Co wspólnego mają gry komputerowe i 13 letnia uczennica z Krakowa, która pocięła nożem swoją nową, gimnazjalną koleżankę? Z pozoru nic… aż do momentu kiedy włączyłem dziś telewizor i na jednym z kanałów informacyjnych ujrzałem twarz bardzo przejętego prezentera na tle blue-boxa. W tle widniała tablica krzycząca tytułem: Przyczyny łamania prawa przez nieletnich. Poniżej kilka podpunktów, które ponoć wyliczyła jakaś mądra, profesorska głowa. Warto je wymienić:
1. Frustracja
2. Brak poczucia bezpieczeństwa
3. Brutalizacja życia
4. Gry komputerowe
Tak! Nie mylicie się wśród mętnych „przyczyn” znalazł się najmodniejszy od lat powód kłopotów z młodymi ludźmi, czyli gry komputerowe. Nie jestem psychologiem i w żadnym razie nie śmiem polemizować z osobami, które (ponoć) od lat zajmują się tematyką agresji wśród młodzieży. Mam jednak pewne przemyślenia, a skoro temat od razu dotyka gier to warto się nad nim pochylić. Popatrzmy po kolei. Wyżej napisałem, że podane w telewizji przyczyny są mętne – co nie zmienia faktu, że można je nagłaśniać ponad wszelką miarę. Czym jest frustracja? Co sfrustrowało gimnazjalistkę, która przypomnijmy, zna koleżankę, którą pocięła nożem zaledwie od tygodnia? Tego już nam w telewizorze nie wyjaśniono. Podobnie z tym brakiem poczucia bezpieczeństwa. O co chodzi? O tryb życia? Przemiany społeczne owocujące rozluźnieniem więzi społecznych i rodzinnych? O brutalizacji życia nawet nie będę pytał – to równie mętne hasło za którym można postawić wszystko. Od wpływu mediów poprzez skandaliczne wydarzenie związane ze starszym panem, który rzucił słoikiem pełnym gówna w tablicę przed Pałacem Prezydenckim.
Tak naprawdę jedyną „twardą” przyczyną tego łamania prawa przez nieletnich są… gry komputerowe. To proste i jasne wyjaśnienie. Idealnie pasujące do tabloidowej formuły obecnych mediów wszelakiej maści. Po co bowiem zastanawiać się nad aspektami społeczno-socjologicznymi skoro jak na zawołanie mamy te ZŁE GRY?
Nie wiem co kryje się za tą tragedią. Nie wiem dlaczego 13 letnie dziecko niemalże zabiło swoją koleżankę. Mogę tylko jako obserwator zauważyć, że kilkanaście lat temu – w czasach kiedy Kot chadzał do szkoły – takie zdarzenia nie miały miejsca. Ba! Nikomu nie przyszłoby do głowy podobne wydarzenie. A przecież to wtedy publikę szokował pierwszy Mortal Kombat, straszył Doom i bulwersował Carmageddon. Odrzucam zatem ten „zły wpływ” gier wideo. Oznaczałoby to, że moje pokolenie było psychicznie impregnowane na negatywne bodźce płynące z mediów (gier). Jakoś mnie to nie przekonuje.
Śmieszy mnie, a raczej irytuje reszta podpunktów dotycząca „przyczyn”. Brutalizacja życia, frustracja i brak poczucia bezpieczeństwa te kilkanaście lat temu był większy niż teraz. Wystarczy, że przypomnę sobie, iż lata mojej szczeniactwa przypadały na burzliwy okres transformacji i przemian społecznych po 1989 roku. Naprawdę nie wyobrażam sobie jaką psychiczną traumę przeżywałaby ta dzisiejsza młodzież gdyby rzucić ją w tamte, trudne czasy.
Siedząc teraz przed komputerem i pisząc te słowa na ekranie pobliskiego telewizora jeden z wielu medialnych ekspert podaje kolejną przyczynę tych koszmarnych zdarzeń z krakowskiej szkoły. Tym razem za głównego winnego wymienia się zmiany w systemie szkolnictwa. Jednym słowem: winne są same gimnazja. A raczej wyrwanie dzieciaków ze szkoły podstawowej i wtłoczenie ich w nowe środowisko w którym muszą walczyć o akceptację i tak dalej. Mnie tego oceniać nie sposób. Sam edukowałem się w systemie 8/4, czyli 8 letnia podstawówka plus 4 letnie liceum i wprowadzenie gimnazjów uważam za zwykłe dziwactwo.
