Powyższy cytat pochodzi z Game Developers Conference 2005 i był już przeze mnie wielokrotnie przytaczany w komentarzach na Valhalli. Mimo to postanowiłem przytoczyć go po raz kolejny, jako że stanowi doskonały wstęp do mojej prywatnej, małej analizy stanu dzisiejszego rynku gier.
Biedny Bioshock. Wszyscy się ostatnio na niego uwzięli i starają się za wszelką cenę pokazać… cóż, pokazać, że król jest nagi.
Dlaczego Bioshock został tak entuzjastycznie przyjęty (poza kręceniem hype’u za pomocą haseł w stylu: „jest jak System Shock” – przesadnie trafnych zresztą)? Na to pytanie już udało mi się znaleźć odpowiedź w rozmowach na forum. Mechanizm „na bezrybiu i rak ryba” działa bez pudła od wieków. I w sumie nic w tym złego. Kiedy zewsząd zalewają nas produkcje najzwyczajniej słabe fabularnie i niezbyt lotne gameplay’owo (jak Crysis czy Halo) wtedy nawet taki Bioshock może okazać się wybawieniem, które pozwoli stwierdzić „z przemysłem gier nie jest wcale tak źle!”. Ale dla mnie jest to krótkowzroczność. I to krótkowzroczność wsteczna.
Czyli niedostrzeganie historii. Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego BS wszedł na obecny rynek po czerwonym dywanie i rozbijał się na nim dziękując wszystkim i prosząc o pokój na świecie. Ostatecznie od czasu drugiego Shocka minęło już 8 lat (licząc do roku premiery BS) więc jakieś przetasowanie pokoleniowe nastąpiło wśród gamerów – inaczej mówiąc, wielu z dzisiejszych graczy najzwyczajniej nie grało w pierwowzory Wielkiego Tatusia (znają co najwyżej nazwę) a co za tym idzie nie rzucają im się w oczy wszystkie podobieństwa (albo raczej „identyczności”). Ale skąd pochwały od recenzentów?
Ci ostatni przecież System Shocka powinni znać. Jeśli nawet nie jedynkę to przynajmniej dwójkę. Czyżby więc i tu istniał wspomniany mechanizm pechowego rybaka, który sprawia, że, nawet jeśli znają, to i tak patrzą tylko przez pryzmat dzisiejszych gier? Pewnie tak, choć nie do końca jestem w stanie zrozumieć jak można się z tym zgadzać. Ostatecznie jeśli ktoś pamięta SS2 to powinien moim zdaniem stać i perorować nad wtórnością BS i nad tym, że jest to gra dobra (nawet bardzo dobra), ale na pewno nie wybitna.
Wiem, że od pewnego czasu każda gra chce być jak Halo. No dobra, niemal każda. Stąd dostajemy coraz bardziej uproszczone gry wśród których BS zdecydowanie wyróżnia się in plus. Mogę sobie mówić, że z RPG’a nie zostało w nim nic, mogę przypominać, że nie ma nawet głupiego ekranu inventory, a i tak nie da się zaprzeczyć, że jest to coś więcej niż większość gier w dzisiejszych czasach. Nadal coś mniej niż taki Mass Effect, ale jestem w stanie się zgodzić, że StarWarsTrekowy klimat przegrywa z Atlanty… ups, przepraszam, z Rapture, Falloutowym art deco i fabułą zbudowaną na schemacie SystemShock. Pod względem settingu faktycznie jest to COŚ, choć może trochę za bardzo posklejane taśmą.
Niemniej w kwestii gameplay’u jest nadal… kiepsko. Nie twierdzę, że gra jest słaba – jedyne czego wyraźnie mi w niej brak to inventory screen. Ale ten gameplay miał w chwili premiery BS 8 lat. A to oznacza, że na dzień dzisiejszy powinien być uznany za co najwyżej przeciętny – dobry, ale bez rewelacji.
