Każdy z nas, hardcorowych graczy choć raz w życiu zaliczył nieprzespaną nockę, fundując sobie wielogodzinną sesję ze swoim ulubionym tytułem. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że takich nocy było zdecydowanie więcej niż jedna. Choć każdy z nas zna swoje granice wytrzymałości chyba wszyscy próbowaliśmy je przesunąć.
Nie straszne nam groźby i prośby rodziców (w okresie młodzieńczym) i współmałżonków (nieco później). Nie przerażają nawet doniesienia prasowe o tym, że w Korei zmarł kolejny gracz, który grał non stop przez kilka dni. Nie odstrasza również wizja totalnej degeneracji, deprawacji fizycznej i moralnej, ani bluźniercza moc jaka emanuje z dzieła szatana jakim są niewątpliwie gry. Chcemy zawsze grać więcej i więcej. I choć nie wszyscy możemy bawić się tyle ile byśmy chcieli to każdy z nas próbuje.
Czas, który poświęcamy grom bez wątpienia zależy przede wszystkim od wieku i tego co w życiu robimy. Student czy uczeń będzie mógł poświęcić im zdecydowanie więcej czasu niż pracujący, który codziennie rano musi na co najmniej osiem godzin maszerować do pracy (no chyba, że pracuje w branży gier :P).
Jak już wielokrotnie wspominałem na łamach Valhalli w moim przypadku czas, który mogę poświęcać grom dziś, a ten, który miałem dla nich w czasie studiów różnią się diametralnie. Nie stać mnie już na granie do białego rana (choć do 3 w nocy zdarza mi się od czasu do czasu). Jednak w czasie kiedy moim jedynym zmartwieniem i dylematem życiowym było „iść czy nie iść na jutrzejszy wykład” takie wypadki zdarzały się zdecydowanie częściej.
Szczególnie „sesjogenne” okazały się w moim przypadku przede wszystkim dwa tytuły – Civilization 3 i America’s Army. Przy obu „zaliczyłem” ładnych parę nocek do samego świtu. I choć dowiedziono, że granie wskutek emocji, które nami targają (i wydzielającej się na ich fali adrenaliny) może wywoływać efekt zaniku łaknienia czy podstawowych potrzeb fizjologicznych zawsze osiągałem tą magiczną granicę kiedy miałem dość. Dokładniej rzecz biorąc takie momenty krytyczne były dwa. Pierwszy (niezależnie czy mówimy o graniu, czytaniu, oglądaniu TV, czy grze w brydża) zawsze, ale to zawsze przychodził w okolicach 2 w nocy. Do dziś ta godzina właśnie jest momentem mojego załamania fizycznego i psychicznego (mięczak przyp. Katmay). Opuszczają mnie siły, dopada potworne zmęczenie, które ogarnia również umysł. W okolicach drugiej najczęściej przyjmuję strategię pasywną. Grając w brydża nigdy wtedy nie licytowałem wysokich kontraktów, a w America’s Army nie rzucałem się do boju jako lider chętniej przyjmując rolę Tego Z Tyłu. Gorzej było w Civ 3 gdzie zbytni brak skupienia mógł mnie kosztować dużo. Najczęściej jednak kończyło się na jałowych turach, działaniach pozorowanych itp. – daleki byłem od wielkich kampanii wojennych prowadzonych z rozmachem Napoleona.
Przetrwanie godziny drugiej nigdy nie było dla mnie łatwe. Co gorsza – nie pijam kawy toteż nie mogę się nią ratować. Ba! Działa ona na mnie usypiająco (o czym przekonałem się kiedy raz w akcie desperacji jej spróbowałem). Jedynym ratunkiem pozostaje więc mocna herbata (polecam taką o nazwie Gun Powder – pijam mocne herbaty, ale ta mnie pokonała!) i ewentualne ochlapanie twarzy zimną wodą. Po takich zabiegach i chwili przerwy mogę działać dalej. Co dziwne, jeśli przetrwam Kryzys Godziny Drugiej spokojnie mogę bawić się już do samego rana kiedy to nadchodzi (nie zawsze) Drugi Kryzys. Tu odzywa się już po prostu wyczerpanie organizmu i w tym momencie zazwyczaj pasuję, ewakuując się do łóżka. Znam jednak ludzi, którzy wraz z upływam nocy i rosnącym zmęczeniem, aby grać dalej zmniejszali kontrast w swoich monitorach (aby ich nie raziły). Najzabawniejsze było to jak następnego dnia uruchomiliśmy komputer z takim przytłumionym monitorem. Ekran był tak ciemny, że nie było nic widać! Przyznam, że nie wiem jak ktoś tam mógł cokolwiek widzieć poprzedniej nocy!