Nasuwa mi się też jeszcze jedna myśl, że rzeczywistość przerosła fikcję. Ten felieton miałem oryginalnie poświęcić zakończeniu wakacji i grze Bully. Jednakże przygody psotnika Jimmy’ego, jego bijatyki z kolegami z Bullworth Academy oraz niewinne żarty są jakby z innej epoki. Dziś młodego Hopkinsa za podglądanie koleżanek w szatni spotkałoby coś bardzo drastycznego. Być może jedna z nich z pewnością pchnęłaby go nożem pod żebro.
Tak… rzeczywistość niestety przerosła fikcję. To naprawdę straszne.
No znowu gry winne. Normalka. Tylko czemu ludzie starsi tak jak autor tak nie lubią Gimnazjum?
Już koledzy wyżej napisali. Ja dodam od siebie, że jak widzę gimnazjalistów to ciarki mnie przechodzą patrząc na to bydło. Przyszłość narodu psia jego kacza mać.
Ta mądra głowa mówiąca o gimnazjach wcale się nie myli. Dzieciaki w wieku kiedy hormony uderzają im do głowy muszą tworzyć nowe grupy, walczyć o pozycję w grupie, „próbować” nowych nauczycieli i do tego wszystkiego próbować różnych życiowych pokus od alkoholu, drugów na seksie kończąc. Dziś dzieciak przychodzący do liceum deklaruje, że okres szaleństwa już za nim, bo „szaleje się w gimnazjum”. I mówią mi to uczniowie, nie w formie przechwałki „czego ja to już nie przeżyłem” tylko w luznej rozmowie na tematy poboczne. My Kocie funkcjonowaliśmy w społczenościach szkolnych przez 8 lat podstawówki obcując z uczniami o 8 lat starszymi. To uczyło pokoju, naturalnie budowało hierarchię i tym samym trochę nas stopowało. Nie mówiąc już o tym, że nauczyciele znali nas i wypracowywali do nas podejście przez 8 lat, czy w najgorszym wypadku 5 (zakldając że w klasie 1-3 mieliśmy nie mieliśmy jeszcze większości przedmiotów) Mimo wszystko to wciąz była jedna szkoła, jedno grono pedagog. które przecież przekazuje sobie info nt uczniów. Na poziomie klasy 5-6 byliśmy „rozpracowani” przez szkołę. Dziś do gimnazjum trafia osoba zupełnie anonimowa dla nauczycieli. A zanim go rozgryzą idzie do ponadgimnazjalnej. Zresztą kto nie wierzy jak wielką porażką są gimnazja niech sobie wejdzie do któregoś, albo porozmawia ze szkolnym psychologiem czy w gorszym wypadku pedagogiem ktory tak pracuje jakie problemy się tam spotyka. Przyznam, że kiedy czasem słucham opowieści czy nawet widze niektóre akcja w takich szkołach to nie chce wierzyć. Kiedyś takie rzeczy działy się tylko w zakładach poprawczych. . . I oczywiście zdarzają się tzw. porządne gimnazja, ale jeśli spojrzeć na średnią to systemowo okazuje się ta reforma kompletnym niewypałem, kompletnie niedostosowanym do psycho-fizycznego rozwoju dziecka. . . I dlatego przypadek z Krakowa mnie zupełnie nie dziwi choć wciąż przeraża.
