Ziff Davies Media spóźnił się ze spłatą części kredytu zaciągniętego na potrzeby wyjścia z długów. Firma rozpoczęła negocjacje, które mają jej pomóc w spłaceniu 390 milionów dolarów kredytu. W tej chwili w rękach Ziff Davies znajdują się już tylko trzy magazyny ( Games for Windows , PC Magazine i Electronic Gaming Monthly) choć kiedyś posiadał ich ponad dziesięć. Skurczyło się również zatrudnienie w firmie. W tej chwili pracuje dla niej niecałe trzysta osób. W najlepszych czasach było ich cztery razy tyle. W tej chwili nie wiemy jakie posunięcia biznesowe wykona firma, nie wiemy również jaki los czeka redkację serwisu 1UP, która należy do Ziff Davies Media.
Przykre informacje nadeszły także z Wielkiej Brytanii. Serwis Gamasutra donosi, iż liczba czytelników papierowych magazynów o grach komputerowych z roku na rok maleje. Wydawca Future Publishing opublikował dane, z których wynika, że miesięczna sprzedaż PC Gamer’a spadła z 43,620 egzemplarzy do 41,559, PC Zone zanotował podobny spadek (z 27,002 do 24,385). Ten sam los spotkał także czasopismo Edge. Tu sprzedaż miesięczna spadła z 35,143 do 30,021 kopii.
Jedyne dobre wiadomości jakie możemy przekazać w tym newsie dotyczą czasopism Official Xbox 360 Magazine, Xbox World 360 oraz Official Nintendo Magazine. Sprzedaż tego pierwszego wzrosła z 56,057 do 65,673 egzemplarzy, drugie czasopismo poprawiło wynik z 23,202 do 30,296 a ONM z 42,960 do 47,925.
Mimo pozytywnego akcentu na sam koniec wiadomości nie możemy się nadziwić naprawdę mizernym wynikom wymienionych przed chwilą magazynów. Niecałe sto tysięcy sprzedanych kopii w całym Zjednoczonym Królestwie nie nastraja optymistycznie. Od dłuższego czasu przepowiadany jest upadek papierowych magazynów branżowych. Czyżby prognozy w końcu miały zamienić się w rzeczywistość? Czy zasmuciłoby to was – czytelników internetowych serwisów, poświęconych elektronicznej rozrywce?
Wynik ankiety mówi sam za siebie. . .
Interesujące, ale imho do przewidzenia. W internecie informacje są szybciej, częściej i. . . za darmo. Prawda jest taka, że jeśli ktoś uważnie śledzi internetowe magazyny to w wychodzącej raz na miesiąc gazecie nie znajdzie praktycznie nic nowego a jeszcze trzeba za to płacić. Przeniosę się na polskie podwórko bo jak jest u wyspiarzy nie wiem, ale myślę, że to problem globalny. Z mojej perspektywy sprawa wygląda następująco – kupując papierowy magazyn muszę wydać ~20 złotych. Nie znajduję w nim raczej nic nowego bo wszystkiego w międzyczasie dowiedziałem się z netu a na dodatek dostaję płytkę z rzeczami których nie chcę. Chcę poczytać a nie poprzeglądać „ciekawą” zawartość DVD – przecież dema które są tam zawarte już i tak sobie ściągnąłem, filmiki podobne, a pełne wersje jeśli mnie interesowały to też zdążyłem już zakupić. Dlatego np. zrezygnowałem z kupowania CD Action czy Linux+’a (inna kategoria, ale problem podobny). Nic w nim nowego nie było w porównaniu z netem, a kosztował prawie 3 dychy (mowa o L+). A do tego dostawałem płytkę z rzeczami, których nie potrzebowałem. Dlatego ja osobiście ze wszystkich dostępnych na naszym rynku czasopism o grach wybrałem GameRanking. Kosztuje mało, nie dostaję do niego żadnych pierdół, 90% gazety jest poświęcone grom (nie jak w niektórych pismach afair) a pozostałe 10 to jakieś nowinki o sprzęcie i świetne felietony. I tego oczekuję.
