Złote czasy gier przygodowych już dawno za nami, a ich fani płaczą, jaki to kryzys ich dotknął i jak to kiepsko jest z ich ulubionymi produkcjami. Kiedy szaty rozdzierają fani symulatorów lotu, jestem to jeszcze w stanie zrozumieć (choć i ich jest coraz więcej i są coraz fajniejsze), ale ostatnio zdałem sobie sprawę, że przeglądając informacje o świeżo wydanych tytułach, coraz częściej widuję tam klasyczne (lub nie) adventury.
I to bynajmniej nie tylko na PC, który zawsze witał gry przygodowe z otwartymi ramionami. Fascynujące przygody przeżyć dziś można również na konsolach i to nie tylko tych dużych. Skoro Secret Files: Tunguska zostało ostatnio wydane na Nintendo DS (swoją drogą bardzo dobry ruch), to chyba nie ma co się martwić? Fani przygodówek mają spory wybór – od adwenczerów rozgrywających się kosmosie, przez zagadki kryminalne i opowieści o Drakuli, aż po blondynki wyrzucane na plaże wyspy piratów. Do wyboru, do koloru.
Problem nie leży chyba w ilości, tylko bardziej w jakości przygodówek. Choć przygodówki często pojawiają się na horyzoncie, zwykle kuleje w nich przynajmniej jeden kluczowy element (a czasem nawet niestety wszystkie na raz) – począwszy od fabuły, przez zagadki, aż po aktorów, użyczających postaciom swych głosów. A wszystko przez to, że przygodówkę można sklecić stosunkowo niewielkim kosztem – wystarczy narysować lokacje, sklecić animowane postacie, kazać kuzynowi (albo podupadłej gwieździe sci-fi) napisać scenariusz i proszę – gra gotowa. Nie trzeba się martwić o silnik 3D, licencję na nazwiska piłkarzy czy inne tego typu duperele. Fakt, że szczytowym osiągnięciem w historii polskich przygodówek jest Tajemnica Statuetki (złożona ze zdjęć zrobionych przez producentów na wakacjach) mówi sam za siebie.
Ale z drugiej strony – gdyby w dowolnym innym gatunku gier nagle zniknął największy gracz (LucasArts), ci, którzy dotąd z nim konkurowali zapewne też by sobie odpuścili… i nie wiadomo, co czym by się to skończyło. Może gdyby w pewnym momencie całkowicie zniknął Westwood czy id software, RTSy czy FPPki też byłyby w tarapatach? A gdyby Blizzard wycofał się z branży MMO? Nigdy nic nie wiadomo.
Z tym brakiem przygodówek to trochę jak z kryzysem grania PC – wszyscy o nim mówią, a nikt tak do końca go nie widział. Kolejne adventury są wydawane co miesiąc, kolejne gry na peceta powstają i dobrze się sprzedają, ale płacz rozlega się ogromny i nieskończony. A przecież wśród wielu, wielu słabszych pozycji, pojawiają się też w sprzedaży przygodówki dobre i bardzo dobre – nawet takie, które w szanowanych pismach dostają dziewiątki (co z kolei zaprzecza teoriom spiskowym, które mówią, że oto tajemnicze siły chcą ZNISZCZYĆ gatunek adventure). Fakt, rzadko kiedy po tego typu gry sięgają wielkie koncerny z ogromnymi budżetami marketingowymi, ale dla gracza to przecież żadna różnica.
A więc choć często przygodówka jest najprostszym i najtańszym sposobem, żeby pochwalić się inwestorowi, że „wydało się grę na rynku”, ja uważam, że ci, którzy się na ich produkcję decydują, powinni to robić dalej. Drodzy developerzy, jeśli stać was „TYLKO” na stworzenie przygodówki, to do roboty! Jeśli macie pasję i wierzycie w siebie, może wam się udać! Jeśli możecie, to dajcie scenariusz do napisania podupadłej gwieździe sci-fi, a nie kuzynowi, ale generalnie – trzymam za was kciuki!
Extra wyniki ankiety. . .
