierwsza na odstrzał w nowym modelu poszłaby najpewniej grafika. Nawet biorąc pod uwagę, że istnieją OpenSource’owe silniki umożliwiające wyświetlanie grafy nie gorszej niż UE3. 0, nawet pamiętając, że Offset Engine powstał w szopie nie należy zapominać, że stworzenie grafiki Crysis level wymaga sztabu grafików, sprzętu do mocapu (+ ewentualnie najnowszy krzyk mody czyli Endorphine firmy Natural Motion), tabletów i hi endowych komputerów – w dwóch słowach: mnóstwa kasy. Więc żegnamy „orgazmową grafikę” czyli liczymy się ze znacznie wolniejszym jej dalszym rozwojem. A to z kolei psuje układy z producentami sprzętu. . . Eh te zależności. . . One system built on another. . . . Teraz pomyślmy co by było gdyby ten myk nie zadziałał i wypalił nam w twarz – a warto o tym pomyśleć gdyż jest to bardziej prawdopodobna opcja. Przede wszystkim masowe zwolnienia developerów. Wiele studiów zostałoby najzwyczajniej rozwiązanych. Ba, nawet cześć wydawców by pewnie zbankrutowała. Pamiętajmy, że choć wydawcy dają twórcom tylko te 20 mln $ na development to jednak właśnie do nich należy ta kasa. Bez wydawców tej kasy nie ma a co za tym idzie developerzy nie dostają swoich pensji. Niektórzy (przypuszczam, że głównie designerzy) faktycznie mogliby zacząć robić gry bardziej w stylu Man!festo Games ale ogromna większość – graficy, dźwiękowcy, część programistów poszłaby szukać szczęścia gdzie indziej. Co by to oznaczało? Zapaść krótko mówiąc. Podobną do tej w 83 tylko z innych powodów. Z zapaści w 83 wyrósł model, z którym musimy obecnie żyć – aż strach mówiąc szczerze pomyśleć, co wyrosłoby z kolejnej. . . Niestety, taka jest rzeczywistość. Też chciałbym wierzyć, że cały game industry nagle murem stanąłby za Gregiem Costikyanem ale prawda jest taka, że niemal na 100% tak by się nie stało. Zmiany przychodzą stopniowo – ewolucja daje często lepsze wyniki niż rewolucja, przynajmniej mi się tak wydaje. Dlatego mam radę dla tych, którzy szukają usprawiedliwienia dla piractwa w rzekomej walce o prawa developerów – zamiast gadać dyrdymały skoczcie na http://www.manifestogames. com/ , znajdźcie jakąś grę która was zainteresuje (ostatecznie bojownikom o wolność chyba nie przeszkadza, że w większości prawie nie ma grafiki) i kupcie ją. Wspierając takie inicjatywy zrobicie więcej dla poprawy sytuacji niż opowiadając bajki – niezależnie czy w nie wierzycie czy nie. Aha, żeby zakończyć wątek – czy w takim razie jest szansa na jakąś zmianę? Tak i próby oderwania się od wszechwładnych i „wszechdolarnych” wydawców są czynione. Jednym z przykładów szukania innych form finansowania jest Apricot Open Game (OpenSourceowa gra komputerowa tworzona za pomocą Blendera i silnika Crystalspace) którego developerzy zbierają kasę organizując przedsprzedaż DVD z grą, która ma dopiero powstać. To oczywiście tylko jeden przykład. Z pewnością jeszcze sporo czasu minie zanim alternatywne źródła finansowania (takie czy inne, nie ważne byle nie angażowały wszechwładnych wydawców) zyskają popularność ale jest to możliwe. Rzecz w tym, że nie stanie się to za sprawą piractwa – to przecież trochę jak chemioterapia. Walcząc z chorobą (wydawcami) jednocześnie robimy krzywdę względnie zdrowemu organizmowi (czyli developerom, bo to właśnie na nich się to wszystko odbija).