Ja stoję po stronie pism drukowanych. Czytam CDA. Od ’99. Nie zgadzam się z oceną, że nie warto bo wszystko co w nim jest czytałem wcześniej w internecie. CDA ma dostęp do sporej gamy ekskluzywnych materiałów. Z reguły nie zdarza się by informacje znajdowane przez mnie w Tematach Numerów dane mi było zobaczyć gdzieś wcześniej w internecie. Druga sprawa. Ja wole przeczytać dwie recenzję jednego tytułu zanim go kupię. I wolę by jedna z nich była wydrukowana w CDA bo to daje mi lepsze pojęcie o tym czy tytuł mi się spodoba czy nie. Nawet jakbym przeczytał wszystkie teksty w necie na temat określonego tytułu to i tak sięgnąłbym po jego recka w piśmie. Lepiej zobaczyć jedną ocenę więc niż jedna mniej . No i podstawowa sprawa. Korzystając tylko z portalu internetowego nie mogę równocześnie srać i czytać o grach 😀 Znaczy mogę, ale potem musiałby sprzątać 😛 Nie mówię, że trzeba czytać od razu CDA. Każdy ma własny gust. Ja na przykład Game Ranking uważam za bardzo słaby. Uważam tylko, że na prawdę nie warto porzucać magazynów drukowanych. Podkreślę jeszcze raz – uważam, że lepiej przeczytać stronę tekstu więcej niż stronę mniej.
Dla mnie również sprawa nie jest taka oczywista. Jestem fanem konsol i jakkolwiek dzień w dzień przeglądam regularnie 4 portale tematyczne, kupuję również przynajmniej 1 tytuł konsolowy na miesiąc. Ba, ostatnio zaprzestałem kupowania drugiego a kiedy na wakacjach jednak kupiłem, żeby poczytać na plaży wyszła fajna rzecz. Okazało się, że w jednym magazynie gra opisana jest pokrótce ale w drugim poświęcono jej 3 strony i vice versa. Może chłopaki się dogadały. Po prostu laptopa z internetem nie wezmę na plażę czy na wizytę do teściów, a gazetę mogę. I jakoś bardziej ufam recenzjom polskich chłopaków niż internetowych serwisów z grami. Co więcej, nie zapominajmy o publicystyce, którą ja szczególnie w jednym polskim magazynie cenię bardzo – artykuły są świetne i na poziomie. Mamy ulubionych autorów, działy itd. Na tej samej zasadzie po co wydawać i kupować dzienniki? Tu informacje są jeszcze szybciej w necie – a jednak odbiorcy się znajdują. A najlepszym przykładem tego, że takie magazyny są potrzebne jest recenzja Residenta 4 na Wii – dosłownie 1/4 strony, ale autor tak sugestywnie opisał tą grę (pozdrowienia dla Myszaq), że po lekturze poszedłem kupić i Wii i grę 🙂 I nie zawiodłem się. Trzymam kciuki za papierowe magazyny bo są potrzebne i basta 🙂
Bo prawdziwych magazynów papierowych już nie ma. . . 😉 I nie mówię tu o dinozaurach w rodzaju pierwszego Top Secreta, Secret Service czy Gamblera, które czytywałem w podstawówce (i faktycznie wtedy dinozaury biegały po ziemi :). Jedynie słuszny GameStar, gdzie pisywali Komuda i Lucas – padł. Całkiem sensowny nowy Top Secret – padł. Został CDA, z którego exclusivów mogę się dowiedzieć co najwyżej o liczbie polygonów (zawsze większej) i „nowalijkach” (słowo – klucz :). Został GameRanking, który z jednej strony żeruje na sentymencie takich pierników jak ja (konferencja dr Destroyera), ale z drugiej piszą tam zupełnie nowi ludzie, może o niezłym warsztacie, ale za to odwołujący się do stylistyki dresiarsko-ziomalskiej, która czemuś do mnie nie przemawia. Obecnie kupuję w miarę regularnie CDA – dla płyt. 🙂 Serio, nie mam czasu i chęci siedzieć „na serwisach” i wyczytywać, w co by tu teraz zagrać, wolę płytę z CDA, gdzie mam na tacy nowe dema plus kilka klasyków, które często – gęsto grywalnością biją na głowę nowości. Drugą zaletą CDA w moich oczach jest objętość – w sam raz, aby się odmóżdżyć w pociągu (rodzina na drugim końcu Polski). Brakuje mi czasopisma (już z resztą kiedyś tu pisałem o tym), które drukowałoby ludzi, którzy mają coś do powiedzenia. Do powiedzenia, w sensie – nie, że taka grafika, taka muzyka, a polygonów tyle, tylko co czuli grając, jakie emocje w nich wzbudzono i dlaczego. I publicystyka, dużo publicystyki, bo gaming to fajny, prężny i ciekawy ruch, nawet, jeśli jeszcze nie w Polsce. Przykład GameStara i nowego Top Secretu pokazał jednak, że czasopisma ciągnięte przez nazwiska i „dużych” redaktorów nie sprzedają się. I co ja mam robić, biedny nieszczęśliwy?