Sam ukończyłem krakowskie gimnazjum właściwie nie tak dawno temu, choć nie to, do którego uczęszcza owa „sympatyczna” fanka noży i pozostaje mi przyznać tylko, iż faktycznie taka „szkoła przedśrednia” to porażka i wylęgarnia patologii. W samym moim roczniku znalazłaby się wówczas spora grupa uczniów, dla których narkotyki i alkohol to nie pierwszyzna. Bójki, wandalizm (i to nie na poziomie popisania ławki markerem), interwencje policji też nie były jakoś szczególnie zaskakujące. A moje gimnazjum nie uchodziło bynajmniej za takie złe i cieszyło się opinią dość przyzwoitego. Z opowieści znajomych wnioskuję jednak, że to jest problem dotyczący gigantycznej większości szkół tego poziomu. Na pewno są wyjątki i nie można generalizować, pisząc, że „każde gimnazjum to ZŁO”, ale cóż. . . „19 na 20 gimnazjów to ZŁO” brzmi boleśnie wiarygodnie 😉 Przyczyny podał już Jolo, więc nie będę się rozpisywał, a dodam tylko, że samo istnienie gimnazjów to nie tylko problem, że tak powiem, społeczny – bo taśmowo produkuje problematyczną młodzież, ale też edukacyjny. Tutaj też pewnie Jolo mógłby powiedzieć więcej, bo zna sprawę od podszewki, ale sprawa jest w sumie dość oczywista. Dwuletni program klas 7 i 8 został rozciągnięty na trzy lata gimnazjum, podczas gdy czteroletni program nauczania do LO wciśnięto w zaledwie trzy lata, wieńczone przecież maturą, od której zależy dalsza droga nauki. Absurd, bezsens, groteska. . . brak słów. I może to brzmi górnolotnie, ale przejście z gimnazjum do LO to szok kulturowy. Starsze pokolenie Wikingów może się śmiać, ale różnica jest naprawdę kolosalna i to w bardzo pozytywnym sensie. Widać to nawet (a może przede wszystkim) w sposobie traktowania ucznia przez kadrę no i jakby nie było też w stosunkach uczeń-uczeń, choć tu już nie ma żadnej magii, po prostu spotykają się odrobinę poważniejsze, nieco dojrzalsze osoby i muszą budować nową społeczność, na innych warunkach niż w patologicznej rzeczywistości gimnazjum. A co do wpływu gier komputerowych? guns don’t kill people, people kill people . Już nawet abstrahując od tej konkretnej sprawy dziewczyny z Krakowa (która sprawiała problemy wychowawcze już wcześniej, tylko najwyraźniej nikt się temu nie chciał przyjrzeć), to jeśli ktoś jest niestabilnym psychicznie idiotą, to każdy bodziec może w jakiś sposób zaważyć na jego decyzjach. Gra, film, komiks, książka, piosenka, głupi żart kolegi z ławki, cokolwiek. Ale od czegoś chyba są ci rodzice. Może jestem idealistą, ale wierzę, że każdego da się wychować na normalnego członka społeczeństwa. Trzeba tylko odrobinę pomyślunku i dobrej woli 🙂
Dlatego juz od nastu lat nie ogladam zadnej telewizji, bo te potrafia jedynie konfabulowac. Bo przeciez prawda zwyczajnie jest nudna, dlatego trzeba ja czasem ubarwiac. . bzdurami.
Ja byłem bodaj jednym z pierwszych roczników, które miały niewątpliwą nieprzyjemność obcować z instytucją gimnazjum. Takie moje szczęście (nie mogli tego wprowadzić kilka lat później? Albo wcale?) — załapałem się również na jedyną giertychowską maturę i byłem w pierwszej grupie korzystającej (na szczęście bez żadnych problemów w moich przypadku) z elektronicznej rekrutacji do liceum. . . Tak czy siak, jeśli chodzi o przeżycia z tego okresu, to jest to temat, który powinienem pewnie poruszać ze specjalistą na kozetce, a nie na forum internetowym, ale na szczęście wspomniany przez Siergieja licealny, pozytywny szok kulturowy pozwolił mi ten okres zostawić tam, gdzie jego miejsce — w przeszłości. Z takich bardziej mięsistych incydentów majaczy mi w pamięci temat gościa, który podobno został wepchnięty pod tramwaj. To, że się pod owym środkiem komunikacji miejskiej znalazł (i, na szczęście, przeżył) jest faktem, ale do dzisiaj nie wiem, czy rzeczywiście odpowiedzialne były za to jakieś osoby trzecie, czy może ich udział