Z łezką w oku wspominam starego Indiane, Grim Fandango, Sanitarium (11/10!), Dark Earth albo polskiego Książe i Tchórz – przykłady mógłbym mnożyć i mnożyć i. . . Teraz gry przyg. są albo budżetowe, albo dziwnie przekombinowane (Expierience112, Farenheit). Brakuje im tej „iskry” którą można spotkać w starszych grach (To nie sentyment!). Ostatnio kupiłem sobie Secreft Files Tunguska. Przeczytałem kilka dobrych recenzji i byłem dobrze nastawiony. Niestety – strasznie się na tej grze zawiodłem. Pominę sztuczny Voice Acting – przyczepię się za to do głupiej fabuły, nijakiej grafiki i zagadek. Niby wszystko jest na swoim miejscu – ale po prostu nie czułem żadnych emocji podczas grania. Ostatnia przyg. która jako-tako mnie wessała to Dreamfall. Ale to przez April :D. R. I. P adventure games.
dreamfall dla mnie ssal przy lj – to byl dopiero zawod. z kolei tunguske zanabylem calkiem niedawno i bez zadnych oczekiwan milo spedzilem troche czasu. ale fakt faktem ze costam ostatnio wychodzi, bo dla przykladu 3-4 lata temu bylo naprwde nieciekawie skoro ja, jako lubiacy, ale nie maniakalnie przygodowki – zagrywalem sie w the diga i inne starocie wygrzebane tu i owdzie 😉 teraz mam na kompie nowego runawaya i calkiem powaznie mysle nad bladynka na wyspie 😉
Zupełnie nie zgadzam się z tym „szczytowym osiągnięciem w historii polskich przygodówek”. A co ze wspomnianym wyżej Książę i Tchórz, albo Teenagentem ? Ten ostatni może nie porażał graficznie, nawet w swoich czasach, ale scenariuszem i humorem dorównywał królowej Monkey Island. Nie mamy się czego wstydzić. Przeżywamy kryzys nie tyle przygodówek co postaci charakterystycznych. Kierujemy bezpłociowymi plastikami typu pani reporter z Nowego Jorku uwikłana przypadkowo w aferę, albo metroseksualistami których przygoda zaczyna się gdy mylą salon kosmetyczki z meliną mafii (i zgadnijcie co. . . uwikła się przypadkowo w aferę). Gdzie Guybrush Treepwood, Marley, sprzedawca grogu i pirat Le Chuck ? Postacie które pamięta się dekadami. Wskrzesił się jedynie Sam&Max ale to już nie LucasArts. . .
Kiedyś była taka polska przygodówka „Wacki” 🙂 Pamiętam, że pierwszy epizod na blokowiskach był fajny, potem już przekombinowane, ale grało się dniami godzinami:P. Ace Ventura też był niczego sobie. Z tymże wtedy byłem młodszy, teraz by mi pewnie nie podeszły. Ostatnia, wręcz genialna, przygodówka w jaką grałem to In Memoriam (mało popularna, ale dałbym 10/10).
Nieprawda. Kryzys był. Włąściwie od początku XXI wieku do 2007 ilość dobrych przygodówek dorównywała ilosci tygrysów syberyjckish na terenie Polski. Rocznie 2-3 średnie produkcje, totalna olewka ze strony większych wydawców. Wychodziły praktycznie tylko budżetówki. Renesans nastąpił jakieś 1,5 roku temu. Od tej pory co miesiac można dostać 1 dobrą, i ze 2 średnie pozycje. A wyszło też sporo bardzo dobrych tytułów. Można przebierać jak w FPSach. Z drugiej strony, ciesze sie ze ktoś wreszcie o tym napisał, bo ja do tego wniosku doszedłem już z kwartał temu 😉
Ze współczesnymi (dziwnie to brzmi) przygodówkami jest jak z odmrażaną pizzą. Wygląda niby fajnie, po upieczeniu pachnie nawet nieźle, ale smakuje niestety jak stara podeszwa. Problem tkwi w kilku miejscach. Pierwsza sprawa to porównywanie obecnych produkcji do takich perełek jak wspomniane wcześniej Monkey Island, Sanitarium, Grim Fandango czy Indiany. To podstawowy i kardynalny błąd. Te gry to Mount Everest wszystkich adwenczerów kiedykolwiek napisanych i już nigdy nikt nawet się do nich nie zbliży i to zarówno pod kątem