Moje ostatnie granie, to pomijając Strangleholda i Tony Tough 2 prawie wyłącznie RPGi. Zaczęło się od Neverwintera 2 z Maską Zdrajcy, potem przyszedł czas na rodzimego Wiedźmina, który zachwycił mnie i zaskoczył zarazem. Od soboty zaś pławię się w świecie Mass Effect.

Każda z wymienionych gier to dziesiątki godzin, które im poświęciłem (NWN2 grubo ponad 100). Praktycznie zawsze mój czas grania wielokrotnie przekracza ten „średni” podawany w recenzjach czy na pudełkach. Dlaczego? Po prostu nie umiem „przejść” RPGa. Próbowałem i nie umiem. Za każdym razem kiedy podejmuję taką próbę kończy się to fiaskiem. Nie potrafię wczuć się w postać, poczuć klimatu otaczającej mnie rzeczywistości najzwyczajniej w świecie odhaczając kolejne questy.

Wszystko zaczyna się już na etapie tworzenia postaci. Już o tym kiedyś pisałem. Zabiera mi to całe godziny. Uważnie czytam charakterystyki klas, ras, specjalności etc. Potem zajmuje się tworzeniem wizerunku postaci.

Kiedy już uporam się z trudnościami kreacji samego siebie w grze przychodzi czas na świat, w którym przyjdzie mi spędzić następne kilkadziesiąt godzin. Na początku (zapominając na razie o głównym wątku fabularnym) zajmuje się zwiedzaniem. Zaglądam do wszystkich zakamarków miasta/stacji kosmicznej/zamku. Z wszystkimi próbuję pogadać, czegoś się dowiedzieć rozpoczynając tym samym jak najwięcej zadań pobocznych. Sporo czasu zabiera zwykłe oglądanie tego, co stworzyli na potrzeby gry jej twórcy. To typowe zwiedzanie. Oglądanie architektury, zachwycanie się widoczkami. Potem przychodzi czas na zrozumienie tego, co mnie otacza – nazwałbym to fazą historyka – czytam wszelkie możliwe księgi, leksykony, słucham najbanalniejszych nawet historii. I choć pochłania to potworną ilość czasu naprawdę rzadko rezygnuję z tak dogłębnego poznania świata. Dopiero kiedy uda mi się wchłonąć te wszystkie informacje, odwiedzić co się da zabieram się za wątek główny.

Podobnie teraz w Mass Effect. Na koncie mam już coś koło 20h gry, a główny wątek mam wrażenie, że zaledwie ruszyłem. Nie przeszkodziło mi to jednak pozwiedzać Cytadeli (choć przyznaję, że teraz korzystam z Szybkiej Kolei żeby się po niej poruszać, początkowo po prostu wszędzie biegałem) i odwiedzić kilku planet. Naczytałem się też już całkiem sporo o rasach zrzeszonych i niezrzeszonych. O powstaniu Gethów, przedziwnej historii Quarian, koncepcji Pielgrzymki i dramatycznym losie Krogan – wszystko to z punktu widzenia zabawy i głównego wątku nie ma wielkiego znaczenia. Właściwie mógłbym się bez tego obyć. Jednak przyznam szczerze, że trudno mi sobie wyobrazić grę w tym świecie bez wysłuchania/przeczytania tych wszystkich historii. Dopiero znając naturę każdej z ras ich działania wydają się bardziej zrozumiałe, również w kontekście relacji z ludźmi. Grzechem byłoby pozbawić się tej płaszczyzny, odrzucić wszystko to, co tak pieczołowicie i z rozmachem przygotowali dla nas twórcy.

Nie należy w końcu zapominać o tym skąd komputerowe RPGi się wzięły. A przecież trudno sobie wyobrazić „papierową sesję” bez odpowiednich opisów czy znajomości mechaniki świata i jego historii.

Moja chęć poznania widoczna jest również w rozmowach z NPCami. Zawsze chcę od nich wyciągnąć więcej niż wystarczałoby mi do popchnięcia gry do przodu. Owocuje to czasem banalnymi zapychaczami, ale czasem zdarzają się prawdziwe perełki – osobiste historie, relacje i tym podobne rzeczy, które tak bardzo pogłębiają wrażenie egzystowania w świecie, w którym przyszło nam się bawić.

Podobnie sprawa ma się z questami pobocznymi. W ramach możliwości staram się ich zawsze wypełnić jak najwięcej. Bierze się to z dwóch powodów – pierwszy to opisywana chęć jak najszerszego poznania świata. Druga, bardziej pragmatyczna – obawa przed tym, ze na końcu gry będę miał zbyt słabą postać, żeby pokonać uber-bossa. Dlatego staram się załapać przed tym pojedynkiem jak najwięcej „expa”.

