Od jakiegoś czasu w Internecie aż huczy od opowieści o nowych, niesamowitych dodatkach do naszych ulubionych gier, które już teraz albo już wkrótce będziemy mogli – za stosowną opłatą – pobrać z przepięknie wyglądających serwisów sieciowych. DLC jest szeroko promowane, jest kolejnym pretekstem do napisania informacji prasowej (ach, ci genialni marketingowcy, po raz kolejny chylę czoła), no i zapewne cieszy się sporym powodzeniem – w przeciwnym wypadku nikt nie zawracałby sobie nim głowy.
Tymczasem niezależni publicyści (czy to newsmani, czy recenzenci) do DLC często podchodzą z rezerwą. Nie wiem, czy to ze względu na chęć pokazania, że „oto stoimy po stronie naciąganych klientów”, czy ze stuprocentowego przekonania – często spotykam się z oceną typu „no, no, firma TheBestGamesEver.com znów chce od nas wyciągnąć pieniążki i zachęca do zakupu DLC”. Powiem szczerze, że nieco mnie dziwi takie podejście, bo nawet jeśli taka jest prawda i developerzy rzeczywiście chcą od nas wyciągnąć kasę, to sprawa jest znacznie, znacznie starsza, niż DLC.
Nasza branża już parę swoich latek ma, a wyciąganie kasy/oferowanie dodatkowej zawartości (jak kto woli) jest starsze, nie tylko od DLC, ale i od całego Internetu! I zawsze argumenty podnoszone przez przeciwników tego zjawiska są te same – że to wszystko powinno być w podstawce, że „dlaczego mamy płacić za patch”, że to wszystko za drogo i za mało i że producenci gier to przekręciarze. Zapakowane w kartonowe pudełka Expansion Packi są starsze, niż niejeden z nas (niestety nie ja), a to, że nieco się zmieniły i można je pobrać przez Internet to według mnie tylko plus.
Dlaczego? Dlatego, że o ile jestem jeszcze w stanie zrozumieć konserwatywnych graczy, którzy chcą mieć pudełko, płytę i instrukcję do swojej pełnej wersji gry, o tyle do pakietu trzech dodatkowych misji i jednej planszy raczej karton już potrzebny nie jest. A pobierane z Internetu DLC ma jedną, bardzo ważną rolę edukacyjną – przyzwyczaja zastrachanych, internetowych żółtodziobów do kupowania w ten sposób. To bardzo logiczne – gdybym nigdy wcześniej tego nie robił, a miał zaryzykować kupno przez Internet gry za 40 dolarów, to bałbym się, że zrobię coś nie tak i moje uczciwie zarobione pieniążki gdzieś przepadną. Jeśli natomiast mam spróbować swoich sił z micro-paymentowym DLC za 2,50, to… dlaczego nie? Jeśli się uda – mogę w przyszłości kupić pełną wersję, nie bojąc się już niczego. Świetnie!
Kupowanie gier (i wszelkich innych produktów) przez Internet prędzej czy później wyprze standardowe sklepy. Może nie wszystkie i nie wszędzie, ale zapewne szybciej, niż później. A DLC jest świetnym pomysłem na oswojenie się z kupowaniem przez Internet, z używaniem Internetu na konsoli, z płaceniem abonamentu w jakimśtam Xbox i generalnie z całym tym zamieszaniem. Oczywiście, naciągacze, którzy za konia bez siodła każą sobie płacić 5 dolków, zawsze się znajdą. Albo tacy, którzy wycinają opcje z podstawki, po to, żeby je sprzedać później. Ale oni byli tu już dawno i jeszcze przez długi czas będą. Z DLC, czy bez. A kto nie chce – niech zwyczajnie nie kupuje.
tylko czekać aż DLC zawita do branży filmowej. Kupimy nośnik BR z różnymi dodatkami a tam informacje o alternatywnych zakończeniach i teraz za dolara lub dwa (a pewniej 5) będzie można dociągnąć alternatywne zakończenie. A może polskie napisy? a może ścieżkę audio w języku suahili?DLC to idealne narzędzie, żeby pokazać potegę małych liczb w biznesie. Bo faktycznie nie żal mi 2,5USD wydanych na dodatek a takich nieżałujących na świecie będzie wielu. I tak model samochodu opracowany przez grafików za 500tys USD wraca się w „Forzie 2” po 6h od udostępnienia. . . (moje spekulacje – niczym nie poparte – własna obserwacja)Co do przełamuwania obaw przez zakupami w necie. . . nigdy nie patrzyłem na to w ten sposób (bo sam kupuje od ładnych 10 lat) ale faktycznie to dobre spostrzeżenie. . . metoda małych kroczków 🙂
obcy ja wiem do jakich filmów przydałby się DLC ale się wstydzę więc nie napiszę 😉
Historycznych? gdzie będzie można pobrać cały życiorys króla, zobaczyć jego zamki, grobowiec, malowidła?? Albo przeczytać o tym jak NAPRAWDĘ potoczyła się dana bitwa? 😉
Tak oczywiście, że historycznych 🙂 TO właśnie miałem na myśli 😉
A może dzięki takiemu DLC np. seria Sims by była pozbawiona tych wszystkich pudełkowych wydań. A tak na marginesie wydaje mi się że to właśnie Simsy zaczęły „szał” dodatków.