fabuły, pomysłu czy wykonania. Druga sprawa to budżet. Jak słusznie Mal napisał, przygodówkę może napisać każdy. To prawda. Można sklecić w miarę przyzwoite scenario, porobić zdjęcia na wczasach, kupić na sieci udźwiękowienie, wszystko wciepać do gara pod nazwą Delphi, zamieszać warzechą i tak powstałą papkę wylać na talerze. Tylko czy będzie to prawdziwy adwenczer? Wątpię. Przygodówki za Starych Dobrych Czasów, miały proporcjonalne budżety do dzisiejszych wielkich hiciorów. Scenariusze i dialogi były szlifowane do bólu, grafika nie była nieudolnie i szybko renderowana, tylko ręcznie rysowana, dzięki czemu artysta (ARTYSTA!!) mógł przelać na wirtualny papier całą ideę, korzystając ze swojego niepowtarzalnego stylu. Udźwiękowienie było pisane przez kompozytorów, a nie przez programy do tworzenia tła dźwiękowego, itd, itp. (wiecie, że np. Lokacje do Monkey Island były oryginalnie rysowane na planszach A1, z pełną detalizacją, potem skanowane i zmniejszane do rozmiaru VGA?. Dlatego właśnie patrząc na 10 pikseli na krzyż widać że jest to np. wiadro. )Trzecia sprawa to brak charakterystycznych i dobrze nakreślonych postaci. Bohaterowie dzisiejszych adwenczerów podobni są do postaci z tanich seriali produkowanych dla TVP, są sztuczni i bezwymiarowi jak kartonowa Doda na stoisku z lodami. Jak przepraszam mogę utożsamić z bohaterem, którego głupota, naiwność i brak charakteru aż tryska z ekranu?Czwarta sprawa historia, czyli to co najważniejsze. Jeżeli autorom udało się zawalić wszystkie wcześniej wymienione sprawy, może uratować ich jedynie scenariusz. Niestety, co dziwne (albo raczej wcale nie dziwne) scenariusz jest obecnie uważany za zbędny dodatek, dla osób myślących (a jak wiadomo gracz to głupek któremu przecież wystarczy wielka spluwa w dłoni połączona z Unreal Engine 10) i jako taki może praktycznie nie istnieć, albo co najwyżej może rywalizować z wcześniej wspomnianymi serialami jaśnie wielmożnej TVP. Tyle musi głupkom wystarczyć. Piąta sprawa, czyli maniakalne parcie w stronę realizmu. Dlaczego u licha, grafika w 90% dzisiejszych adwenczerów musi być na siłę upodobniana do rzeczywistości? Gdzie podział się piękny stylizowany, klimatyczny, pokręcony i tak wpływający na wyobraźnię design? Dlaczego drzewa w lesie muszą wyglądać jak buki z atlasu roślin, a nie jak mroczne twory z Nieustraszonych Braci Grimm? Dlaczego Postaci które spotykamy noszą twarze modeli z Bravo Girl, a nie są karykaturalnie stylizowane? Dlaczego zagadki są wzorowane na wsadzeniu rury w odkurzacz, a nie np. na odegraniu na jakimś instrumencie danej melodii od tyłu (The Loom)? To ciągłe i nieustanne parcie w rzeczywistość skutecznie zabiera miejsce wyobraźni, a jak wiadomo dobry adwenczer jest jak dobra książka. Niedopowiedzenia i klimat to podstawa. Tak więc reasumując gdzie leży problem? Jak zwykle w kasie. Przygodówki można kupić za psie pieniądze, więc i za psie pieniądze się je produkuje. Królowa niegdysiejszych gatunków została sprowadzona do postaci babki klozetowej, przez małe firmy zatrudniające nieudolnych ludzi, którzy to chcą się wpasować w lukę powstałą po opuszczeniu placu przez ambitnych developerów. Smutne ale prawdziwe. Cóż, jak mawia mój znajomy: „Kiedyś była Janda, teraz jest Doda”. ————————————————— ——————————————-Dlaczego przygodówki umierają? – Tak zarządził Department of Death 😉
przygodówki sa spoko grami