był plotką wynikającą z czyichś przechwałek. . . Nie wiem, i nie chce mi się zastanawiać, co byłoby gorsze. . . Oczywiście kwestie wspomnianych przez Jola „życiowych pokus”, które (pomijając alkohol) na szczęście udało mi się ominąć szerokim łukiem (co oczywiście musiało odbić się na mojej „popularności”) to sprawia wiadoma. Poza tym bójki, demolka. . . Chyba nikomu kto dyskutowaną instytucję zna (czy to od strony ucznia czy też ciała pedagogicznego) nie trzeba tego tłumaczyć. A ci, którzy nie znają niech się cieszą i mają nadzieję, że zanim ich dzieci trafią w szpony systemu edukacji, ten ostatni zdąży wyleczyć się z nowotworu zwanego gimnazjum (i nie zachoruje na żaden nowy). W sumie pomyślałem sobie, że nawet najgłupsi ludzie, których spotkałem w liceum wydawali się o niebo bardziej rozgarnięci od „najmądrzejszych” i „najdojrzalszych” z tych, na których natknąłem się w gimnazjum. . . Ale, zostawiając już temat gimnazjów, najbardziej w tej całej sytuacji przeraża mnie to, że tej dziewczynie nadal nikt nie chce. . . pomóc. Przy takich okazjach zawsze przypominają mi się słowa Marylina Mansona (też przecież, swego czasu, notorycznie uznawanego za źródło przemocy wśród młodzieży), kiedy Michael Moore zapytał go, co ten powiedziałby dzieciakom z Columbine: Nic. Słuchałbym, co oni mają do powiedzenia. Bo tego jednego nikt nie chciał zrobić (cytat z pamięci). Tu mamy do czynienia z analogiczną sytuacją. Co ciekawe, najwidoczniej obrazującą też podejście szkockiego szkolnictwa do podobnych zdarzeń. Oczywiście nie zamierzam drążyć akurat tematu tamtej sprawy, bo stanowczo za mało o niej wiadomo, ale jedno jest pewne — skoro przewinienie to zostało odnotowane w jej „papierach” to znaczy, że zostało zauważone. Skoro się powtórzyło, to znaczy, że po pierwszym „sygnale ostrzegawczym” zrobiono za mało. Naturalnie za mało zrobiła nie tylko jej poprzednia szkoła, ale również rodzice. A także obecni pedagodzy, którym przeczytanie kilku stron anglojęzycznego tekstu zajmuje ponad tydzień. . . Trochę swego czasu rzeczy natłumaczyłem, a mój osobisty rekord to dokładnie 83 strony w 5 dni (oczywiście surowego tłumaczenia, bez korekty itd. ), więc mam wrażenie, że jej szkockie świadectwo napisane jest mikrodrukiem. . . Teraz, kiedy dziewczyna po raz drugi próbowała rozwiązać problem w, jak mniemam, jedyny sobie znany sposób „system” ponownie (ją) zawodzi. Naturalnie nie chcę niczego przesądzać, bo sprawa nie jest jeszcze zamknięta, a informacje otrzymujemy przefiltrowane i podsmażone w rozgrzanym oleju za pośrednictwem tych samych serwisów informacyjnych, które za jedną z przyczyn (pierwotnych, jak sądzę) agresji nastolatków uznały gry komputerowe, jednak moim zdaniem warto pochylić się nad jedną kwestią. Mianowicie nad faktem, że naczelnym, jak dotąd, pomysłem na rozwiązanie problemu niestabilnej nastolatki (gdzie problem == niestabilna nastolatka) jest umieszczenie jej w „zakładzie poprawczym” na, jeśli dobrze liczę, 8 lat. Nie chcę nawet wyobrażać sobie jaką patologię ta instytucja w nią wtłoczy, skoro w gimnazjum, 7 dnia nauki, wbiła „koleżance” nóż w gardło. . . W poprawczaku przecież, jak wiadomo, wcale nie trzeba walczyć o pozycję, często z osobami od niej jeszcze bardziej agresywnymi, niepewnymi, dominującymi i pozbawionymi poczucia własnej wartości (sarcasm mode off). Perspektywy też będzie miała fantastyczne jak już wyjdzie, nie mówiąc, że wróci wtedy zapewne do dokładnie tego samego środowiska, które stworzyło jej obecne uwarunkowanie. Ponownie zamiast człowieka, szczególnie tak młodego i podatnego jeszcze na kształtowanie, leczyć/naprawiać, rozwiązuje się problem umieszczając go tam, gdzie nie będzie go widać. Co z oczu to z serca. No, ale wiadomo, że nikt nie może sobie pozwolić na rzeczywiste rozwiązywanie problemów, bo to za trudne, zbyt kosztowne