EPIC poszedł dalej w planach. Kup pan grę a zakończenie sobie ściagnij z neta. Po pierwszych kontrowersjach ten plan wydaje się mieć przyszość. Tyle, że pozostaje otwrta sprawa z handlem używkami. W tym kierunku wszystko się skieruje. Mało kiedy kupuję mikrododatki ale już taki DLC do GTA IV zagości na moim dysku. To nie zbroja dla konia.
W piątek kupiłem DLC do Simsów 2 dla syna , młodzieżowe dodatki czy coś. i oczywiście #%$ nie działa, będę teraz siedział i rozkminiał co nie pasi dla kilkyu przedmiotów. . . Nie ma to jak byc legalnym. . . .
kiedys dodatki to nie byl byle shit. . . tak jak recenzent pisze 3 misje na 2 planszach. . . oczywiscie zdazaly sie lepsze i gorsze expansion packi, ale zazwyczaj byly rzeczy ktory wprowadzaly o wiele wiecej niz obecnie. moze troche idealizuje stare czasy. . . chociaz pamietam jak wydali heroes chronicles do homm3. to byl najbardziej bezczelny skok na kase jaki sobie przypominam. . . z drugiej strony np. dodatki do bg czy diablo zawsze wnosily sporo do gry i byly zrobione z jakoscia.
Dla mnie Dodatek != DLC. Pełnoprawne dodatki jak najbardziej powinny być dystrybuowane w wersjach pudełkowych. Posłużę sie przykładem Obliviona : było trochę DLC, ale jak wyszło Knights of the Nine (dodatek zapudełkowany), to wszystkie te wcześniejsze mikrododatki dorzucili lekką ręką do opakowania. Skala jest zupełnie inna i póki co nie widzę siebie kupującego nowe ubrania dla bohatera przez internet. Za to normalne dodatki jak najbardziej. Zresztą jakoś jak DLC był dla mnie niestrawny, tak niestrawnym pozostał. Howgh.
O ile mnie pamięć nie myli to w pierwszym Wolfie można już było dokupić poziomy. Gorzej gdy DLC przekształci się w „chcesz mieć możliwość zrobienia save, dokup sobie content”.
Wolfenstein 3D (i inne gry Apogee) były rozprowadzane jako shareware. W przypadku W3D polegało to na tym, że za darmo można było dostać pierwszy epizod (można go było kopiować do woli), podczas gdy za kolejne trzeba było już zapłacić. Można powiedzieć, że to było coś jak duże demo. Dodatkowe 3 epizody do W3D (4-6) rzeczywiście się pojawiły (jako Nocturnal Missions), ale nie wiem czy wyszły niezależnie były od początku wbudowane w pełną wersję. jakby „nowatorstwa” było mało to ich akcja była umiejscowiona PRZED akcją epizodów 1-3. Czyli był to prequel. Dodatkowo w 1993 wyszedł Wolfenstein 3D Super Upgrades, który zawierał m. in. generator losowych plansz (!). Jeśli chodzi o DLC to nie jestem fanem tego wynalazku. Nie lubię i nie korzystam. Wolę duży dodatek, który dużo wnosi niż jakieś fiu-bzdziu za 2 dolce. Poza tym kiedy mam dodatek na nośniku to nawet po tym jak firma, która stworzyła grę przestanie istnieć będę mógł sobie go zainstalować. W to, że w nieskończoność jakiś serwis będzie go utrzymywał na swoich serwerach jakoś nie wierzę.
Chcesz zrobić sejwa? Tylko 5 centów ;P
Póki co DLC to w większości prześmieszne bullcrapy. Nie mogę patrzeć na stroje dla sackboya czy też bohatera Dead Space (nie wiem jak się nazywa), albo inne „dodatki” tego pokroju, za które należy płacić. Tego typu działania to ewidentny i bezczelny, względem przeciętnie rozumnych klientów, skok na kasę. DLC nabiera sensu dopiero na poziomie dodatków typu Frozen Throne do WC3 (nie wiem czy istnieje naprawdę jako ściągalny dodatek, ale to tylko gdybanie).
khamseen – dlaczego bezczelny skok na kasę? DLC o których piszesz są dowolne i kasy bulić nie musisz. To ich zaleta. . . to małe „perełki” (bo głupio napisać ze kuleczki czegoś innego) które do niczego nie służą jak tylko do zaspokojenia ego gracza który chce zapłacić (mam sackboya ubranego w garnitur o Gucci’ego). Oczywiście, że w pewnym momencie pojęcie DLC zahacza o poważniejsze sprawy jak dodatki, pełnoprawne rozszerzenia gier, ale znów pytanie – czy kupując w boxie a kupując w necie nabywasz coś innego? i czy ktoś Cię do tego zmusza?