Jasne, że nie powiem z czystym sumieniem, iż dosłownie każda gra powinna wprowadzać nowe elementy do wachlarza gameplay’owych ficzerów jakimi dysponuje game industry – miło by było, ale wiem, że to niewykonalne. Niemniej ucieszyłbym się, gdyby gameplay sprzed prawie 10 lat, niezależnie jak dobry by wtedy nie był, nie zdobywał tak łatwo serc dzisiejszych graczy bo to oznacza, że stoimy w miejscu, lub wręcz się cofamy. Na ten temat zresztą powiedział wszystko cytowany na wstępie towarzysz…
Do tego dochodzi długość gier. Tu zresztą muszę łypnąć groźnie na Halo a.k.a „gracze chcą krótkich gier z długim hype’em”. No i bum, mamy czego chcemy. Bioshock – 14 godzin. Nie chce mi się szukać ile dokładnie trwał SS, bo to by już było okrucieństwo z mojej strony. Niemniej faktem jest, że gry stają się coraz krótsze. Dlaczego? Z pewnością z powodu rosnącego znaczenia multi. Ale z drugiej strony w Bioshocku nie ma „wielograjki”, więc dlaczego zrobili grę tak krótką? Nie wiem. Wiem natomiast, że martwi mnie to.
Dojdzie w końcu do sytuacji, w której gra będzie kosztować nadal te 100 czy – na konsoli – 200 złotych, a czas rozrywki zapewni nam taki sam, jak seans w kinie – nie licząc reklam i napisów końcowych. Przykro mi to mówić, ale to jest prosta droga do powtórki z rozrywki, czyli kolejnego roku 1983.
Ktoś powie, że przecież zostaje wspomniane, ukochane przez dzisiejszych graczy multi. Owszem, ale ile gier może wchłonąć ten rynek? Zdecydowanie bardziej ograniczoną ilość niż single player. Dlatego moim zdaniem budowanie gier na zasadzie „single = tutorial do multi” jest kopaniem sobie grobu. Tym bardziej jest nim wchodzenie w rynek MMORPG, jak to zapowiedziało zdychające Atari. Wiadomo, że jeśli „memorpeger” jest oparty o jakiś konkretny świat jak Age of Conan, to ma szansę przebić się na rynku, jednak nawet w takiej sytuacji, przy dzisiejszym tempie wydawanych gier tego typu nisza MMO zostanie chyba najszybciej nasyconym rynkiem w historii tego przemysłu.
No dobra, podsumowań przyszedł czas. Jaki wniosek można wyciągnąć z sukcesu Bioshocka? Ano taki, że należy uczyć się historii. Tak, tak, dokładnie. Może powinien powstać jakiś kanon gier obowiązkowych, które musi przejść albo przynajmniej poznać (co oczywiście nie znaczy ślepo wielbić!) każdy gracz. Co wprowadziła nowego, z czego korzystała itd. Wydaje mi się bowiem, że gdybyśmy pamiętali o dawnych hitach i o tym co zawierał ich gameplay, to nie dalibyśmy się… a co mi tam, powiem szczerze – zrobić w balona i nie wynosilibyśmy teraz na ołtarze gry, która powinna być dziś przeciętną. Niestety, nie znając historii przemysłu możemy bardzo łatwo stać się ślepi na brak rozwoju. Kiedy patrzymy na BS wyłącznie przez pryzmat innych, dzisiejszych gier to faktycznie widać w nim pewien powiew świeżości. Ale gdybyśmy patrzyli nań przez pryzmat gier, które przyszły przed nim to zobaczylibyśmy, że jest to powiew sprzed 10 lat, a czujemy go tylko dlatego, że reszta przemysłu coraz bardziej leci w dół poprawiając tylko to, co poprawiać najłatwiej – grafikę, fizykę, AI.