a przede wszystkim wymagałoby przyznania się do błędów. Nie tylko wychowawczych, ale i, rzekłbym, systemowych. Jeśli chodzi o rodziców, to nie przeceniałbym jednak ich wartości i nie zwalał zbyt wiele winy na ich barki. Co prawda ja ze swojej strony na tą kwestię narzekać nie mogę, ale większość rodziców niestety jest kompletnie nieprzygotowana do swojej roli. Co zresztą nie powinno dziwić. . . Niestety. Naturalnie łatwo mi mówić z punktu siedzenia człowieka 22-letniego, który przedłużać gatunku jeszcze długo nie planuje (między innymi dlatego, że wie, że musi się jeszcze sporo nauczyć zanim będzie w stanie wypuścić na świat stabilnego przedstawiciela homo sapiens), jednak prawda jest taka, że do dziecka nie dodaje się instrukcji obsługi, a i nikt z umiejętnością jego wychowania do tak skomplikowanej i często dziwnej struktury społecznej, z jaką mamy do czynienia obecnie, się nie rodzi. A tymczasem bardzo trudno jest potomka nie popsuć i dlatego właśnie rodzice, by spełniać swoją rolę, powinni mieć choć podstawowe przygotowanie psychologiczne. . . Btw, Siergiej, wspominałeś coś o idealizmie? Beat that ;). Większość rodziców (a także, niestety, większość pedagogów) nie rozumie jak kształtuje się ludzka psychika. Stąd wynika, między innymi, mylenie „niebicia” z „bezstresowym wychowaniem” aka „pozwalaniem na wszystko”. Stąd wynika „co było w szkole?”, stąd wynika „moje dziecko nie chce ze mną rozmawiać” i stąd, the last but not least, wynika „okres buntu”, którym usprawiedliwia się wszystko (do chwili, kiedy ktoś ucierpi, rzecz jasna). Jakby tego było mało, rodzice często zwyczajnie nie rozumieją swoich dzieci ani kultury (z braku lepszego słowa), w której one funkcjonują. W sumie, jakby się nad tym zastanowić, to większość rodziców (i nie tylko) generalnie nie rozumie świata w jakim żyje. . . Co ciekawe, wielu rodziców nastolatków otwarcie się do tego przyznaje ale, zamiast uznać swój błąd, stwierdza po prostu, że to wina świata, czasu, starości, a kultura „dzisiejszej młodzieży” to jest po prostu głupia. . . Owszem, jest głupia (tak jak każdej młodzieży od wielu pokoleń) i to ponad wszelką miarę i właśnie dlatego trzeba ją pojąć. Dla dobra własnego dziecka, żeby pomóc jemu sobie z nią radzić, odmawiać, rozumieć. Tym niemniej, czy można za brak tego wszystkiego winić samych rodziców? Tak jak dziecko nie ponosi winy za niewłaściwe wychowanie przez własnych „starych” i funkcjonowanie w chorym systemie/kulturze (od niemal każdej strony patrząc), tak jego rodzice nie są odpowiedzialni za wychowanie zafundowane im przez ich rodziców i funkcjonowanie w równie chorym systemie. I tak dalej, i tak dalej. Niestety, choć nikt tego w obecnej sytuacji nie przyzna, ludzie w bardzo małej mierze odpowiadają za to, jacy są. To jest zaklęty krąg głupoty. Głupi, niekompetentny rodzic nie wychowa stabilnego dziecka, tak samo jak głupi i niekompetentny właściciel psa nie powinien się dziwić, że pupil sika mu na dywan i gryzie go po kostkach. . . Może się komuś nie spodoba to porównanie, ale prawda jest taka, że wychowanie dziecka, tak samo jak opieka nad jakimkolwiek zwierzęciem, wymaga wiedzy. . . Co większość ludzi radośnie ignoruje, i to w obu przypadkach, bo często najzwyczajniej nie zdaje sobie z tego sprawy. Żeby było jasne, nie aspiruję do roli żadnego psychologa. Po prostu trochę czytałem (i za pewne znajdą się tacy, co czytali więcej i wytkną mi błędy) o wpływie środowiska na kształtowanie człowieka i w bitwie nature vs nurture zdecydowanie skłaniam się ku temu drugiemu (choć w dość szerokim pojęciu). Dlatego staram się jednak szukać przyczyn, a nie tylko pozornie zapobiegać eskalacji skutków poprzez izolację człowieka. . . Pozornie, bo jak może się cokolwiek poprawić, kiedy niestabilnego emocjonalnie ludka zamknie się z grupą takich samych ludków?