Oczywiście było to dawno temu – teraz jako człowiek mocno zapracowany staram się nie przesadzać, choć i tak nader często słyszę od żony, że „znów siedziałem pół nocy przy durnym komputerze”.
Ale któż by nie chciał pokonać swoich słabości i przesunąć granic swej wytrzymałości choćby o milimetr?
A wy – gracie do granic swoich możliwości? A jeśli taki jakie stosujecie metody aby przetrwać kryzysy, które was dopadają w czasie takich nocnych sesji? No i pochwalcie się swoimi rekordami!
Prawda jest taka, że szkoda życia na spanie. :)Jeśli chodzi o robienie nocek, to ja trochę cheatuję 🙂 – znam techniki medytacyjne, z których jedna pozwala przedłużyć czas w miarę normalnego funkcjonowania mózgu gdzieś do 48 godzin ciurkiem – potem następuje już nieodwołalny zgon. Do grania akurat rzadko wykorzystuję, ale na konwentach – nieoceniona sprawa. :] Z zawalaniem nocek nie mam o tyle problemu, że mój organizm większą wagę przywiązuje do tego, kiedy śpi, a nie ile. Np. mogę się położyć o 5oo-6oo nad ranem, pospać 4-5 godzin i będę wypoczęty. Natomiast kiedy muszę wstać o 7oo, to nawet po kilkunastu (!) godzinach snu będę lekko zmechacony. Fajnie to się sprawdzało w wakacje, kiedy robiłem sobie 36-ciogodzinne „doby” i sprawdzało się to rewelacyjnie, teraz zostały mi co najwyżej weekendy. Rekordów nigdy nie notowałem, ale parę – parenaście razy na pewno było dobrze ponad 48 godzin cięgiem, ale to na konwentach. Przed komputerem to podejrzewam, że góra 24 godziny (z przerwami na kanapki) – potem i tak wysiadają oczy. Z gier na pewno GTA:VC, pierwsza Cywilizacja i pierwsze Diablo, ale z grami wygrały, jak podejrzewam, rozmaite coding runy. 🙂
O tak pamientam mój pierwszy pleyak i 36h przed Residentem z przerwą na jedzenie, kawe, mycie ,kibel a później HEJA Final FantasyVII. zrobiłem przerwe kiedy trzeba byłoiść po kawe. ehhhh to były czasy.
No mój rekord to ok 32h z hakiem, przechodząc od dechy do dechy Monkey Island 2 na Amidze za jednym zamachem. ( tak, w tamtych czasach nie było automatycznych kursorów, czy rozmaitych podpowiadajek). Pamiętam, że starzy pojechali wtedy na jakieś wczasy i nikt mi nie zawracał gitary. Ciekawostka jest fakt, że pod koniec byłem już w stanie pół-snu/transu czy czego tam jeszcze i na następny dzień, końcówkę musiałem przechodzić jeszcze raz, ponieważ nic a nic z niej nie pamiętałem. Teraz to jeżeli mam czas, to maksymalnie 10h, chciałbym więcej, ale nie da się z przyczyn czysto technicznych.
Najważniejsze żeby chociaż godzinę czy dwie w ciągu doby przespać. Potem z rana jedna kawa na „awaryjny rozruch” po 9-10 druga „na wyjście z progu” i dzień jakoś zleci. Natomiast nie polecam niespania wogóle w ciągu nocy, bo kolejnego dnia serce od kawy nam prędzej wysiądzie niż „złapiemy ostrość” myslenia, widzenia i porusznia się po świecie. Przyciemnianie monitora konieczne jest gdy gramy bez lampki biurkowej, a jak patrzałki przyzwyczają się do ciemności to naprawdę monitor może dosyć słabo świecić i dawać wyraźny obraz.
24h grania (z przerwami na bio i zarcie ;)) 2h snu i znowu ponad 20h grania – a szczesliwa wybranka mojego rekordu byla ultima underworld 😉 (ps: potem spalem tez chyba ze 20h ;D)aczkolwiek najlepszy okres do grania przyszedl pozniej – byl taki czas ze mieszkalem chwile sam i wtedy moze nie pobijalem rekordow grania non stop ale bywaly chwile ze potrafilem grac 10 dni z rzedu po 12h na dobe – w ten sposob meczylem morrowindateraz gram znacznie wiecej niz przecietny gracz – szczegolnie w moim wieku – ale jak juz pisalem wolny zawod daje w tym wzgledzie ogromne mozliwosci
dawno temu, 15 godzin non-stop od 7 wieczor do 10 rano przy Hard Truck: 18 Wheels Of Steel. Mimo że mapa jazdy była uboga za to chęć rozkręcenia biznesu i zmierzenia Ameryki, przeogromna. Zaczynałem od zera a następnego ranka miałem już ze 20 kierowców i parę ładnych zielonych baniek na koncie. Żeby tak szybko można było w realu. . . Od tamtego czasu z tym wynikiem mógł tylko zmierzyć się Bioshock, choć i tak zabrakło mu kliku dobrych godzin.