Czy można grać w RPGi po prostu je przechodząc po najmniejszej linii oporu? Na pewno. Czy sprawia to grającemu przyjemność? Domyślam się że tak. Ja niestety (?) tak nie umiem…

A jak wy jakie macie podejście do RPGów? Biegniecie przez nie czy podobnie jak ja zanurzacie się po uszy w świecie stworzonym przez twórców?

[Głosów:0    Średnia:0/5]

14 KOMENTARZE

  1. Nie wiem co wy z tym Mass Effect. Ja ukończyłem całość w 30 godzin, robiąc po drodze wszystkie questy poboczne poza dwoma (do jednego potrzeba było punktów renegata, a o drugim dowiedziałem się później :)). Fakt faktem, że gra wciągnęła mnie niesamowicie i to 30 godzin to była niemalże gra non-stop, ale 20 godzin i ledwie ruszony wątek główny? Przecież w Cytadeli nie ma co robić, nawet jeśli się wszędzie biega i specjalnie jeździ windami, żeby nabić czas :). Przy okazji poruszę może inną kwestię związaną z RPGami i questami pobocznymi, którą „obserwuję” od pewnego czasu. Otóż robiąc wszystkie questy poboczne jak to mam w zwyczaju mam strasznie przypakowaną postać, co zabiera całą radość z ostatecznej walki :). Podchodzi się do takiego bossa z dreszczykiem emocji, niepokojem „co też on nam zrobi”, następnie wkraczamy do legowiska/bazy i gość nie zdejmuje nam nawet jednego paska z tarczy. Gdzie tu wyzwanie, pytam się?

    • Przy okazji poruszę może inną kwestię związaną z RPGami i questami pobocznymi, którą „obserwuję” od pewnego czasu. Otóż robiąc wszystkie questy poboczne jak to mam w zwyczaju mam strasznie przypakowaną postać, co zabiera całą radość z ostatecznej walki :). Podchodzi się do takiego bossa z dreszczykiem emocji, niepokojem „co też on nam zrobi”, następnie wkraczamy do legowiska/bazy i gość nie zdejmuje nam nawet jednego paska z tarczy. Gdzie tu wyzwanie, pytam się?

      To jest właśnie ten problem, który najbardziej mnie irytuje. Wole przejść grę w linii prostej, za główną fabułą, ale z tym „dreszczykiem emocji” i lekkimi utrudnieniami, niż cieszyć się bogatymi pobocznymi wątkami by w końcu wpaść do „Pana Wielkiego-Złego-Ostatniego” i nawet nie poczuć azwyczaj wielce popmatycznej walki. Do pobocznych smaczków przeważnie wracam po jakimś czasie, kiedy postanawiam odpalić grę jeszcze raz, w celu zwiedzenia jej, tym razem, dokładnie. (Nie mówię tu o zagłębianiu sie w świat poprzez dialogi/poszerzone wyjaśnienia itp. Ja tak samo, latam często po mieście i gadam jak oszołom z kim popadnie po trzy razy, jarając się jak dzieciak, kiedy co dziesiąty przechodzień mówi coś innego niż standardowy tekst:P)

  2. Absolutnie zgadzam się z autorem wpisu. RPG to specyficzny gatunek gier. Uniwersum wykreowane przez developera zawsze stoi otworem przed grającym i czeka aby odkryć jego szczegóły. 30h na ME to zdecydowanie za mało by przejść wszystkie questy łącznie z przeczytaniem całego leksykonu. Ci którzy grają w RPG pierwszy raz na „szybcika” po to by zobaczyć jak rozwija się główny wątek i poźniej narzekają, że gra jest krótka nie są najwyraźniej stworzeni do zabawy takimi grami. Sama nazwa wskazuje na co powinno się zwracać uwagę w roleplejach. W moim mniemaniu najważniejszymi kwestiami są uniwersum, później fabuła głównego wątku, „charakterność” postaci spotykanych w czasie grania, rozwój naszego herosa a na samym końcu cała reszta. Pierwsze podejście w ME skończyłem mając 46,5h na liczniku wykonawszy wszystkie dostępne questy poboczne (Grałem na Veteranie – trzeci z pięciu poziomów trudności dla niewtajemniczonych) a nie przeczytałem nawet połowy info zamieszczonych w leksykonie. To może o czymś świadczyć. Ludzi, kórzy mi powiedzą, że info zawarte w leksykonie to niepotrzebny smieć, który nic nie wnosi do odbioru gry mogę conajwyżej wyśmiać. Oni nie powinni się zabierać za erpegi, o ocenianiu takich gier nie wspomnę.

    • 30h na ME to zdecydowanie za mało by przejść wszystkie questy łącznie z przeczytaniem całego leksykonu.