14-letni chłopak znieważył prowadzącą zajęcia nauczycielkę, a chwilę później wysikał się do stojącej w klasie donicy z kwiatami! http://nasygnale.pl/kat,1025343,title,14-latek. . . caid=6adc1To chyba nie wymaga komentarza
Mieszkam w Niemczech ,tu 18 na pudełku z grą skreśla kupno takiej gry przez małolata . Żaden sprzedawca nie sprzeda gry takiej osobie małoletniej . W Polsce nie do pomyślenia . Pamiętam w pobliskim gimnazjum parę mc temu ,pewien młody Niemiec miłośnik Far Cry 2 (tak pisała prasa) zabiera pistolet ojca i zabija parę dziewczyn w szkole . policjanta i przypadkowego przechodnia. Tak naprawdę to rodzice powinni nadzorować w co dziecko gra i zadbać o normalny rozwój emocjonalny .
1. Frustracja2. Brak poczucia bezpieczeństwa3. Brutalizacja życia4. Gry komputeroweLitości. . . . Gry to tylko rozrywka, prawdziwe gówno to telewizja, tak tak, ta sama co pieprzy że gry są złe. A wystarczy włączyć byle jakie pasmo po 20. 00 i co widzimy ?? SEX, Brutalność taka że w grach nie da się zastosować, ba gry czerpią z telewizji np. SAW. Życie sam w sobie jest brutalne a zganianie wszystkiego na gry przez zakłamane media, samozwańczych obrońców moralności jest śmieszne. Przywołując ostatnie dni „obrona krzyża” czemu TV tak doładnie pokazuje tych agresywnych ludzi, podkreślając że nie będą ukarani, że kraj bezprawia itd. jest to jasny znak i przyzwolenie na złe zachowania. Ale zawsze gry będą kozłem ofiarnym, zawsze, tak długo jak Ci tzw, dziennikarze sami nie zaczną grać, lub mają za sobą przygodę z grami, wtedy może sami doznają oświecenia i może napiszą1. Frustracja2. Brak poczucia bezpieczeństwa3. Brutalizacja życia4. Polityka5. Telewizja 6. BRAK ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA SIEBIE
A ja nie widzę żadnego powodu do rozdrażnienia. Każdy myślący człowiek doskonale wie że środki masowego przekazu, jak sama nazwa wskazuje, są dla mas, a masy jak wiadomo należy odpowiednio ukierunkować, ponieważ same nie potrafią tego zrobić za siebie. TV to jedno wielkie kłamstwo, manipulacja, tona niedopowiedzeń, oszczerstw i wyssanych z palca faktów, które maja za zadanie jedynie odpowiednio ukształtować światopogląd milionów widzów. Nawet jak podadzą już jakiś konkretny, fakt, to uczynią w taki sposób, aby jego rozumienie było zazwyczaj odwrotne do stanu rzeczywistego. Czasami naprawdę mam wrażenie, że nad sposobem przekazu informacji pracuje cały sztab socjotechników. Naczytałem się i naoglądałem o tego typu posunięciach naprawdę bardzo dużo swego czasu. Nie wierzycie? Oto jeden z najprostszych przykładów manipulacji medialnej, a tego typu zagrania są dosłownie na porządku dziennym, wystarczy dobrze się przyjrzeć i nieco pomyśleć. http://www.youtube. com/watch?v=5yWdD7BcmygObejrzyjcie do końca, naprawdę warto.
