Niedawno przeczytałem, że nad Assassin’s Creed 2 pracuje w tej chwili 240 osób. Trzeba przyznać, że to bardzo dużo, biorąc pod uwagę, iż do tej pory studio, liczące sobie 60 osób było uważane za spore. Cóż, gry i projekty coraz bardziej się rozrastają, przynoszą coraz większe zyski, a co za tym idzie – trzeba do pracy przy nich zatrudniać coraz większą liczbę osób. Nie wiem, czy Ubisoft do tych 240 magików zalicza także dział marketingu, osobę przynoszącą pizzę i zespoły lokalizacyjne z całego świata, ale nawet jeśli tak, to liczba ta wciąż jest imponująca.
Tymczasem przy filmie potrafi pracować nawet kilka tysięcy osób. Jeśli ktoś ma na tyle wytrwałości, żeby wysiedzieć do końca liter na przeciętnej hollywoodzkiej produkcji, to pewnie zauważy, że samych cieśli od dekoracji, względnie grafików komputerowych, tworzących dekoracje wirtualne jest tam więcej, niż twórców przeciętnej gry wideo. Jest jednak jedna subtelna różnica, która odróżnia twórców filmu od twórców gry. Jest nią osoba wiodąca – w przypadku filmu – reżyser. Jeden, główny guru z ludzką twarzą. Który firmuje dzieło swoim nazwiskiem.
I tak, jak obraz musi namalować jedna osoba, rzeźbę wyrzeźbić jeden artysta, a film wyreżyserować Wajda, Tarantino albo Spielberg – tak na liście płac, wyświetlającej się po zakończeniu gry, praktycznie wszystkie nazwiska są anonimowe. Właściwie nikogo z nich nie znamy, w najlepszym wypadku coś nam świta, że w poprzedniej wersji też je widzieliśmy. To dobrze, czy źle? Słusznie, czy niesłusznie? Sprawiedliwie czy wręcz przeciwnie? Cóż, jak zwykle – zależy z której strony na to spojrzeć.
No bo niby dlaczego w przypadku gry wideo, jakiś tam producent wykonawczy, główny projektant czy szef programistów miałby być ważniejszy od reszty? Jak obliczyć wkład danego działu w całe przedsięwzięcie? Reżyser przerywników filmowych to stanowisko w naszej branży zdecydowanie pomijalne, tak samo zresztą, jak i same przerywniki. Główny grafik? Ale przecież nie samą grafiką człowiek żyje. Producent wykonawczy? Przecież to tylko zarządzający kasą. Nawet główny projektant, taki jak Sid Meier czy Peter Molyneux nie ma aż takiego wkładu w grę, jak reżyser w film. Oczywiście dlatego, że gra jest tworem znacznie bardziej złożonym i interaktywnym.
Czy jednak powinniśmy się godzić na taką „zbiorowość”? Pozwalać na to, żeby gra była wysiłkiem zbiorowym, a przez to w jakimś sensie anonimowym? A dlaczego nie? Czasem smuci mnie, że „twarzą” gry jest nie jej prawdziwy twórca (choćby jeden z dwustu), ale na przykład, średnio-przystojna pani z marketingu. Że gra jest znana z tego, że jednej z postaci głos podkłada trzecioplanowa, hollywoodzka gwiazdka (czasem nawet porno). I że gwiazd w naszej branży jest jak na lekarstwo, przez co trudno jest powiedzieć, tak jak o obrazie, symfonii czy filmie – „to dzieło pana X”.
Cóż, na szczęście najważniejsze w całej zabawie jest dzieło, a nie artysta (tudzież artyści) je tworzący. I nawet jeśli ktoś od początku do końca maluje obraz sam, to przecież na pewno skądś czerpał natchnienie, ktoś mu w tym czasie robił zupę pomidorową, a jeszcze inny wyprodukował farbę i pędzle. A że prawdziwych gwiazd i stuprocentowych „twarzy” konkretnych produkcji nie ma, to może i lepiej. John Romero już kiedyś chciał być gwiazdą i jakoś niewiele z tego wynikło. A na gwiazdy zaczynają wyrastać bardziej studia producenckie, o których w przypadku filmów też niewiele wiemy. No to może niech już tak zostanie.
Mało jaką rzecz w dzisiejszym świecie da się zrobić w pojedynkę. Dziś nawet książki są coraz częściej taką właśnie pracą zbiorową, a to przecież była całkowicie domena pojedynczego autora – pisarza, artysty. Mam wrażenie, że twarzami gier są studia i firmy je produkujące – i jest to wyjątkowe w świecie rozrywki. Nigdzie indziej, w branży filmowej, muzycznej czy wszelakiej literaturze nie zwraca się tak dużej uwagi na producenta. Oprócz hobbystów i zakręconych fanów kinematografii nikt nie będzie mówił „Hej! Słyszałeś? W kinach leci nowy film ze studia Paramount!”, natomiast w grach, to wręcz chleb powszedni. Studio odgrywa największą rolę w popularności jakiegoś tytułu, bądź jej braku – jest właśnie tym „zbiorowym artystą”, jak reżyser w filmie, pisarz w książce czy wręcz malarz w swoim dziele. W grach komputerowych nie ma nazwisk, są za to loga firm, jest Blizzard, jest Ubisoft, idSoftware, Bullfrog czy Square Enix – nie sądzę, by był sens narzekać na brak konkretnej osoby, której moglibyśmy chylić pokłony.