Mam wrażenie, że dzisiaj twórcy przestali być twórcami. Przecież to słowo oznacza osobę kreatywną. Oni stali się rzemieślnikami, albo wręcz robotami na taśmie produkcyjnej. Robią dobre rzeczy, w miarę postępów technologicznych coraz ładniejsze, ale polotu mi w tym brak. Tak, jakby montowali gotowe części, a gier nie powinno się robić z prefabrykowanych klocków tylko raczej z marmuru – łupiąc w niego dłutkiem. Pytanie brzmi, jaka w tym wina samych developerów a jaka ogólnego kierunku rozwoju branży? Coraz bliższych deadline’ów, coraz większych teamów, coraz wyższych budżetów, coraz dłuższych tygodni pracy…
Oj panowie nie za bardzo bijecie biczykiem tego Bioshocka? Grałem i w System Shocka 1 ( w swoim czasie to była gra przez duże G) i w dwójkę (gorszą) i Deus Exy wszystkie i sporo rzeczy mi się w DX nie podobało od słabej AI – do dziś pamiętam jak ze snajperki załatwiłem strażnika. . . drugi nadal gadał do trupa. A i fabułę DX’a wcale nie uważam za jakiś ostateczny, ósmy cud świata. Pamiętam , że nawet w recenzji na (starej) Valhalli o tym pisałem 😀 hehe stare dobre czasy :D:D:DAcha jeszcze jedno – SS2 i jego bardziej niż słaba sprzedaż była jednym z gwoździ do trumny Looking Glass Studio. Takim tokiem rozumowania można dojść do Ultimy Underworld i napisać, że to ta gra (92 rok) była jedynym oryginalnym pomysłem LGSu 😉
Fakt faktem, mamy problem z brakiem kreatywności w branzy gier. Nie wiem tylko, czy spowodowane jest to wyczerpaniem pomysłów, czy zbytnio marketingowym podejsciem deweloperow: sprawdzone sie sprzeda, eksperymenty – nie koniecznie. Myslicie, ze moga jeszcze powstac inne gatunki gier i rewolucyjne rozwiazania? Szczerze, wydaje mi sie, ze chyba jednak nie:/
Branza podaza swoja sciezka na ktora my malutcy nie mamy wplywu. Takie narzekanie mnie troche smieszy, gdyz 2007 rok nie zamknal sie w bioshocku, bylo sporo gier z lepszym gameplayem. BS wyroznil sie tylko pomyslem fabularnym i sposobem jego przedstawienia i za to zebral pochwaly. Ten caly ‚8 letni gameplay’ zasysal i jesli uwazasz ze to Halo, ktore przedfiniowalo swoj gatunek, jest slabe to proponuje powrot do SS2, a zamiast narzekac na rynek, udaj sie na manifesto games – tam zapewne znajdziesz tylko to co najlepsze 😉
a ja po podobnym ataku „growej” depresji ostatnio odkrywam gry na nowoW duzej mierze to zasluga Lost Odyssey, ktory pokazuje mi, ze jednak mozna robic gry z porzadna fabula (i to bez wiadra krwi i flakow na kazdym kroku!) a do tego wciagajace i dlugie (85 godzin juz nabite). Gry, ktore zachwycaja swoja roznorodnoscia i pomyslowoscia. Podobnie mialem z Mass Effect, ktory niestety zawiod jesli chodzi o fabule i czas zabawy. . . . pomimo to system dialogow jak i sam gameplay jest rewelacyjny. W temacie BS, to musze przyznac, ze mi osobiscie tez nie do konca przypadl do gustu – jest ok ale (az sie wstyd przyznac) jeszcze go nie skonczylem.