Polecam PSX Extreme. Wiele artykułów, które się tam pojawia jest naprawdę świetnych. Podejmują ciekawe tematy i w ciekawy sposób. Drukują wypowiedzi czytelników. Jest ok, pod warunkiem, że przymknę oko na „coolerskie” i „luzackie” komiksy i rubryki, które do mnie zupełnie nie trafiają. Podoba mi się wyraźne przesłanie, które chłopaki starają się przekazać: gamersi to wcale nie grupa wyrostków i niedojrzałych emocjonalnie dużych chłopców, którzy po drodze do dorosłości zapomnieli, że tzw. „gierki” są dla dzieci. Nie wiem, jak jest z wami, ale ja mam 30 lat, jestem dyrektorem handlowym i niestety. . . reakcje społeczeństwa wymusiły na mnie konieczność ukrywania się ze swoim hobby i tym, że mam w domu 3 konsole i przymierzam się do czwartej. To właśnie PSX stara się uzmysłowić ludziom, że gry video wyrastają na potęgę przemysłu rozrywkowego, deklasując np. telewizję – w Japonii to już fakt – telewizje notują spadek oglądalności spowodowany konsolami. Nadal w naszym cudownym kraju nie widzi się tego, że tak samo dziecinne jak granie w gry wideo jest oglądanie filmów. . . Miałem nadzieję, że sytuację trochę uratują publikacje w prasie ‚poważnej” np. LOGO czy Gazeta Wyborcza ale ignorancja autorów była porażająca. . . Dlatego lubię PSX i kupuję regularnie 🙂
Brzmi bardzo zachęcająco. Rzucę okiem przy okazji, ale niestety nie kupię – za drogie trochę (jeśli doliczyć koszty konsoli i telewizora, których nie posiadam ;). A, ciekawie zabrzmiały te „reakcje społeczeństwa” – ja też mam 30 lat, z zawodu i zamiłowania jestem Złym Adminem i może dlatego jakoś z negatywnymi reakcjami się nie spotykam. Większość współpracowacieli z pokoju jest w moim wieku lub ode mnie starsza i też pogrywa, a wziąwszy pod uwagę nasze podejście do dress code oraz niską tolerancję na głupotę ludzką, pracowe społeczeństwo ma doprawdy większe zmartwienia niż to, że czasem można usłyszeć, jak dyskutujemy o toporach w Gothicu, albo przy poidełku z kawą cytujemy Day of the Tentacle. 🙂 W naszym przypadku może być to kwestia pewnej izolacji oraz fakt, że „reakcje społeczeństwa” zwisają nam przysłowiowym kalafiorem i możemy sobie na to pozwolić. :]Mógłbyś rozwinąć o tych reakcjach społeczeństwa w Twoim przypadku?
Gdy pojawił się Game Star myślałem, że rośnie ciekawa konkurencja dla CDA. Było w tym piśmie kilka rzeczy, które mi się nie podobały. Jedną z nich był wspomniany przez Bebe pan Komuda. Może i facet umie pisać książki. O grach jednak pisał fatalnie. A gdy pojawiły się głosy krytyki to zareagował na zasadzie – wy się nie znacie i możecie mi skoczyć. To go w moich oczach całkowicie skreśliło i mam na gościa alergię. Drugą rzeczą do wymiany był dział humoru. Wyśmiewanie się z CDA, że mają mnóstwo płyt w numerze gdzie sami mieli ich więcej nie wyglądało zbyt dobrze. Reszta jednak trzymała się kupy i nawet nieźle się to czytało. Padli jednak dosyć szybko i nawet ich żałowałem. Trzeba jednak pamiętać, że liczą się pisma, które nie bankrutują. Trudno obsypywać superlatywami tytuły, które padły. Bo skoro padły to znaczy, ze wcale dobre nie były i nie zdobyły sympatii czytelników.
Zaraz, jak się ma „dobrość” do bankructwa? Chcesz postawić tezę, że jakość przekłada się bezpośrednio na nakład? 🙂 W kraju, w którym najpoczytniejszą gazetą codzienną jest Fakt, a wybory wygrał PiS? 😀 Dla mnie CDA to taki Fakt prasy komputerowej – trafia w najszerszy target i tym samym ma największy nadkład. Jednak IMHO bez relacji do jakości „merytorycznej”.