prawda jest taka, że przygodówki umarły wraz z ich łabędzim śpiewem, czyli bladerunnerem. Nic co później się ukazało nie było w stanie choćby w małym stopniu dorównać tej produkcji. Można oczywiście się tu sprzeczać jednak fakt jest niezaprzeczalny, w wyżej wymienionej produkcji autorzy zebrali to co najlepsze w tym gatunku, dodali parę swoich pomysłów i po prostu podsumowali i zamknęli rozdział „przygodówki” na amen. Obecnie ten gatunek nie ma nic do zaoferowania, twórcy trzymają się kurczowo standardów, bojąc się iż każda nowość zniszczy ich produkcję a zastępy ortodoksów zniszczą tytuł na forach. Prawdą jednak jest, że nowości wprowadzane są kompletnie bez pomysłu i wręcz na siłę. Wygląda to tak jakby do fraku doszywać jakieś rzeczy by wyglądał nowocześnie i był ciekawy, nikomu nie przychodzi do głowy by po prostu frak ten zaprojektować od nowa. Mało kto chyba widzi że dziś przygodówki, zupełnie po cichu, wracają kuchennymi drzwiami. Dobre scenariusze i sprawdzone elementy pojawiają się w innych (zupełnie wydawałoby się) odmiennych produkcjach. Liczę, że w końcu pojawi się ktoś kto podejdzie do tematu bez kompleksów i wyda przygodówkę, która będzie operowała już współczesnym dynamizmem rozgrywki tam gdzie tego chcemy (ale bez usilnych elementów zręcznościowych) i przygodówkową zadumą nad zagadką w odpowiednim miejscu. Inaczej wciąż na końcu linii ewolucyjnej tego gatunku będzie widniał bezpotomnie Bladerunner Westwood 🙂
digital_cormac, masz absolutną racje, ale z uwagi na drewniane ucho, nienawidze zagadek muzycznych 😉 przechodzę albo z solucją (Neverhood), albo odstawiam gre na półkę (Myst, Aztec).
Hehe, to w Loom’a byś nie pograł. Tam większość zagadek opierała się na dźwiękach 😉 Choć w tym przypadku, chodziło mi o bardziej o pokazanie, że zagadki logiczne, puzzle i inne łamacze mózgownicy, nie muszą wcale być takie stereotypowe. Możliwości jest co nie miara. Zresztą na marginesie, sam nie jestem specjalnym miłośnikiem typowych puzzli w grach przygodowych właśnie dlatego, że zazwyczaj są wtłoczone w rozgrywkę butem, zazwyczaj w miejscach kompletnie do tego nie pasujących. Jeżeli mamy dobry, wciągający i zmuszający do ciągłego myślenia scenariusz, takie motywy są całkowicie zbędne.
dzizus, co to jest? 🙂 z drugiej strony, Patapona przeszedłem. . ale dopasowywanie dźwięków mi nigdy nei wychodzi :/Ale zagadki logiczne da sie bezkolizyjnie umieścić, bez jakiś nadużyć, np Najdłuższa podróż czy Black Mirror. Bez łamigłówek by czegoś brakowało. . choc i nie samymi łąmigłówkami człowiek żyje ;)Po prostu, nei ma to jak dobra przygodówka 😉
Twierdzenie, ze przygodowki przezywaja jakis renesans to jak stwierdzenie, ze wlasnie wrocila moda na nieme kino. Te, ktore teraz powstaja, jak slusznie ktos wczesniej zauwazyl, to budzetowe produkty, cos co w porownaniu do np. FPSow nie wymaga duzych nakladow finansowych. Jesli, ktos lubi gry przygodowe w 2D, to ok, znajdzie ciekawe tytuly jak Perry Rohdan, ale sa to cienie gier sprzed lat. Problem z przygodowkami jest prosty. Sa zarabiscie frustrujace i w dobie gier, ktore sie konczy w 8-10 godzin, masochistyczne znecanie sie nad wlasna glowa i uzywanie wszystkiego na wszytkim przez 3 godziny, bo choc dobrze sie kombinowalo, to nie trafilo sie we wlasciwy piksel, jest co tu pisac, niemadre. Dobra, Panowie, koncze bo Xbox stygnie. . .
Zaraz, zaraz a Syberię(I i II) ktoś pamięta? Gra Black Mirror też była świetna. Super gry z klimatem! Zeby było ciekawiej to pamiętam że graliśmy razem z żoną. Przydało by się coś podobnego na nextgeny. A i oczywiście ja jak zwykle wspomnę o walorach edukacyjnych przygodówek – nauka języka poprzez grę w oryginale to sama przyjemność.