Co do cen -bilet do kina w warszawie kosztuje obecnie około 25złotych, film ok. 2h, stąd godzina około 12,5 zł. Gra na PC -około 100 złtych/12,5 = około 8 godzin rozrywki powinna zapewniać 🙂 Idziemy w dobrym kierunku 😛
Portal, Puzzle Quest, Football Manager Live, nadchodzace Spore, experience 112, nie tak dawno Penumbra i jeszcze troche by sie znalazlo. Nie mowiac juz o Wii i NDS. To daje raczej odwrotny wniosek – w porownaniu do wszystkich poprzednich lat jest calkiem sporo nowatorskich pomyslow jesli chodzi o gameplay. Inna sprawa ze kiedys grafa w 2d byla bardziej charakterystyczna, a dzis wlasciwie postaci z jednej gry by tak bardzo nie razily w drugiej, grafika jest mniej charakterystyczna chyba, a to moze potegowac wrazenie grania ciagle w to samo, z ciagle takimi samymi bohaterami. . .
widzę że mamy The Bioshock Week na Valhalli. Faktem jest że nowatorstwa w grach jak dla mnie jest mało, gry są tylko odpowiednio „ubierane w sosik” – schemat jest prosty: mamy gotowca i zmieniamy tylko zewnętrzną otoczkę. Nie sądzę że jest to spowodowane przez brak pomysłów, raczej marketing i zwyczajne lenistwo producentów. Po co się wysilać skoro kabzę można dziś nabić na w zasadzie byle czym. Po co się wysilać skoro mamy receptę na sukces? Każda nowa gra- cena powiedzmy 220 zł na konsolę i max 10 godzin zabawy. To stało się już normą. Wyjątkiem są być może RPG, starczają na relatywnie dłuższy czas, ale nawet w przypadku takich hitów jak Mass Effect nie można mówić o dziele spełnionym. Inny, świeży przykład: Haze. Gra-crap (biorąc pod uwagę że mamy rok 2008), a sprzedaje się całkiem całkiem. Nawet wypuszczenie dema nie odstraszyło graczy. Wystarczy tylko zapodać hype’rsko że będzie nectar, wow i to jest ta nowinka, której tak brakowało w pozostałych FPSach. Tylko że tu pomysł nijak ma się do jakości. Przykładów jest wiele. Powiem tak: przez wielu ukoronowanie Bioshocka grą roku to naprawdę mniejsze zło biorąc pod uwagę okoliczności, które, powiedzmy sobie wprost, są biedne. Ja przynajmniej w Rapture bawiłem się bardzo dobrze i jak sądzę, większość społeczności Valhalli również. To naprawdę sukces dzisiaj kiedy wydajemy ponad 2 stówki na grę i po chwili nie mamy ochoty wyrzucić jej przez okno.
Swietny tekst! Nie wypowiadam sie na temat BS, poniewaz nigdy nie mialem z nim do czynienia, ale czytajac Twoj punkt widzenia, na ogolnie, caly growy rynek, mam wrazenie, jakbym czytal w tym tekscie wlasne mysli. Pod tym wzgledem „tworcy” gier mozna powiedziec, ze sie obijaja! Ciezko mowic o innowacyjnosci w dzisiejszych grach. Czy to jest powod braku pomyslowosci ? nie sadze. Pomyslow jest nieskonczenie wiele, tak jak nieogranoczona jest nasza, ludzka wyobraznia, a przeciez wszystko ma w niej swoj poczatek, prawda ? Ja to widze w ten sposob, ze dzisiejsi tworcy gier, skupiaja sie na tym, aby stare, sprawdzone schematy, wcisnac w dzisiejsze mozliwosci, poniewaz. . . kazdy by chcial osiagnac ta doskonalosc. Wezmy za przyklad taka gre jak GTA. Pierwsza czesc byla czyms innowacyjnym. Wielkie miasto; mozliwosc ukatrupienia doslownie wszystkich, ktorzy stana nam na drodze; mozliwosc kradziezy kazdego auta; przejechanie sie pociagiem. . itd. , ale mimo iz wtedy to bylo cos wielkiego, jak na tamte czasy, to po jakims czasie, ogrania sie w ta gre, znudzenia. . przyszla mysl, a