      Gralem w ME na normalnym poziomie trudnosci – gra zajela mi mniej niz 34h. Pominalem moze ze 2-3 zadania poboczne (i przy okazji systemy do ich realizacji) – razem jakies 2h grania wiecej. Nie czytalem leksykonu – ale sadzac po tych paru wpisach ktore widzialem, zaznajomienie z caloscia to nastepne 2-3h gry. Razem – 36-38h gry w najglosniejszy i najbardziej wychwalany RPG ostatnich lat. Imho zdecydowanie za malo. Nawet NWN 2, ktory imho byl krotki i slaby – dawal wiecej czasu do spedzenia ze soba, i co wazniejsze – w mniej monotonny sposob. O Wiedzminie nawet nie wspominam – pod tym katem to ME mu do piet nie dorasta.

      Pierwsze podejście w ME skończyłem mając 46,5h na liczniku wykonawszy wszystkie dostępne questy poboczne (Grałem na Veteranie – trzeci z pięciu poziomów trudności dla niewtajemniczonych) a nie przeczytałem nawet połowy info zamieszczonych w leksykonie. To może o czymś świadczyć.

      Ciekawe 🙂 Ja probowalem troche czytac leksykon – ale niestety nie wciagnelo mnie. Dalem wiec spokoj. Co do misji pobocznych – pominalem pewnie na koncu jakas (chociaz wszystkie wpisy w dzienniku mialem zaliczone – ale zawsze pomijam jakis przy pierwszym przejsciu gry, wiec zakladam ze tu tez 🙂 ). Problem w tym, ze o ile glowny watek byl nawet dosc interesujacy, to niestety eksploracja galaktyki i zadania poboczne byly tak skopane, ze szkoda gadac. Naprawde pod koniec gry marzylem o tym, zeby te cholerne planety sie w koncu skonczyly, bo ile mozna rozwiazywac monotonne zadania w stylu – wyladuj – wystrzelaj wszystkich – wybadaj pare glupot – wylec z powrotem, schemat 4W po 5 planecie zaczal byc mocno meczacy, ale nie powiem – kilka ciekawostek mozna bylo mimo wszystko sie doszukac.

      Ludzi, kórzy mi powiedzą, że info zawarte w leksykonie to niepotrzebny smieć, który nic nie wnosi do odbioru gry mogę conajwyżej wyśmiać. Oni nie powinni się zabierać za erpegi, o ocenianiu takich gier nie wspomnę.

      Wiesz, info z leksykonu to jedno – a zabawa to drugie. Mozna swietnie sie bawic i zatopic w swiecie gry, nie czytajac tych momentami szczatkowych informacji. Wiem po sobie 😛

      • Wiesz, info z leksykonu to jedno – a zabawa to drugie. Mozna swietnie sie bawic i zatopic w swiecie gry, nie czytajac tych momentami szczatkowych informacji. Wiem po sobie 😛

        Wiesz info z leksykonu pozwala się tobie dowiedzieć gdzie jesteś, jakie są układy polityczne z czym się je biotykę, implanty, obce rasy, podboje galaktyczne, nowe technologie i tym podobne. Możesz przyswoić info na temat historii ludzkości pomiędzy naszymi czasami a tymi 200 lat poźniej. Inaczej mówiąc można poczuć wizję twórców i to w jakim uniwersum dzieje się opowiadana historia. A jak wspomniałem DLA MNIE to najważniejsze w RPGach.

  3. Przyznam bez bicia, że póki mój komp był jako taki zmieniałem gry jak rękawiczki biegnąc przez nie niemal dosłownie. Odkąd komp odmówił posłuszeństwa(czyli jakieś 3 lata z górką) pokornie wróciłem i rozkoszuję się pełnią gry. Jak (jeśli) tylko zaopatrzę się w nowy sprzęt mam już listę gier, którymi będę się rozkoszował. Dylemat to wybór pomiędzy rozpoczęciem od Wieśka lub Assassin’a. Jednak raczej Assassin szybciej skończę. Chyba, że dogoni mnie Mirror’s Edge (co wielce prawdopodobne).