Dokładnie. Szczególnie biorąc pod uwagę, że ceny gier ciągle spadają a do tanich serii trafiają z roku na rok coraz to nowsze tytuły. Najpierw do taniej serii, potem do tańszej i jeszcze tańszej. Jeśli się nie mylę to CD Projekt ma tego co najmniej 2 poziomy. W ostateczności zawsze istnieje możliwość, że jeśli polujemy na jakiś mainstreamowy hit (a skoro gadamy o ludziach którzy muszą to pewnie tak jest) to trafi się on wreszcie w takim czy innym czasopiśmie – za parszywe naście złotych. Bez przesady – jeśli kogoś stać na kompa, na którym ma możliwość „musieć” to znaczy, że te 15 a nawet 40 (vide mój Fahrenheit z Top Sellera) złotych też może wydać. A, no to teraz przejdę do kolejnego apokaliptycznego scenariusza :> Jak wiemy w PL dystrybutorzy nie mają łatwego życia. Ba, z racji piractwa mają szczerze przerąbane. A nie zapominajmy, że dystrybucja to nie tylko pakowanie do pudełeczek i rozwożenie po sklepach. To również przykładowo lokalizacja (Jaka ona często jest to już inna kwestia. Swoją drogą z racji zainstalowania Windowsa wreszcie miałem okazję sprawdzić spolszczenie DX Invisible War by Cenega i jestem mile zaskoczony – jak tłumaczenie pierwszej części ssało tak tu jest na prawdę dobrze. Do tego nawet tekstury przetłumaczyli. Big up, a teraz wracamy do tematu). A to też swoje kosztuje. A co by było gdyby nagle padli „wydawcy na Polskę”? Mogiła. Powrót do giełd krótko mówiąc. Przesadzam? Trochę – ale tylko dlatego, że w epoce internetu giełdy stały się zbędne. Cóż, większość oczywiście nawet by tego pewnie nie zauważyła, ale każdy kto chciałby żyć uczciwie musiałby sobie na własną rękę sprowadzać stuff z zagranicy. . . Niezbyt ciekawa perspektywa nawet biorąc pod uwagę nasze wejście do Schengen. . . Do tego sądzę, że padłoby szybko wiele czasopism – ostatecznie kto miałby się w nich reklamować? Myszka Miki? Mi osobiście specjalnie by nie przeszkadzało przejście na ziny – miałoby to swój klimat – ale chyba mamy już dość bycia gettem, aint?Do tego oczywiście należałoby się liczyć z faktem, że gry nagle stałyby się ponownie tematem nieistniejącym w naszym kraju. Dlaczego? Bo gdyby padły CD Projekty, Cenegi i cała reszta to gry by w Polsce legalnie nie istniały. No, chyba, że przez Steam’a choć nie wiem czy Valve chciałoby mieć z nami cokolwiek wspólnego gdyby taka tu panowała sytuacja – ja bym nie chciał. Czy podkoloryzowałem? Tak. Czy bardzo? Oj, chyba nie. Ale to już oczywiście każdy oceni sobie sam – ja napisałem jak sam to widzę. Poza tym powiem tak – to są wizje radykalne ale o nich właśnie trzeba myśleć proponując Wszechpiractwo. . .
Wiesz, ja bym to porównał do frekwencji na ostatnich wyborach. Niby jest się z czego cieszyć bo ostatecznie jest znacznie lepiej niż zwykle, ale nie zmienia to faktu, że to nadal wynik żałosny. @Sensei
To akurat prawda. Przy czym najwięcej piractwu zawdzięcza. . . Microsoft 😛 Ciekawe ile osób ma oryginalnego, kupionego Windowsa? Mówię kupionego bo ja np. mam oryginalnego ale nie kupowałem – zaleta łódzkiego uniwerka. Z resztą zaraz do tego wrócę. Ile osób zapłaciło te 400 czy 600 złotych (nie pamiętam ile dokładnie kosztował XP). Ja przez dość długi czas nie miałem Windows – bo nie lubię (po prostu uważam Linuksa za znacznie lepszy OS) i ponieważ nie wydam na system 600 złotych. Teraz mam bo mogę za darmo i legalnie (do celów niezarobkowych) i gier mi brakowało 😛 Ale nawet biorąc pod uwagę ten ostatni (decydujący) argument i tak nie zainstalowałbym tego systemu gdyby nie msdn academic alliance. Ale ciekaw jestem ilu Polaków (z resztą to dotyczy całego świata) ma legalną, kupioną Windę. . . Chyba niewielu – chyba, że preinstalowaną przy zakupie.
Można wylewać morze tekstu i różnych, mniej lub bardziej logicznych usprawiedliwień. Ale prawda jest dosyć prosta i nie ma sensu nad tym deliberować. W 2004 za 19. 99 można było kupić Painkillera. Pamiętam jak się ludziom grzały łącza od ssania tej gierki. Ktoś już o tym chyba zresztą pisał wcześniej. Więc przepraszam bardzo, ale jak ktoś rżnie pirata z gierki za 20 pln to wiecie. . .
Wiecie co jest jeszcze w tym wszystkim groteskowego? Jak słucham o „wrednych piratach i głodujących pośrednikach” to zastanwiam się nad czym tak właściwie płaczą. Na chłopski rozum jakoś teraz sobie radzą, czyli kasę mają, więc o co chodzi? Ano chodzi o te pieniądze, których nie mają, ale sądzą, że należą im się jak psu buda. Czyli to jest podobnie jakbym wygrał miliona w Totka i płakał, że nie było kumulacji ;-)Trochę ironizuje tutaj, bo jak się usiądzie z boku i posłucha tego medialnego bełkotu o piractwie to nachodzą człowieka dziwne wnioski.