Na miesiąc przed ich premierą, rodzimy oddział Ubisoftu zaprosił nas na testy nowych przygód Sama Fishera. Przedstawiciele francuskiej firmy opowiedzieli nam o najważniejszych cechach Conviction i pozwolili przejść kilka misji z niemal ostatecznej wersji gry. Chcecie wiedzieć jak bardzo zmienił się nasz ulubiony agent? Czytajcie dalej.
Słuchamy graczy i przedstawicieli mediów – w trakcie mojej wizyty w Ubisofcie, przynajmniej kilka razy przypominał mi o tym pracownik firmy, Grzegorz Szabla. Te zapewnienia mają uspokoić chociażby tych, którzy boją się tego, że Conviction ze skradanki zamieniło się w strzelankę. Patrzcie, zdaje się mówić wydawca, potrafiliśmy wyrzucić poprzednią wersję gry do kosza, kiedy spadło na nią zbyt dużo krytyki. Zaufajcie nam, robimy wszystko, żeby kolejny Splinter Cell był tym, na co czekacie. Czy wszystko to jednak wystarczająco dużo?
Malta
W trakcie wizyty w warszawskiej siedzibie wydawcy przeszedłem trzy misje, które znajdą się w ostatecznej wersji gry. Trybu multi (Deniable Ops) i kampanii co-op poprzedzającej kampanię single player niestety nie mogłem wypróbować. Część zadań umieszczonych w testowej wersji gry znamy już z materiałów filmowych, które od kilku miesięcy pojawiają się w sieci.
Zaczynamy
Pierwsze kroki w Conviction Sam stawia na Malcie. To tu znajdziemy bandziora, który wie gdzie może przebywać osoba zamieszana w śmierć córki naszego bohatera. Zadanie na wyspie zaczyna się od krótkiego samouczka (obejrzycie go tu tutaj – drugi plik wideo), w którym poznajemy umiejętności agenta. Uczymy się chowania za przeszkodami terenowymi czy używania umiejętności mark & execute (oznaczanie i szybkie eliminowanie wrogów). Po paru minutach zabawy i jednym szybkim starciu dopadamy gangstera i przesłuchując go, zmuszamy do wydania istotnych informacji. Sama „rozmowa” to dobrze już znana „scena toaletowa”.
Następnie Fisher rusza w kierunku mającego pięćset lat pałacyku zamienionego w fortecę. I tę lokację oglądaliśmy już w materiałach filmowych publikowanych przez Ubisoft (wideo 2 i 3). W skrócie napiszę więc, że jest to typowa misja, w której przedostajemy się do strzeżonego budynku, gdzie zakradamy się do ostatniego większego pomieszczenia. Tam czeka na nas przestępca, którego nie damy rady schwytać ponieważ przez sufit wpadną uzbrojeni po zęby komandosi. Żołnierze rozbrajają i usypiają Fishera, a następnie zabierają go do swojej bazy. Zanim przejdę do kolejnego zadania zaznaczę jeszcze, że w testowej wersji gry delikatnie zmienił się rozkład pomieszczeń w pałacyku, także podlinkowane pliki możecie oglądać bez obaw. Pozwalają one poczuć klimat tej lokacji, ale nie odbierają radości z jej odkrywania po kupieniu swojej kopii gry.
W hangarze
Naszprycowany środkiem odurzającym Fisher budzi się związany na niewielkim lotnisku leżącym na jakimś odludziu. Sprytny agent szybko wydostaje się jednak z niewoli i rozpoczyna kolejną misję. Tym razem Sam musi uciec z niewoli. Aby tego dokonać najpierw musi unieszkodliwić paru strażników i zdobyć potrzebne mu materiały wybuchowe. Mijając hangary, w których stoją uzbrojone po zęby F-16, zdajemy sobie sprawę z tego, że nasz przeciwnik to ktoś z dostępem do poważnych zasobów finansowych. Po chwili jesteśmy już jednak w hangarze gdzie podkładamy C4 pod helikopter mogący ruszyć za nami w pościg.
Tryb co-op nie był grywalny
Życie tajnego agenta nie jest jednak proste i przyjemne. Sabotaż śmigłowca był jedynie grą wstępną. Kolejnymi celami Fishera są komputery połączone z mogącym go wytropić satelitą. Po ich unieszkodliwieniu na płycie lotniska i w przylegających do niej koszarach pojawia się mnóstwo strażników. Dostanie się do ostatniej ważnej lokacji staje się poważnym wyzwaniem, szczególnie jeśli nie zamierzamy używać broni. Koniec końców dobieramy się jednak do systemów sterujących zaporami uniemożliwiającymi dostanie się i wydostanie z terenu lotniska. Teraz już nikt nie może przeszkodzić nam w ucieczce.
Druga z plansz, które miałem okazję przejść, nie była strasznie duża, ale posiadała swój czar. Przekradając się między ciężarówkami, przeskakując od ściany do ściany, po drodze niszcząc źródła światła, znów poczułem się jakbym grał w pierwsze, wyborne części serii. Może nie jest to najlepsza lokacja ze świata Splinter Cell, ale przechodzi się ją z przyjemnością.
Fabryka
Ostatnią zaprezentowaną planszą była opuszczona fabryka, w której przetrzymywano naukowców zmuszanych do pracy przy broni mogącej osłabić potęgę Ameryki Północnej i wystawić ją na atak ze strony jej największych wrogów. I tę misję mogliśmy już obejrzeć w pliku wideo od Ubisoftu. Napiszę więc o niej tylko tyle, że ta lokacja również przypominała (w pozytywnym znaczeniu tego słowa) miejsca z poprzednich odsłon gry. Nie dość, że musiałem się w niej zmierzyć z dobrze uzbrojonymi i wyszkolonymi żołnierzami, to jeszcze zmuszony byłem do wyszukiwania rur czy korytarzy technicznych umożliwiających skryte przemieszczanie się. Niestety po przejściu tej misji skończyła się moja przygoda z wersją testową Conviction.
Nawet w spokoju „pomedytować” nie dadzą
Ukończenie opisanych zadań na najwyższym poziomie trudności zajęło mi mniej więcej cztery godziny. Kampania single player składająca się z jedenastu zadań zdaniem Ubisoftu zapewniać ma około 7-8 godzin zabawy. Dodatkowe 4-6 godzin to poprzedzający ją prolog, który przejdziemy w trybie co-op. Co ciekawe, przedstawiciel wydawcy powiedział, że SI nie umie w nim kierować drugą postacią. Jeśli nie znajdziemy więc kolegi albo koleżanki, którzy mogliby nas wesprzeć, to nie poznamy tej części Conviction. Ciężko mi w to uwierzyć, ale skoro mówi to sam wydawca gry… Na całe szczęście istnieje szansa, że bawiąc się na najwyższym poziomie trudności te piętnaście godzin wzrośnie do mniej więcej dwudziestu. Tak przynajmniej wnioskuję po czasie zużytym przeze mnie na ukończenie misji z testowej wersji gry.
Do tego wszystkiego dołącza jeszcze nieobecny w trakcie testów tryb multiplayer nazwany Deniable Ops. Znajdziemy w nim cztery różne typy gry i sześć map. Ich ilość zapewne zostanie jednak zwiększona dzięki mikrododatkom udostępnianym po premierze gry.
A ja żałuję, że nie będzie wersji z Mirkiem Baką, bo wg mnie, sprawdził się w poprzednich wersjach. P. S. Oczywiście jest oczko niżej niż Michael Ironside, ale mimo to wypadł znakomicie.
Oczko niżej ?? o_O To chyba takie duuuuże oczko:)