Zapewne mało kto na Valhalli wie, że z wykształcenia jestem również archeologiem. Nie wspominałbym w ogóle o tym fakcie gdyby nie reakcja jaką wywołuje praktycznie za każdym razem to stwierdzenie wśród moich rozmówców. Najczęściej w odpowiedzi słyszę, że oni też od dziecka marzyli aby zostać archeologami, ale losy i praktyka życiowa pchnęły ich na ekonomię, prawo, politologię, zarządzanie i marketing etc. Drugą kwestią, która po chwili się pojawia jest pytanie czy coś kiedyś odkryłem, trzecią zaś czy byłem w Egipcie. To absolutny kanon Pierwszej Rozmowy z Bartoszem K. Nieunikniony i z każdym kolejnym razem coraz bardziej mnie śmieszący.
Swego czasu kiedy jeszcze nie przywykłem do Pierwszej Rozmowy zastanawiałem się skąd ludzie biorą pomysły na te pytania? Skąd tak jednoznaczne powiązanie tematu archeologii z odkrywaniem skarbów i wyprawami do Egiptu? Po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że musi być to efekt takich dzieł popkultury jak Indiana Jones. Wrażenie to pogłębiają współczesne gry, z piękną Larą Croft w roli głównej, które tworzą całkowicie fałszywy obraz rzeczywistości utożsamiając sensacyjno-romantyczny obraz poszukiwacza skarbów z archeologiem. W rzeczywistości trudno o bardziej niecelne porównanie. Obie grupy wzajemnie się zwalczają, a uczucie jakim się darzą można bardzo łagodnie określić jako nieprzychylność. Wynika to przede wszystkim z różnic celu i metod działania. O ile prace archeologiczne mają doprowadzić do pozyskania przede wszystkim informacji na bazie znalezionych przedmiotów o tyle celem działania poszukiwacza skarbów jest pozyskanie przedmiotu, zwanego popularnie artefaktem czy też skarbem. Niestety w czasie wydzierania go z ziemi zburzony zostaje kompletnie kontekst kulturowy, w którym był osadzony ów przedmiot, a co za tym idzie bezpowrotnie niszczona jest cała masa informacji, bezcennych dla archeologa.
Oczywiście dla zwykłego zjadacza chleba dużo atrakcyjniejsza jest skrzynia ze skarbem niż nowa teoria nt. osadnictwa kultury wielbarskiej czy łużyckiej. Dlatego też kultura masowa zdecydowanie bardziej polubiła poszukiwacza skarbów, którego postać w trakcie procesu adaptacji utożsamiła z archeologiem. Stąd mamy biegającego po ruinach i wymachującego batem dr Henry Jonesa czy też pełną zalet nurkującą w poszukiwaniu artefaktów Larę.
W praktyce jednak nie ma to nic wspólnego z współczesną archeologią. Ta, to żmudne prace wykopaliskowe gdzie z zegarmistrzowską precyzją dokumentuje się wszelkie nawet najdrobniejsze informacje tworząc setki rysunków, zdjęć i pomiarów metodycznie odsłaniając warstwę po warstwie. Trudno byłoby zrobić o tym grę. Byłby to najprawdopodobniej najmniej fascynujący tytuł w historii branży. Nie chcę tym samym powiedzieć, że praca archeologa jest nudna. Nie. Ale bez wątpienia ostateczny efekt jego prac, który oglądamy w gablocie muzeum jest poprzedzony setkami godzin prac badawczych, które mogą pasjonować tylko bezpośrednio zainteresowanych tematem.
Co więcej, archeologia to nie tylko piramidy w Egipcie, ale cała masa fascynujących stanowisk rozsianych po całym świecie. To nie tylko omiatanie miotełką zabytków, ale ciężka praca fizyczna, którą można porównać do tej na budowie. To setki ton przerzuconej ziemi rękami archeologów. Wykopaliska zaś najczęściej nie mają przynieść efektu w postaci błyszczącego artefaktu, ale ich skutkiem są setki kilogramów materiału badawczego: skorup potłuczonych naczyń, fragmentów kości, przedmiotów codziennego użytku czy uzbrojenia. Ba! Efektem może być po prostu plama w ziemi znacząca ślad po chałupie czy piecu. To zabytki, których w czasie trwania badań nie stawia się na honorowym miejscu tylko trafiają do pudła (jeśli to możliwe), potem do konserwatora, aby ostatecznie zostać poddane głębokiej analizie w zaciszu uniwersyteckiego gabinetu.
Dlatego kiedy następnym razem będziecie zadawać Pierwsze Pytanie mając w pamięci obraz szaleńczo biegnącej po gzymsach uzbrojonej w pistolety pani archeolog przypomnijcie sobie ten tekst…
Co sprawia, że tak fascynują nas skarby i sam proces ich poszukiwań? Czy faktycznie naszą wyobraźnię potrafią pobudzić jedynie strzelaniny i ekwilibrystyczne pościgi?
Jolooooo, a byłeś w Egipcie? No powiedz, proszę, no proszę. ;)Tak na poważnie to mam kolegę archeologa. On był w Egipcie. Kilkanaście razy. Praktycznie tam mieszka. Fakt, faktem, facet ma kompletnego pierdolca na punkcie swojego zawodu, a właściwie pasji. Podczas rzadkich imprez, kiedy jest w Polsce, potrafi godzinę opowiadać o przerzucaniu piachu łopatami. Reszta tych szaleńców (przepraszam, zespołu badawczego) z którym jeździ jest zresztą taka sama. To naprawdę trzeba kochać. Zresztą jak mawia, są 3 rzeczy których musi nauczyć się archeolog pracujący w Egipcie. 1) Nie zauważać 50-cio stopniowego upału. 2) Nauczyć się oddychać piachem3) Nie martwić się, gdy mozolnie wykopany teren odkrywki po raz 40ty zostanie zasypany podczas burzy piaskowej. Jakoś jednak wolę być panią archeolog, z padem w dłoniach i czteropakiem na stole. 😉
Rozwijając odpowiedź na pytanie ankietowe dodam, że nie marzyłem o zostaniu archeologiem. . . ale Panią Archeolog to nawet byłem 🙂To chyba można nazwać zrealizowanym marzeniem. . .
Moja ciocia jest księgową a była w Egipcie.
Jolo byłeś w Egipcie? ;)Doktor Jolo Dżones a umiesz strzelać z bata?
Czemu nie – może być ciekawie. Tomb Raider 10: The Lost Naczynie Kultury Łużyczan ?
Czytałem swego czasu, że kiedy w latach 80-tych do Polski Ludowej dotarły przygody doktora Jonesa, efektem była fala kandydatów do studiowania archeologii. Większość swoje wyobrażenia opierała na tym co zobaczyli w kinie, bywali więc zdziwieni, że na egzaminach wstępnych nie ma testów sprawnościowych 🙂
No to mamy tu IndJOLO Jonesa