miałem tak wciskać, ale klops. gwiazdy są niepotrzebne, bo twórcy pracują jako zespół. zdają sobie sprawę z tego, że bez kolegi z pokoju obok odpowiadającego za grafikę, dźwięk, czy co tam jeszcze, dzieło będzie niepełne i wizja się nie ucieleśni. @dnamein,nie wiem, jakie czytasz książki, ale chyba nie same podręczniki. 😉 ja się jeszcze nie spotkałem z książką-nie-podręcznikiem-nie-encyklopedią, która miałaby kilku twórców naraz. a trochę czytam. . . a co do tych nazwisk. . . parę by się znalazło, ale to raczej wyjątki od reguły. 😉
Gwiazda – zdufany w sobie bufon, ktoremu uderzyla do glowy woda sodowa.
Reżyser nie zrobi nic, na co mu nie pozwoli producent. Reżyser to w dzisiejszym filmie również przede wszystkim twarz. Powiedziałbym, że to twarz mająca taki sam wpływ na końcowy produkt, co szef projektu gry.
Zrobi. Wersję reżyserską. W dodatku praktycznie w 99% przypadków lepszą niż oryginał który poleciał do kin. Producenci potrafią jedynie kombinować jak tu wycisnąć więcej kasy, nic więcej.
Ale jednak zdarzają się w branży osoby – legendy. Choćby Sid Meier czy Hideo Kojima. Tak jak są reżyseży w filmach tak ich można uznać jako twórców, pomyslodawców i leader’ów gier jakie stworzyli. Teraz niestety takich haryzmatycznych ludzi nie ma, a tworzenie gier powierza się kilkuset anonimowym osobom. Niestety.
O tak, Kojima jest szalenie charyzmatyczny 😉
To spójrz do jakiejś współczesnej książki, na stronę z podziękowaniami. Np. DeMille’a: on zawsze wspomina z nazwiska osoby, które posłużyły mu fachowymi informacjami z danej dziedziny. Poza tym, korektorzy, wydawcy, menedżerowie też mają wielki udział w powstawaniu książek.
nie rozpędzajmy się za bardzo. korektorzy i wydawcy, menadżerowie, no cóż wpływ mają na książkę, ale raczej nie przy jej powstawaniu. pan menadżer nie siedzi z panem pamukiem i nie dyktuje mu kolejnych linijek tekstu, pan korektor poprawi błędy. wydawca wyda. ale książki za autora nie napiszą. ;)to że ktoś dziękuję za pomoc, za wsparcie, to nie znaczy, że osoba, do której kierowane są podziękowania, tworzyła tą książkę. pomogła, natchnęła, wsparła, ale to autor oczekiwał pomocy i to on się po nią udał. pomagier nie przyszedł i nie powiedzieł: „te, daj ja ci pomogę i ty napiszesz książkę. . . ” tak na pewno nie było. 😉
Faktycznie udział menedżera i wydawcy bywa skromny (czasem zajmuje się tym nawet sam autor). Natomiast już role redakcji i korekty są po prostu nie do przecenienia. Ich wpływ na ostateczny kształt powieści jest ogromny.
dziś w pojedynke to niewiele można
Jak słyszę gwiazda to kojarzy mi się się Kasia Cichopek, po co komu takie gwiazdy?Żeby namalować obraz trzeba mieć talent i chęci ale żeby zintegrować pracę dziesiątek czy setek programistów/artystów i stworzyć jedną piękną grę, oczywiście jak się uda, potrzeba więcej pracy i nerwów jak można tego sztuka nie nazywać, praca zbiorowa to raczej niedzielne oczyszczanie parku w ramach akcji Greenpeace. gry są nie doceniane, zasadniczo mam to gdzieś dla mnie to sztuka zrobić np. GTA IV
driver, dla Ciebie gta4, dla mnie okami. . . chyba jednak wolę tą niekomercyjną „sztukę”. ;)no i wydaje mi się jednak, że okami ma w sobie więcej ze sztuki. ;p
lol, a co w Okami jest niekomercyjnego?
ot chociażby marka, nie zabija się masy ludzi, nie ma wybuchów – no w sumie są, ale nie takie – nie ma krwi, nie ma grafiki hd, nie ma jej na niemalże wszystkich platformach, nie jest kolejną częścią jednych z najlepiej sprzedających się gier w historii, w jego przypadku nie działa magia tytułu. nie sprzedało się w milionach egzemplarzy. . . może z tą niekomercyjną sztuką to trochę na wyrost napisałem, bo każda gra stara się być jak najbardziej komercyjna, ale użyłem określenia niekomercyjna, z powodów takich jak te ww.