Może spróbujmy określić czym jest skok na kasę. Ja rozumiem to jako zarobek oparty na naiwności lub właśnie potrzebie zaspokojenia ego (jak to trafnie określiłeś) graczy (w przypadku branży gier), przy minimalnym wkładzie pracy. Gdybym tłumaczył to dobrowolnością, to coś takiego jak „skok na kasę” nie istniałoby – wszystko kupuję dobrowolnie.
Mnie bardziej chodziło o zastosowanie przymiotnika „bezczelny” 😉
Internet jest idealnym medium dla gier. Czemu? Ano po temu, bo przecież to bity. CD, pudełka, to nie jest naturalny świat dla softu, w tym gier. Widzę tylko jeden problem – zabezpieczenia przed kopiowaniem. Obawiam się, że coraz bardziej skomplikowane zabezpieczenia, jak to zwykle bywa, utrudniają życie tym, co kupują legalnie. Natomiast dla „piratów” nie ma to znaczenia. Oni takich problemów nie mają. Wszystko i wszędzie działa bez problemu. Komputer uzna Ciebie (przez błąd w oprogramowaniu) za oszusta i zablokuje Ci każdą grę/program. Wiele razy padłem ofiarą swojej uczciwości, a niestety – na horyzoncie nie widać metody zabezpieczenia, która byłaby komfortowa. Jedynie w przypadku konsol sprawa jest prostsza. Mamy nr karty kredytowej, mamy numer seryjny sprzętu – parujemy i jest git. Gra kupowana i odpalana na jednym stanowisku. Bulwersujące? Nie, jeżeli taka kopia wirtualna będzie de facto „wypożyczeniem”, a nie kupnem. 20 zł będzie ok?
cyfrowa dystrybucja rozwiązuje automatycznie też jeszcze jeden problem – u nas nie znany, ale na zachodzie poważny (dla dystrybutorów i producentów) to handel używanymi grami na których kokosy zbijają sklepy ( i tylko sklepy)
Jaki problem? To po prostu normalna odsprzedaz nieuzywanego towaru, ktora w przypadku softu probuje sie podciagnac pod niewiadomo jakie straty. Od lat istnieja antykwariaty, sklepy z uzywana odzieza, sklepy z uzywanymi plytami muzycznymi, czy w koncu komisy samochodowe. Nie widze najmniejszego powodu, zeby gry, ktore sa takim samym towarem jak wszystko inne mialy byc jakos szczegolnie wyrozniane, a handel uzytkami ograniczany.
Problem softu używanego faktycznie istnieje. Dałeś przykłady, które to potwierdzają. Żeby to zrozumieć, zastanów się, dlaczego rynek np. samochodów używanych, czy ubrań, nie kanibalizuje rynku pierwotnego? To nie jest kwestia „wydaje mi się”, ale po prostu badań i obserwacji rynku. Problem w tym, że używany soft nie traci nic ze swojej wartości – jest dokładnie taki sam, jak nowy. Wszystkie inne dobra tracą na jakości z czasem. Rynek używanych płyt to w ogóle totalnie niszowa strefa, więc póki co nie stanowi problemu. Jeżeli się rozrośnie, to uwierz na słowo, że wytwórnie się za to wezmą. To nie jest takie proste – wbrew pozorom.
Mimo to wydawcy sprawę upraszczają do granic przyzwoitości (podobnie jak z piractwem) wg. swojej „złotej” zasady – „kupił używaną. ale gdyby nie mógł, (na pewno) kupiłby nową. W związku z czym straciliśmy tyle i tyle. . . ” Często możemy się spotkać z taką argumentacją a pamiętać musimy, że wielu graczy kupuje nowości z myślą pozbycia się ich zaraz po przejściu. Gdyby nie ta możliwość, nie kupowali by ich tak gęsto i często, dlatego nie uważam, aby uniemożliwienie odsprzedaży gier miało w znaczący sposób podnieść słupki sprzedaży nówek. (a z pewnością wzrosłaby ilość rozczarowanych właścicieli „wielkich hitów”). IMO rozsądnie byłoby szybciej schodzić z ceny za nową grę, skoro największa sprzedaż jest tylko przez pierwsze 2-3 tygodnie, używki traciłyby na atrakcyjności zarówno dla sprzedających jak i kupujących.
adrian muwi ekstra
adrian muwi ekstra
Może i bym się zainteresował tymi DLC gdybym tylko miał szerokopasmowy internet. A tak mogę co najwyżej ściągnąć patcha i to max. 50MB :>