  4. „Naczytałem się też już całkiem sporo o rasach zrzeszonych i niezrzeszonych. O powstaniu Gethów, przedziwnej historii Quarian, koncepcji Pielgrzymki i dramatycznym losie Krogan – wszystko to z punktu widzenia zabawy i głównego wątku nie ma wielkiego znaczenia. „Ty nieczuły. . . Człowieczku

  5. To o czym napisał Jolo to oczywista oczywistość. Zawsze należy jak najlepiej poznać reguły rządzące danym światem, aby móc się w tym świecie odnaleźć i zatopić. Chciałem jednak tu poruszyć inną kwestię cRPG, może będzie lekko nie na temat, ale nie bijcie. Ta myśl dręczy mnie już od dłuższego czasu. Wiadomo od czego wzięła się nazwa cRPG. Więc teraz powiedzcie, jak u licha mam doskonale wczuć się w rolę, którą chcę powiedzmy odgrywać (jeżeli w cRPG to w ogóle możliwe), gdy gra wymusza na mnie grę całą drużyną? 95% cRPG to zabawa czterema lub więcej postaciami, bez bohatera głównego. Więc gdzie to całe odgrywanie roli? Ja osobiście mam z tym wielki problem. Jeżeli bohaterów jest większa ilość, zawsze stają się jakiś tacy obcy, nierealni, płascy jak papierowe figurki, a odgrywanie tylu ról na raz to praktycznie niemożliwość. Dlatego moimi ulubionymi cRPG są takie gry jak Divine Divinity, czy ofkoz Wiesiek. Tam nie mam problemu z integracją z bohaterem. Jestem tylko ja, mój kawałek stali na plecach i wszystko jasne. Co o tym sądzicie? Czy ktoś ma podobne odczucie w tej kwestii?

  6. Nie znam wielu crpgów w których nie ma bohatera głównego. Icewind Dale a w reszcie zawsze jakiś był. Ale jeżeli chodzi o odgrywanie postaci – to fakt – najlepiej grało mi się w Morrowinda. Rzeczywiście wolę gry gdy nie muszę kreować na raz kilku postaci. Chyba że zrobię pewien myk – i dam się samemu sobie przekonać że prowadzę bohatera zbiorowego, a nie zbiór bohaterów. Wtedy mi łatwiej.

  7. Mi też bardzo łatwo było utożsamić się ze swoim bohaterem w Morrowindzie. Jeszcze łatwiej natomiast było zaklimatyzować się w tym kolorowym świecie pełnym tajemnic, czekających na odkrycie. Do dziś wracam myślami do Kantatów Viveka i głowię się jak rozwiązać jego zagadki. 🙂 Świat, który daje nam Bethesda w Mordzielu porywa na długi, długi czas. Wydaje mi się, że przechodzenie tego typu gier jak bieg na setkę jest bez sensu. Jeśli ktoś czerpie z tego przyjemność to wyda mi się dziwny. Mógłbym kupić Jeepa i nigdy nie pojechać na wyżyny albo włączyć najniższy poziom trudności w PESie lub Fifie i nabijać 15 bramek co mecz. W ogóle nie doceniając piękna futbolu w drugim przypadku i nie wykorzystując możliwości samochodu w pierwszym.

  8. @ llordus – te 35h to moze i malo, czlowiek chcialby wiecej, zreszta sam bioware robil dotad gry dluzsze – ale jest i druga strona medalu – dla mnie te 30 pare godzin TAKIEJ rozrywki jaka dal me to i tak duzo jak na te stowe ktora trzeba wydac na gre. popatrz na innych wydawcow, na inne gry – malo co moze zaoferowac chocby i te 30h graniaco do samego me – ja mam w xf odhaczone 30h – zrobilem w tym czasie wszystkie questy poboczne jakie znalazlem, przyznaje bez bicia ze leksykonu nie czytalem ale juz np opisy planet tak :), specjalnie przechodzilem koncowke 3 razy zeby zobaczyc. . . 2 zakonczenia 😉 – pewno ze spokojniej grajac moglem te 10h wiecej przy grze spedzic – ale ja juz tak mam ze ‚maksymalizuje skutecznosc’ mojej gry aby wykorzystac najlpiej wolny czas na to granie 🙂 wszystkie crpgi staram sie przechodzic ‚odkrywajac’ najwiecej jak sie da, robiac ile questow sie da – mimo to gram raczej szybko i potrafie wczuc sie w klimat. mysle ze jedno drugiemu po prostu nie przeszkadza – to tak jak z ludzmi – jedni chodza szybko drudzy wolno, a wedrujac po gorach jedni i drudzy beda miec podobne wrazenia 🙂 btw: http://www.lb. iap.pl/others/panoramki/290708_blyszcz. jpg – tak starzejacy sie gracz spedza wieksza ilosc czasu wonego 😉

  9. Po górach nie da się cały czas szybko chodzić. Po pierwszych paru kilometrach wypluwasz płuca i niesiesz je na dłoniach :p Choć wrażenia są podobne w obu przypadkach- potworne zmęcznie. 😉 Wiem po sobie :p pozdro

  10. Podobno z grą Wiedźmin można było bawić się ponad 90godz. Ja grałem w Wiedźmina jakiś tydzień po 4 godz. dziennie. Nie mam zdania czy te gry przechodzimy na czas, ale w RPG zawsze jest dużo zadań, na które nie zawsze mamy czas.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here