co, gdyby tak to wszystko zobaczyc w 3D. Z kazdym dniem postep technologiczny daje nam coraz wieksze mozliwosci na udoskonalenie tego, co kiedys bylo maximum tamtych czasow. Gry obecnie daja nam wiecej mozliwosci zabawienia sie w nich, niz kiedys, choc pomysl jest ciagle ten sam. Kiedys w FPS’ie, dajmy na to, mielismy w pomieszczeniu przeciwnika, stol, ktorego nie moglismy ruszyc, i okno ktorego nie moglismy rozbic. Dzis w tym samym pomieszczeniu mamy juz poza przeciwnikiem do zabicia, cale domowe wyposazenie, ktore mozemy rozlozyc przy pomocy naszego shotgun’a na czesci pierwsze, a przez okno mozemy wyskoczyc, albo nawet wywalic je z kawalkiem sciany. Z jednej strony jest to calkiem dobre, bo zawsze pragnalem zobaczyc w grach to co widze teraz w Crysis, albo GTAIV – „nieograniczona” swoboda, niesamowita interakcja z otoczeniem. . . realny swiat ? – nieee. . . jeszcze na to poczekamy. Ale z drugiej strony. . cala ta pogon za doskonaloscia, gdzies sie odbija wlasnie na tej innowacyjnosci, ktorej wlasnie jest brak. A przeciez mozna by stworzyc cos calkiem innowacyjnego, przy zachowaniu tej schematycznosci, na ktorej ciagle opiera sie caly rynek produkcyjny gier. Ciezko jest dzis naprawde zadowolic gracza, spowodowac, aby opadla mu szczeka do samej podlogi, znakiem czego, jest to sygnal dla producentow gier, ze czas juz z tym cos zrobic i wysilic sie bardziej, a nie wciaz szlifowac to co juz bylo.
Ostatnio mam coraz częściej wrażenie, że całkowicie wystarczają mi zapowiedzi – w większości tytułów nie ma co więcej odkrywać podczas grania. A odpalam za to starocie i cieszę się, że nie czuję się jak idiota, dający się nabrać po raz kolejny na miodne opisy :: )Lista gier obowiązkowych – wybitny pomysł. Obliczając czas, jaki jest spędzany przy gniotach, wiele podstawowych lektur można by omówić. To nawet piękny pomysł, by edukować dzieciaki i w tym zakresie – w końcu widzę, w jaki sposób zaczyna podchodzić do gier mój cioteczny brat – głównie konsola, bo pod ręką, 3 minuty, jedna trasa, szybki quest i zapomnieć. Jak posiedzi dłużej, to dlatego, że nie ogarnia : )A dla mnie to zupełne marnotractwo czasu i pieniędzy. Jeśli granie ma być jedynie dodatkiem do srania czy przerwą w filmie (bo j. . . reklama) – nadal się dziwię, że ludzie godzą się na oglądanie filmów w taki sposób! to wychodzi na to, że jest zbędna, zupełnie bezwartościowa i koniec końców – śmieciem, zatracającym Twój czas. A granie to ma być przecież coś magicznego, wyjątkowego, odrywającego całą świadomość od rzeczywistości i dostarczenie odpowiednich bodźców. To używanie tego całego sprzętu, dzięki któremu tak wiele wiemy do wejścia w świat przygody – co kto lubi : )Gra powinna być czymś, co daje mi później jakkolwiek do myślenia! Potrafi wzbudzić we mnie emocje i stworzyć warunki do poszerzania wyobraźni. Albo i nie – w końcu powoli, każda dziedzina życia staje się masowa, podyktowana odgórnie.
apropos bsa i ssa – juz to pisalem ale napisze jeszcze raz – bo ciekawe jest to ze bs zostaje gra roku a ss (no nie wiem ktorym sie posluzyc ale niech bedzie 2) wcale po premierze nie mial jakis zdumiewajacych ocen, a gdzie mu tam do gry roku. warto nad tym pomyslec, zastawnowic sie czy rzeczywiscie nie nastapila jaka dewaluacja i czy narzekanie na kondycje nowych gier to tylko narzekania starych malkontentow 😉