Nawet pisma, które nie są tworzone z myślą o szerokiej popularności muszą na siebie zarabiać bo inaczej nie istnieją. Jeśli ktoś wydaje pismo i oczekuje za nie zapłaty to robi to po to by zarobić. Czyli nawet tytuły niszowe muszą mieć na tyle dużą nisze by wystarczyło w niej odbiorców, którzy swoimi pieniędzmi pokryją koszty wytworzenia pisma. Bez grupy odbiorców nie ma pisma. Skoro pismo, które miało zarabiać nie zarabia to znaczy, że gdzieś popełniany jest błąd. Relacja jakości do nakładu jest oczywista. Tyle, że do niej trzeba dodać wiele dodatkowych czynników. Jak reklama na przykład. Dużo też zależy od tego jaką jakość chce się osiągnąć. Wspomniany Fakt. Dla niego punktem aspiracji jest bycie najlepszym tabloidem w naszym kraju. I biorąc pod uwagę jego nakład i ilość sprzedanych egzemplarzy to osiąga on to założenie. Czy jakość przekłada się na nakład? Oczywiście, że tak. Nie bezpośrednio tak jak to zasugerowano, ale się przekłada. Czy gdyby Fakt był marnym tabloidem to ludzie by go kupowali? Przecież ci którzy szukają poważnej gazety po Fakt nie sięgają tylko na przykład po Dziennik lub Wyborczą. Powiedzcie czemu padł Secret Service ? Nie dlatego, że jakoś pisma leciała na łeb na szyje i ludzie przestali go kupować, a więc przestało się opłacać dalsze drukowanie go? Jeśli coś co piszesz podoba się dziesięciu osobom to nie licz, że uda ci się wyżyć z pieniędzy zarobionych ze sprzedaży im swojego dzieła. Jeżsli twoja twórczość podoba się 10000 tysiącom to masz szansę.
W moim przypadku sprawa rozbija się o tzw. zwykłych ludzi. Generalnie chodzi o osoby z najbliższego otoczenia czy to pracy czy znajomych. Podam przykład studiów podyplomowych, gdzie dzieląc się info o moim hobby spotkałem się z idiotycznymi uśmieszkami i uwagami. Tzw. poważni ludzie po 30 nie potrafili wtłoczyć w ramy swoich stereotypów gościa po 30 zabawiającego się DS-em na zajęciach. Tak samo było w pracy – szczególnie niewyrozumiałe w tym zakresie zdają się być kobiety. Faktycznie dużo lepiej jest w środowisku ludzi, których można określić, jako powiązanych z różnego typu informatyką – tam tolerancja jest dużo większa. PSX Extreme dla takich ludzi jest „gazetą o gierkach” a poświęcanie czasu grom uważane jest za kompletny infantylizm. Szczególnie dobijają mnie takie uwagi od osób, które wiecznie na nic nie mają czasu, nie robiąc nic. Ja jakoś godzę pracę z hobby i nauką dwóch języków w wolnym czasie, rozwojem osobistym i dbaniem o żonę :)Szczerze Ci powiem, że gdybym u mnie w firmie dyskutował nt. toporów w Ghoticu zostałbym uznany za gnojka i tu leży problem. Ludzie nie widzą nic niewłaściwego w obrabianiu dupy znajomym albo dyskutowaniu o „M jak Magda” czy jak to tam leciało, ale w stosunku do gier video panuje archetyp żywcem z czasów PONG ewentualnie Commodore 64. Jeśli dla kogoś z zewnątrz cudowne i wspaniałe OKAMI jest grą o podpalonym psie to ja się poddaję i nie mam siły argumentować. Nie wspomnę o głębi fabuły w MG3 (choć sam gameplay średnio mi leżał) czy niesamowitym rozmachu i melancholii Shadow of Collossus. Brak jest woli wyjścia z ciasnych schematów myślowych i próby spojrzenia na zjawisko gamingu szerzej. Moja żona dopiero po kilku latach zrozumiała, czego szukam w grach i co mi to daje. Ale sama przyznała, że gdyby nie ja, to obcego faceta zabawiającego się „gierkami” uznałaby za chłystka. Marzę o czasach, kiedy niezależnie od pełnionej roli społecznej będę mógł pochwalić się moim hobby i spokojnie porozmawiać o nowych produkcjach na takiej samej zasadzie na jakiej rozmawia się np. o Die Hard 4. 0 (swoją drogą film bije idiotyzmem na głowę wszystkie gry jakie do tej pory odpalałem).