Kiedyś w wieku szkolnym przechodziłem Half Life w niecały weekend grając praktycznie od rana do puźnej nocy. Zmęczenie i ostry ból oczu (ogólne poczucie silnego zmęczenia i czucia że się ma 40 C) skutecznie układały mnie do snu. Myśle, że nie warto tak masakrować organizmu, gdyż to wszystko odbije się nam na zdrowiu (szczególnie serce). Trzeba pracować nad sobą wyznaczając sobie czas na granie i na życie w granicach zdrowego rozsądku. Porównać to można do alkoholizmu. Kiedyś młodzież chwaliła się, ile była wstanie wypić w parku z kolegami, teraz natomiast chwalimy się, ile wytrzymujemy przed monitorem. Ciekawe czym będą chawlić się nasze wnuki? 🙂 Nie dajmy się zwariować to tylko gry !
Zdarzało mi sie ze siedzac przed kompem wital mnie budzik do szkoly 6:30 a na lekcjach Zzzz. . ps szczególnie wciaga grajac w ciekawa strategie
bebe pochwal się technikami ;)Rekordy od zawsze padały u mnie na lan-party. Najlepszy jaki pamiętam (choć krótki w porównaniu do innych lanów) to prawie 20 godzinna sesja. Około godziny 18 grania, kiedy opróżniliśmy lodówkę, a po pizzy było wspomnienie ktoś zaczął marudzić, że jest głodny. Padło wtedy interesujące stwierdzenie, wypowiedziane głosem twardziela „Jedzenie,[pauza obowiązkowa] jest dla słabych”. Zdaje się, że cuś w ten deseń było też na pr0nie 😉
Prosz. 🙂 Metoda Silvy. Brzmi mrocznie, ale na pierwszym kursie (na tym tylko byłem) uczą najprostszych technik, bez wnikania w warstwę ideolo. Jeśli zrozumie się mechanizm, używa się tego mniej więcej tak jak tostera. 🙂 Ale księża mówią, że szatan, więc YMMV. ;)Pomyślałem, że na wszelki wypadek jeszcze napiszę: UWAGA! NIE MA CUDÓW! Zmuszając organizm do pracy bez odpoczynku ponosi się tego konsekwencje – po czasie „przedłużenia” w najlepszym wypadku dłuższy wypoczynek, w najgorszym – objawy jak przy wycieńczeniu organizmu i niedoborze snu, takie jak zawroty głowy, wiercenie w żołasie i Raptowny Chęci Brak. 😉 Przedzażyciemprzeczytajulotkęlubskontaktujsięzlekarzemlubfar maceutą. :]
najdłuższej nonstop w któej wakacje w Baldur2 jakies 17 godzin bez wyłączania komputera
Już sie znalazł jeden mistrzunio bodajże w Chinach ,grał w CS’a przez 36 godzin po czym dostał ataku secra i zjechał na baze,podobno z powodu wycieńczenia i nieruszania sie?Od tamtego razu zawsze kiedy gram powyżej 2 godzin robie sobie 5 min przerwy na rozciągnięcie mięśni 🙂
Oj najdłużej to mnie wciągnęło Diablo na battlenecie grałem bez końca mało spania i szukanie lepszych itemków. . . Ale przegiąłem grając w MU ONLINE 🙂 (wiem gra straszna nazywałem ją rozbudowane GG) Była naprawdę fajna ekipa i się siedziało po 14-16 h na dobę praktycznie przez całe wakacje dzień w dzień. . . Jeśli tylko udało się wyjść z domu to na piwko przy którym rozmawiałem z przyjacielem o MU 😀 jedno szybkie i do domu bo trzeba dalej nabijać. . . To były najbardziej zmarnowane wakacje w moim życiu ale cóż byłem młody i głupi 🙂 Pozdrawiam i apeluję nie siedźcie tyle przy kompach, konsolach zobaczcie jak pięknie na dworze 🙂