W piątek pisałem o tym, że większość czasu gracze spędzają na czekaniu i szukaniu informacji. I choć faktycznie samo w sobie staje się ono zajęciem (co niektórzy potwierdzili w komentarzach pod felietonem) to jest jeszcze jedna bardzo poważna konsekwencja takich zachowań. Kiedy już wyczekiwana przez nas gra pojawia się na rynku nie jest ona absolutnie żadnym odkryciem, niespodzianką, zaskoczeniem. Wszyscy dawno już znamy nawet najdrobniejsze szczegóły dotyczące występujących w niej postaci, broni, fabuły etc. Dlaczego? Bo nasza ciekawość nie pozwala nam po prostu czekać cierpliwie na premierę gry. My musimy już czuć jej klimat, polizać upragnionego cukierka, choćby przez szybę – dlatego gromadzimy informacje.
Oczywiście znów jest to cecha bardzo indywidualna. Jedni po prostu muszą wiedzieć wszystko zanim pojawi się ich upragniona gra, inni (tacy jak ja) starają się trzymać w miarę z dala od zbyt szczegółowych informacji. Dlaczego? Bo kocham niespodzianki. Właściwie mogę śmiało powiedzieć, że równie dużo (jeśli nie więcej) frajdy sprawia mi sama atmosfera towarzysząca nadejściu czegoś niż samo nadejście. To podniecenie, niepewność, tajemnica – co kryje się w pudełku, za okładką książki czy w zapakowanym prezencie? Uwielbiam to, dlatego staram się aby każda gra była dla mnie swoistą niespodzianką. Unikam więc buszowania po stronach producenta, przekopywania sieci w poszukiwaniu dziesiątek screenów etc. Zdarzyło mi się to tylko raz – w przypadku premiery Silent Huntera III i przyznam, że byłem zawiedziony tym, że kiedy po raz pierwszy uruchomiłem grę widoki, które ukazały się moim oczom były mi już doskonale znane. Cieszyłem się z samej gry jednak gdzieś w środku żałowałem, że nie wytrzymałem i zrezygnowałem z Niespodzianki.
Unikać screenshotów, trailerów, newsów etc. – przecież to szaleństwo! Zgadzam się i bynajmniej tego nie postuluję. Przecież nie możemy kupować kota w worku i choć częściowo musimy wiedzieć na zakup czego się decydujemy. Problemem jednak pozostaje granica, którą często w swej ciekawości przekraczamy. Bo musicie przyznać, że jest różnica między zorientowaniem się „co w trawie piszczy” i o czym piszczy, a przeczytaniem szczegółowego scenariusza gry, oglądnięciu wszystkich lokacji i specyfikacji broni, którą przyjdzie się nam bawić.
Problem w tym, że olbrzymia ilość materiałów jakimi jesteśmy bombardowani dzięki internetowi praktycznie uniemożliwia nam przetrwanie do premiery bez zgłębienia choć w części tajników gry. Drugą słabością (chyba tą ważniejszą) systemu jesteśmy oczywiście my – a właściwie nasza ciekawość.
Kiedyś pozostawać w błogiej nieświadomości było zdecydowanie łatwiej. Nie było globalnej sieci. Pisma piszące o grach też trudno było posądzać o bycie „na czasie” (abstrahując od tego, że trudno wtedy było mówić o rynku gier w Polsce). Dlatego kiedy człowiek dostawał w swoje ręce grę niewiele o niej wiedział. Właściwie wszystkie jej tajemnice musiał odkrywać sam. Dziś rozwój technologii, szum informacyjny i nasza słabość pozbawiają nas tej przyjemności odkrywania, mocy Niespodzianki.
I choć sam ulegam tym słabościom czasem żałuję, że tak już jest…
Cóż, największą bronią w dzisiejszych czasach jest właśnie informacja. Czemu się zatem dziwić, że dociera ona do wszystkich? Lubię niespodzianki, ale od swojej kobiety. Od gier tego nie wymagam. 😉
Problem IMO nie tyczy się tak bardzo gier, jak sprzętu. Ostatnio złapałem się na tym że szukając info o laptopie którego miałem zamiar zakupić, oglądałem na jołtubie filmiki z serii „unpacking” 🙂 wtedy to faktycznie zabiera się sobie sporo przyjemności. Ale w przypadku gier nie ma tragedii, bo nie da się poczuć gameplay’a, klimatu czy fabuły oglądając filmiki, trailery, screeny czy czytając zapowiedzi, recenzje czy opinie na forach.
Osobiscie, nie slecze calymi godzinami, dniami i nocami w sieci, po to aby znalezc cos na temat jakiegos tytulu. Tzn. moze z jednej strony tak, ale tylko w sytuacji kiedy czuje taki niedosyt w tym temacie; kiedy wydawca gry szczatkuje informacjami, rzucajac nam jakies ochlapy, w postaci kilku malo wyrazistych faktow o grze, jak jakims wyglodnialym psom. Ale sa tez sytuacje kiedy szukam czegos na temat gry, o ktorej sluch dawno zaginal. Np. ktoz z nas nie probowal znalezc czegos wiecej ponad to, o czym trabilo wiele serwisow growych, na temat DNF. Ktoz z nas nie probowal sie dokopac do czegos wiecej ? Swego czasu ten sposob dzialania objawial mi sie w przypadku gry Mafia 2, oraz Carmageddon 4 – ktorego zapowiedz ogloszono w 2005 roku, i od tamtego czasu cisza. Inna kwestia jest to, ze poszukiwania w sieci wszystkiego na temat upragnionego przez nas tytulu, jest wymuszane na nas jakoby sila rzeczy. Nawet jesli czasami wcale nie pragniemy sie czegos wiecej dowiedziec, ponad to co oferuja nam serwisy growe rozpisujace sie kazdego dnia na temat naszych ulubionych gier, to czasami powodem tego, ze czegos szukamy, sa dyskusje, ktore kazdego dnia toczone sa na lamach tysiecy for. Bowiem, kto z nas przejdzie obojetnie obok tematu, w ktorym rozwija sie gesta dyskusja na temat gry, na ktora czekamy ? A jeszcze jak ktos opluwa nasz ukochany tytul ?! To juz niemal patryjotyczny obowiazek, aby go obronic! ;-)). Wiec szukamy wszystkiego czego sie da, bo chcemy wiedziec wiecej niz inni. Ja staram sie trzymac zawsze jakis dystans do tego wszystkiego. Wiem zazwyczaj tyle, ile mi sie podsunie pod nos. W pewnym sensie to wygodnictwo i moze nawet lenistwo ? Ale mnie z tym jest jak najbardziej dobrze, w koncu najwieksza fascynacje grami mam juz za soba.
Aktualnie info o grze jest mało dla mnie znaczące, staram się ściągnąć demo, obejrzeć trailery z gameplay’a – nic innego mnie nie interesuje, czy 1000 potworów, 10000 zakończeć, czy wąsy bohatera z 2mln polygonów . . .
Niespodzianka? Ależ nawet po obejrzeniu wszystkich trailerów i po przeczytaniu wszystkich dostępnych informacji, największą niespodzianką może być zawsze fakt, iż gra przyszła w nie roztrzaskanym przez pocztę czy kuriera pudełku. . .
Osobiście nie wyobrażam sobie sytuacji gdy mógłbym nabyć jakikolwiek produkt bez dokładnego sprawdzenia z czym mam do czynienia. Może to dlatego, że generalnie nie lubię niespodzianek, a może wynika to z tego, że szkoda by mi było wyrzuconych w błoto pieniędzy.
I właśnie dlatego zawsze wybieram paczkę z żelbetonu.