„The switch. The switch to turn the damn thing off” — ulubiona przez Władymira Zworykina część telewizora. Chyba wielu z nas mogłoby się pod tym podpisać wszystkimi kończynami.
Przerażają mnie wasze doświadczenia z gimnazjum. Naprawdę.
Niestety jest to temat rzeka ale z autorem newsa zgadzam sie w 100%. Mam tylko jedno pytanie czy w owej telewizji wielki Pan dziennikarz (kur** jak ja nie nawidzę tych wymalowanych pieniaczy zwłaszcza z TV* do potęgi n) wspomniał chociarz o tym, że dziewczyna (tzw napastniczka) była nałogową graczką np w GTA czy wogóle ? Podejrzewam, że nie. No może Wy znacie ale ja nie znam zbyt wielu 13 letnich dziweczynek nałogowo grających w BRUTALNE gry. Pozdrawiam normalnych i myślących graczy. PS —> też mając około 8-9 lat grywałem w MK, Doom, oglądałem Braindead i wiele gore na VHS później słuchałem przez jakiś czas Nagłego Ataku Spawacza, paliłem i palę do dziś papierosy (gram i oglądam wymienione tytuły co jakiś czas bo są kultowe) i jakoś nie podziabałem knypem ryja kumplowi. Moim zdaniem winne są programy o tych detektywach zasranych co lecą o 18:00 czy jak to tam, same złe wieści z tych programów nic dobrego kurwens nie powiedzą lecz tylko opowieści o tym jak ktoś zgwałcił kogoś itd. OK see ya bo się zdenerwowałem.
ależ z was stare pierniki Jezu Jezu jakbym słyszał nauczycieli z pokoju nauczycielskiego.
może i stare pierniki, ale faktom nie zaprzeczysz. Sikanie do doniczek, chamstwo, buractwo itepe. Tego kiedyś nie było. Przynajmniej nie w takim natężeniu.
Wiecie że ten text u nas w szkole na godź-wychu czytaliśmy tuż po pogadajce o tej psychicznej dziewczynie. To jest nie czytaliśmy, ale flądra z noteboka nam czytała fragmenty. Czytaliśmy potem.
Jak dobrze, że przynajmniej literek was nauczyli!
wydaje mi się ze nagminną rzeczą wsród tak zwanego ciała pedagogicznego (i jak widać nie tylko) jest zwalanie na gry całego zła. Dodajmy że niewielu z nich grało w coś poza pasjansem;) ale ja skądinnąd reprezentantka tego niechlubnego stanu (a wiec też pojadę teoretycznie) której pewni twórcy gier komputerowych(?), zamieszali w głowie proponuje rozsadek. Najłatwiej jest zwalić na coś, kogoś (etc),żeby uwolnić się od poczucia winy, potrzeby zmiany. O tym czego i jak wiele konstruktywnych rzeczy mogą uczyć gry napisano już trochę ksiażek. Na pewno są też rzeczy destrukcyjne, ale nie warto zapominać o tym pierwszym. Zresztą do kogo ja piszę,lepiej zaloguje się na jakieś forum pedagogów szkolnych;) ale wiem i tu odwołam się do „co z oczu to i z serca” ze są ludzie dla których jest ważne to co się dzieje z tymi co są poza. Przykład: el sistema czy też wprowadzanej w kilku miejscach w naszym kraju metody projektów,która promuje w swoich zasadach: dobro wypiera zło, prawdziwe życie (nie wiem co na to gracze),podaj dalej (dobro). i jest oparta na dużej samodzielności dzieciaków, zwłaszcza tych ze środowisk trudnych. Nie kara i nie brak kary tworzą nową percepcję ale możliwość zmiany, zadośćuczynienia, doświadczenia tworzonego przez siebie dobra dla innych. no może pojechałam za górnolotnie, nie wiem też czy istnieje jakaś gra która pozwala na doświadczanie tego iż kreuję dobro i jestem wrażliwy na innych. Gdyby takowa istniała byłby to niezły kontrargument dla ataków na przemoc w grach i przeniesienie jej na real. Pozdrawiam twórców i graczy;)